POSTSCRIPTUM
PO TRZYDZIESTU LATACH

Dobiegł końca rok 1996, rozpoczął się rok 1997, kończy się moje 100 lecie. Ustawicznie powracam do moich zapisków z pierwszej połowy mego życia.  Pamiętnik pisałem w latach 1966-68, a obejmował on okres mego życia od narodzenia do zakończenia II wojny światowej; życie moje było raz monotonne, a raz burzliwe. Burze wywoływały wydarzenia dziejowe i te miotały mną od cichej poddynowskiej wioski, przez pola frontowe I wojny światowej, dawnych naszych kresów wschodnich, Bałkany, aż po niewolę carskiej Rosji, by po krótkim odpoczynku rzucić znów w obronie młodziutkiej Polski na fronty – ukraiński, a następnie bolszewicki.
I nadszedł czas spokoju, a dla mnie dwudziestoletni niemal czas spokojnej egzystencji w głuchych lasach. Aż znowu historia się o mnie upomniała, a nie tylko o mnie, ale i o moją młodą rodzinę, niedawno poślubioną żonę Marię i paroletniego synka Adasia. I pognał nas wicher dziejów za koło podbiegunowe, śladem dawnych polskich zesłańców na Sybir, by po dwu latach na następne cztery osadzić na stepach Kazachstanu.

Mnie już chyba w dniu narodzin przypisane było nie opuścić żadnej wojny. I poszedłem walczyć pod czerwoną gwiazdą o wolność dla Polski. I wywalczyłem tę wolność. I dzięki Opatrzności odzyskałem rodzinę, choć dwoje mych dzieci, tam narodzonych, pozostało w zamarzniętych stepach Kazachstanu. Szczęśliwie żona z synkiem Adasiem i tam narodzoną córeczką Danusią powrócili do Polski. Tu mi w pięćdziesiątą rocznice urodzin urodził się najmłodszy – Andrzejek.

Mija drugie pięćdziesiąt lat mego życia. Nic już się nie wydarzało. Dzieci wykształciły się, poszły w świat, pozakładały rodziny. Dziś mam 7 wnuków i jednego prawnuka.
Życie swe opisałem w miarę moich umiejętności. Wspomnienia z lat 1939-1945 pisane były w okresie, gdy na temat tamtych czasów nie za wiele chciano mówić. Rękopisy przeleżały 30 lat. W świetle dzisiejszej wiedzy o tamtych czasach opisane prawdy nie wydają się być już tak odkrywcze, ale wtedy opowiadanie o naszym losie wywoływało mieszane uczucia słuchających – litości, niedowierzania. Nie starałem się o wydanie mych „Wspomnień”, raczej chciałem, by pozostały potomnym ku pamięci.

Fot. 31. Rodzina Krowiaków. maj 1950 r.
od lewej: Adaś, Danusia, żona Maria, Andrzejek, autor

Fot. 32. Rodzina Krowiaków. 1960 r.
od lewej: Danusia, żona Maria, Adam, autor, Andrzejek

Fot. 33. Rodzina Krowiaków. 1970 r.
od lewej:  w drugim rzędzie: Adam, żona Adama – Maria, Andrzej, Danuta, Heliodor – mąż Danuty; w pierwszym rzędzie: Darek – syn Adama i Marii, żona autora – Maria trzyma na kolanach Piotrusia – syna Danuty i Heliodora, autor, Ewunia – córka Adama i Marii

Z dumą stwierdzam, że osiągnąłem cel – ufundowałem tablicę poświęconą pamięci Weselan pomordowanych w czasach wojen i okupacji. Dziś tablica jest wmurowana w kościele parafialnym w Wesołej.
Po latach władze, zarówno Polski jak i Związku Radzieckiego, a następnie Federacji Rosyjskiej (zaczęły mnie nagradzać odznaczeniami, ale to już wszystko miało dla mnie jedynie znaczenie honorowe.


Pięćdziesiąt powojennych lat upłynęło nam raczej w skromnym życiu. Za lata walki o Polskę i polskość, za trud, poniewierkę i stracone na nieludzkiej ziemi dzieci, za zmarnowaną naszą młodość i stracone dzieciństwo syna, za lata potwornego głodu i wyniszczających chorób, za codzienne upodlenia, nie spotkała nas żadna rekompensata. Nawet tę skromną egzystencję, jaką prowadziliśmy, trzeba było zdobywać w ustawicznej walce.

   Wiele razy zastanawiałem się, czytając rękopis „Wspomnień”, czy by czego nie zmienić, ale w ostateczności postanowiłem zachować wszystko w takiej postaci, w jakiej wspominaną rzeczywistość zawarłem w pierwopisie.
Z tamtych dawnych lat niewiele zostało pamiątek, parę zdjęć, parę dokumentów, które w miarę możliwości starałem się reprodukować.

   Parę dni temu (9 grudnia 1996 roku) zmarła mi żona.  Pochowaliśmy ją w naszym rodzinnym grobowcu w Wesołej.  W ostatnich dniach jej życia ustawicznie musiałem powracać do moich pamiętników i odczytywać jej fragmenty, których chętnie słuchała,  były one jedyną jej rozrywką w postępującej chorobie
Ewentualne opisanie dziejów naszej rodziny po 1945 roku pozostawiam moim następcom…

Ignacy Krowiak, 10 stycznia 1997 r.

——–
Autor zmarł 13 stycznia 1997 r. i został pochowany w rodzinnym grobowcu w Wesołej obok swych rodziców i żony.

Po stuletniej wędrówce powrócił do rodzinnej wsi.

Posłowie

Kiedy odchodził, dziadek Ignacy pozostawił po sobie opowieść. Opowieść o bosonogim chłopcu w lnianej koszuli, którego świat to wieś Wesoła na Pogórzu Dynowskim. Ten świat ma ściśle wyznaczone granice dobra i zła. Bóg i diabeł rządzą światem małej wioski w dolinie.
Jest koniec dziewiętnastego wieku i chłopiec, którego rodzina przeznaczyła na księdza nie wie, że świat stoi na krawędzi, że diabeł będzie wielokrotnie zmieniał oblicze w Ignacego stuletniej wędrówce przez życie. „Zły”, który siedział na gałęzi w lesie i czyhał na duszę młodego gimnazjalisty niedługo wróci z austriacką armią, pogna chłopców, jak Ignacy, do okopów, każe zabijać, umierać, głodować. Poróżni na śmierć i życie sąsiadów, by znów przyczaić się w lesie.

Chłopiec staje się mężczyzną, zakłada rodzinę. Młoda żona i synek nie stanowią jednak rękojmi przed diabłem, który wraca w mundurze NKWD i łomocze do drzwi cichej leśniczówki w Jaworniku. Cierpienie zagości w rodzinie Krowiaków na wiele lat. Zesłanie na Sybir, potem do Kazachstanu, mordercza praca, głód, choroby, śmierć malutkich synków – Kazia i Józia, samotność i strach. Babcia zostaje z Adasiem w nędznej lepiance, dziadek znów idzie do okopów wcielony w szeregi Armii Czerwonej. Jego żona niedługo urodzi w samotności córeczkę Danusię.

A jednak przeżyli! Wszechobecny Zły nie do końca zebrał swoje żniwo. W „nieludzkiej ziemi” czepiali się każdego skrawka życia, podnosili się z chorób, rodziły się dzieci. Anioł Stróż ostrzega we śnie Ignacego, Matka Boska śni się też małemu Adasiowi, każe mu wracać do Polski. Opatrzność i przypadek pozwalają powrócić rodzinie zesłańców do ojczyzny.
Jest rok 1946, Ignacy pracuje w Dyrekcji Lasów Państwowych w Tarnowie. Jego schorowana żona powraca w ramach repatriacji z wynędzniałymi dziećmi, ośmioletnim Adasiem i dwuletnią Danusią do Polski, tu rodzi im się w 47-mym roku trzecie dziecko – Andrzej. Wojna pochłonęła wszystko, rodzina Krowiaków rozpoczyna nowe życie od zera w ponurej, powojennej rzeczywistości. Repatrianci ze wschodu niechętnie opowiadają o swojej przeszłości. Nie pasuje ona do oficjalnej „prawdy”. Własną prawdę niebezpiecznie jest ujawniać.  Dziadek jako doświadczony, przedwojenny leśnik pracuje jako inspektor Lasów Państwowych. W czasach odbudowy kraju jeździ po Polsce, pomaga odbudowywać administrację leśną,  uczy zawodu leśnika. Całe życie uczciwy i wierny swoim poglądom, teraz też nie chce ulec zakłamaniu wszechwładnego systemu. Nie wstąpi do partii. W rezultacie – niesłusznie zdegradowany, przesuwany do coraz gorszych prac, w końcu na kilka lat pozostaje bezrobotnym. Krowiakowie przeprowadzają się do Łańcuta, tu babcia aż do emerytury będzie pracować jako nauczycielka matematyki.

Dziadek nie pisze o tych latach w swoich wspomnieniach. Były to lata biedne, nauczycielska pensja babci ledwie starczała na utrzymanie pięcioosobowej rodziny. W 1958 roku w ramach ogólnokrajowej odwilży dziadek został zrehabilitowany, co umożliwiło mu podjęcie pracy w administracji Lasów Państwowych. Znów musiał opuścić rodzinę, by przepracować cztery lata do potrzebnego mu okresu emerytalnego. Dziadkowie poświęcili życie swoim dzieciom. Dziadek, już na emeryturze przez długie lata pracował na pół etatu, babcia dawała korepetycje, by zapewnić wszystkim trojgu wykształcenie.

Dziadek pisał swój pamiętnik dla rodziny, ale miał też nadzieję, że kiedyś posłuży on do utrwalenia pamięci o tych nieludzkich latach spędzonych na zesłaniu. Mało kto wtedy wierzył, że kiedyś można będzie głośno mówić o losie Polaków na Syberii i w Kazachstanie w niezliczonych „osiedlach im. Stalina”. Nawet nam – dzieciom mówiono, że dziadkowie byli przesiedleni na tereny ZSRR – nie zesłani. Dziadek chętnie opowiadał, ale lata walki w szeregach Armii Czerwonej pomijał milczeniem – czyżby chciał zapomnieć o tym ponurym czasie, kiedy człowiek był wart tylko tyle, ile mógł unieść amunicji? Lata powojenne zamyka w kilku słowach: „nic się już nie wydarzyło”. A działo się wiele, ale już nie w życiu tego skromnego człowieka. Dzieci dorastały, kończyły studia, zakładały rodziny. Kolejne pokolenie biegało po łańcuckim parku, pobierało u babci korepetycje z niemieckiego.  Dziadkowie do końca byli aktywni intelektualnie i społecznie. Babcia zachłannie czytająca wszystkie nowości w literaturze, dziadek żywo zainteresowany polityką. Zachował się nam w pamięci obraz dziadka tajnie słuchającego w kuchni  Wolnej Europy – jako, że nie dosłyszał, zakłócana trzaskami audycja rozbrzmiewała na pół osiedla.
Po wieloletnich rozłąkach, teraz już nierozłączni, dziadkowie wpisali się w krajobraz Łańcuta, spacerujący alejami zamkowego parku, wspierający się nawzajem. Do końca razem, byli wzorem małżeństwa, przeżyli wspólnie 60 lat. Dziadek z niezwykłą troską opiekował się babcią w jej postępującej chorobie. Kiedy zmarła w wieku 87 lat, nie pogodził się z tą rozłąką – odszedł za nią po miesiącu.

Rodzina Krowiaków rozjechała się po Polsce i świecie; Danuta – lekarka mieszka w Przemyślu, jej troje dzieci niedaleko niej – córka Ania z mężem i trzema synkami, syn Piotr z żoną i córką, i Adam, który jeszcze studiuje.
Andrzej – ekonomista, politycznie zaangażowany w życie kraju i regionu, osiadł wraz z żoną Haliną w Tychach. Ich starsi synowie Sławomir i Zbysław pracują, młodsza Ola i najmłodszy Radek uczą się.
Adam z żoną Marią spędził większość życia w Sandomierzu. Do końca aktywny zawodowo i społecznie, z wielkim sercem zaangażowany w pomoc bliźnim. Ich dzieci – Dariusz z żoną i dwojgiem dzieci i Ewa z mężem i synkiem mieszkają w Kanadzie.

Nadchodzi czas pożegnań dla kolejnego pokolenia. W lutym 2004 roku odszedł najstarszy syn Ignacego i Marii – Adam, który poświęcił niezliczone godziny edycji wspomnień swojego ojca. Tym bardziej istotne jest, by praca nad nimi była kontynuowana. Zdarzenia dnia dzisiejszego jutro będą wspomnieniami. Pozostają w pamięci rodziny i przyjaciół tak długo, jak znajdujemy na nie czas i miejsce w naszych domach i sercach. Księgarnie pełne są poradników z gotowymi przepisami, mówiącymi nam jak żyć, jak być szczęśliwym, jak osiągnąć sukces materialny. Media zasypują nas coraz nowymi „wartościami”. W pogoni za nimi brakuje nam czasu i chęci by przystanąć, wysłuchać innych lub podzielić się własną opowieścią.
Gdyby dziadek i babcia nie zapisali swoich wspomnień, odeszłaby z nimi ich opowieść – historia zwyczajnych ludzi, których los wplątał w niezwykłe wydarzenia dziejowe.
„Wspomnienia” to nie tylko historia rodziny Krowiaków, to także utrwalona na zawsze wieś, jakiej już nie ma. To żołnierze, którzy ginęli w okopach, to dola zesłańców na Syberii i Kazachstanie, to rozpacz matek nad zmarłymi z głodu dziećmi, to ludzie, o których być może nikt by już dzisiaj nie pamiętał.

Dziś „Wspomnienia” czytane są w wielu zakątkach świata. To drugie już ich wydanie niech będzie dowodem, że praca nad nimi nie poszła na marne.

Wydawcy

Sandomierz, 23 marca 2004

Odcinek poprzedni – kazachstańskie wspomnienia żony Marii
Pierwszy odcinek Wspomnień

Zobacz też:
Eugenia Seńczuk – Pamiętnik Sybiraczki
Adam Grabowski – Pamiętnik redaktora