Jak zostałam astrologiem?

Pewnej sierpniowej soboty obudziłam się i postanowiłam, że muszę ze sobą coś zrobić, bo jeżeli nie, to zacznę chodzić po ścianach. Spojrzałam na budzik: było około 13. Rozejrzałam się po pustej sypialni. Jeszcze niedawno nie była taka pusta. Było, minęło.

Przypomniałam sobie spotkanie z Grzegorzem, wiele lat temu. Przyszedł do mnie z dziwnym wydrukiem. Usiadł i spojrzał na sufit. Ja w tym czasie parzyłam herbatę.
– Tutaj woda się kiedyś polała – bardziej zapytał niż stwierdził.
– Tak – odparłam zdziwiona.
– No to ubezpiecz mieszkanie, bo jeszcze się poleje – pokiwał głową patrząc w rysunek, na którym były dziwne znaczki, ułożone w kole.
Mówił o romansie z młodszym mężczyną i o nagłym końcu tego związku.

Pomyślałam, że Grzegorz był astrologicznym geniuszem. Jak do tej pory, wszystko z jego horoskopu sprawdziło się. I związek, i ponowne zalanie mieszkania, częste zmiany pracy i zainteresowań. No i było jeszcze coś.
– Będziesz astrologiem, niewykluczone, że dość dobrym – uśmiechnął się.
– A gdzie tego można się uczyć? – podskoczyłam na krześle.
Grzegorz uśmiechnął się i pokiwał głową.
– Nie teraz. Za kilka lat.
– Ale ja chcę już teraz – uparłam się.
– Jak mówię, że za kilka lat, to nie spiesz się, moja droga pani z pierwszodomowym Marsem.

Nie wiedziałam, że ten pierwszodomowy Mars oznacza między innymi niecierpliwość i szybkie zapalanie się do nowych pomysłów, ale uparłam się, by udowodnić Grzegorzowi, że ja nauczę się astrologii teraz i zaraz.
Nie udowodniłam. Wszyscy, którzy mogli mi pomóc, jakoś uciekali przede mną. A to jeden miał telefon do kogoś kto uczy, ale go zgubił, a to w Polskim Towarzystwie Psychotronicznym ciągle całowałam klamkę, a to coś jeszcze innego. W sumie kilka tygodni walczyłam o kontakt z kimś, kto dałby mi namiar na nauczyciela. W domu gdzieś była Mandala Życia Weresa i Prinkego. Zniknęła. Dałam sobie spokój. Jak nie, to nie.

Teraz przypomniałam sobie interpretację Grzegorza i nagle mnie olśniło.
– Będę uczyć się astrologii! – postanowiłam. Skoro astrolog powiedział, że mam do tego talent, to niech tak będzie.
Tylko jak? Przecież te 10 lat temu próbowałam skontaktować się z nauczycielami… Ale to było dawno temu.
– Teraz musi być inaczej – zdecydowałam.
Wykręciłam numer informacji i poprosiłam o numer Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego. Tam odezwała się automatyczna sekretarka. Podała numer na komórkę osoby dyżurującej w wakacje. Zadzwoniłam. Po chwili dysponowałam numerem telefonu do Margot.
Z Margot rozmawiałam kilka chwil później. Porozmawiałyśmy sobie, jakbyśmy się dobrze znały. Margot wpisała mnie na listę kursu dla początkujących i podała kilka lektur. Zapytała, czemu chcę uczyć się astrologii. Odpowiedziałam, że zawsze mnie to interesowało, i że jestem takim typem, który sam nie umie się uczyć, muszę mieć nauczyciela. Potem opisałam moje bezowocne starania sprzed lat, jak chciałam nawiązać kontakt z nauczycielem astrologii. Margot skwitowała to jednym zdaniem: „Jak uczeń jest gotów, to nauczyciel znajdzie się sam”.
I tak zostałam astrologiem.


Co to jest astrologia?

Według mnie, astrologia to sposób na opisanie człowieka. Przepowiadanie przyszłości to jakby produkt uboczny. To język, jakim posługuje się kosmos w konstruowaniu naszego ciała i charakteru. To nie gwiazdy decydują o tym czy o tamtym. To my decydujemy o wszystkim, a horoskop to tylko opisuje. Horoskop jest matrycą naszych możliwości, ale to od nas zależy, czy je wykorzystamy.

Jak się robi horoskop?

Zacznijmy od tego, że pępkiem świata dla astrologa jest człowiek, czyli jego klient. Nie ma horoskopów dla Baranów, Byków czy Bliźniąt. Jest horoskop dla konkretnego człowieka.
Astrolog bierze od klienta jego dokładną datę, wraz z miejscem, urodzenia i wrzuca dane w program astrologiczny. Program służy do wyrysowania horoskopu, czyli właśnie tego dziwnego kółka z symbolami, z którym przyszedł do mnie Grzegorz. Są jeszcze puryści, którzy wolą robić to ręcznie. Trudna robota z dużą ilością liczenia.
Po wydrukowaniu należy horoskop odłożyć. Co nagle to po diable.
Potem trzeba popatrzeć, pomyśleć i ubrać w normalne słowa to, o czym mówi kosmogram za pomocą symboli. Wbrew pozorom, to wcale nie jest prosta sprawa. Każdy człowiek jest inny. Żeby odkryć przed klientem jego prawdziwe „ja”, trzeba zrozumieć jego motywację. A z tym jest chyba najtrudniej. Najtrudniejsze jest jednak zachowanie obiektywności wobec klienta.

Czego nie wolno astrologowi?

Nie wolno klienta oceniać. Do tego nie wolno w żaden sposób go obrażać ani straszyć. No i nie wolno z klientem poruszać tematu śmierci. To jest niemoralne. Na kursach często porusza się ten temat, ale niech to pozostanie tajemnicą szefa kuchni. Wiele „śmiertelnych” horoskopów robionych przez dobrych astrologów po prostu się nie sprawdziło. Dlaczego? Bo to nie astrolog wyznacza datę śmierci, tylko nasza dusza wie, kiedy chce odejść. Niektórzy wierzą też, że chce wrócić, ale to inna bajka.

Jak to jest ze sprawdzalnością?

Ano różnie. Raz się sprawdza, a raz nie. Nie wiem od czego to zależy. Jestem chyba zbyt młoda stażem, aby dać „gwarancję” na sprawdzalność. Ja zresztą nie lubię przepowiadać przyszłości. Wolę skupiać się na motywach działania człowieka. Czasem to przypomina obnażanie człowieka przed nim samym, a ja jestem tylko tłumaczem.
Przyznam, że mam na koncie kilka wpadek. Największa z nich dotyczyła interpretacji pewnego dnia w grudniu 2002 roku. Wywnioskowałam z horoskopu, że znów zaleje mi mieszkanie. A tu wywalili mnie z pracy. Do tej pory moi znajomi astrologowie  opowiadają sobie anegdoty, że zamiast przejąć się tym, co się stało, to ja pobiegłam do komputera i sprawdzałam tranzyty na moment wywalenia z pracy (tranzyty i progresje to techniki, za pomocą których przewiduje się przyszłość).
Innym razem koleżance poszukującej pracy obiecałam podpisanie dobrej umowy za pół roku. Była świeżo po rozwodzie, z przewlekle chorym dzieckiem, a były mąż nie płacił alimentów. Jej sytuacja finansowa była nieciekawa. Po kilku latach siedzenia w domu ciężko było jej znaleźć pracę. No i sprawdziło się, ale nie tak, jak przewidywałam: umowa była, ale nie o pracę, tylko… małżeńska. Z jednym tylko trafiłam: z powodu tej „umowy” poleszyła się jej sytuacja materialna i podniósł status społeczny. Dziewczyna poszła szukać pracy, a znalazła męża.
Muszę przyznać, że ta historia ucieszyła mnie bardzo. Bo nie moja duma astrologa jest ważna, tylko szczęście kogoś, kogo lubię.

Jak znaleźć dobrego astrologa?

Zapomnijmy o wszystkich 0-700 i esemesach. Wykonanie horoskopu to kilka dni pracy. Tak na szybko, to tylko jajecznicę można dobrą zrobić. Ogłoszenia typu „5 stron wydruku za 50 zł w przeciągu godziny” też można zignorować. Wśród astrologów ogłaszających się w sieci i w gazetach jest wielu uczciwych. Myślę, że najlepszy sposób to poczta pantoflowa. Popytajcie znajomych – oni na pewno znają kogoś, kto może taką osobę polecić.
Do astrologa należy wybrać się osobiście. Astrolog (taki z prawdziwego zdarzenia) bierze od klienta datę urodzenia i daje sobie czas na zrobienie horoskopu. Myślę, że dobry horoskop wymaga spotkania z klientem. Jeżeli nie jest to możliwe, to należy „spotkać się” na komunikatorze, bo interpretacja horoskopu powinna być rozmową, a nie monologiem.

Zainteresowanych nauką lub doskonaleniem się w astrologii zapraszam na moje forum: Jak na górze, tak na dole

 

***

Horoskop pinezki.pl

 


Jaka jest pinezka?
Pierwsze wrażenie jest sympatyczne, i zdaje się, że redakcja wie, czego chce. Ludzie chętnie tu klikają i często wracają. Na stronie panuje atmosfera wiecznej zabawy. Ci, którym portal nie podoba się, mają mu do zarzucenia zbytnią lekkość poruszanych tu tematów. Jednak w pinezce jest miejsce na tematy trudniejsze, takie, dzięki którym czytelnik zatrzyma się na chwilę, usiądzie, zastanowi, a może nawet coś w życiu zmieni. I na tym można zbić kapitał czytelniczy.

Dochody.
Pomimo, że strona jest niekomercyjna, można tu na dochody liczyć, ale na pewno nie stałe. Najprędzej od kogoś, kogo strona urzeknie popularnością. Jednak nie liczyłabym na lojalność wpłacających: oni szybko mogą się zmieniać.

Tematy poruszane.
Tu panuje hasło „nie mamy granic”. Każdy temat jest dobry, byleby nie urazić uczuć Czytelnika.

Korzenie, czyli skąd wzięła się pinezka?
Bardzo ciekawe połączenie ludzi, którzy chcą zrobić coś razem, coś dającego radość ze współpracy. Narobić się, nagadać, a potem razem się z tego cieszyć.

Kto najchętniej odwiedza stronę?
Kobiety! Kobiety szukające nowinek kosmetycznych, porad, jak się ubrać. Tematy kulinarne są bardzo popularne, zwłaszcza słodkości.

Redagowanie
Bardzo to jest ciekawe, bo trudno jest wyodrębnić w redakcji jednego szefa, odpowiadającego za całość. Bardziej tu widzę współpracę poszczególnych działów. Siłą tej redakcji są osoby odpowiedzialne za poszczególne działy.

Czytelnicy
Surowi, ale czytający łapczywie. Chętnie dają linki swoim znajomym. Niektórzy są obrażalscy, więc radzę bardzo zwracać uwagę na słownictwo. Złośliwości, choćby wypowiedziane w najlepszych intencjach, niemile widziane.

Czym zaczarować Czytelnika?
Kluczem są emocje. Czytelnik chce być dumny z tego, że należy do ekskluzywnej grupy czytelników takiego portalu. Myślę, że adres mailowy w domenie pinezka.pl może być etykietą kogoś z dobrego towarzystwa.

Gdzie redakcja może przekroczyć granice dobrego smaku?
Nie narzekajmy, nie plotkujmy, nie obgadujmy. Krytyka może obrócić się przeciwko nam.

Cele pinezki.pl
Aby wszystkim było dobrze, miło i fajnie. Bardzo dobre rokowania dla działu mody i urody. Ale nie przesadzajmy z tym, bo nie każdy musi podzielać nasz gust. Niektórym może wydać się zbyt barokowy.

Sympatycy strony, współpracownicy.
Niezbyt wylewni, ale wierni.

Czego pinezka się boi?
Głębokich, trudnych tematów. I niepotrzebnie. One mogą stanowić siłę witryny.

Ilustracja jest zrzutem ekranowym z programu Kairon na Mekintosza