Joga
Mogę powiedzieć, że właściwie „dorosłam” do jogi. Metafizyka działała, mnożyły się znaki i sygnały… Wszystko od dawna wskazywało na to, że joga będzie mi odpowiadała. Zaczynałam od chełpienia się w dzieciństwie elastycznością mięśni (oprócz wyginania się w dziwacznych pozach nie miałam innych powodów do dumy, jeśli chodzi o sprawność fizyczną) i siedzenia godzinami w pozycji kwiatu lotosu (Padmasana). Potem, w szkole średniej, jakoś kompletnie zarzuciłam ćwiczenia rozciągające i moje zainteresowanie jogą odrodziło się dopiero po studiach, najpierw w postaci teoretycznej.
Czytając rumuńskich autorów, dość szybko dotarłam do Mircei Eliadego – pochłonąwszy najpierw jego arcyciekawe pamiętniki (gdzie jest sporo wzmianek na temat jogi), znalazłam jedno z najważniejszych jego dzieł: Joga: nieśmiertelność i wolność.
Eliade od czasów swoich studiów nad jogą do pracy doktorskiej (1933), kiedy to spędził trzy lata w Indiach z guru Dasgupta, opisywał ją jako jeden z pierwszych badaczy z kręgu kultury zachodniej. Jego badania są bardzo wyczerpujące. Książka podaje doktryny jogi, techniki pozwalające na osiągnięcie niezależności od fizyczności, związek jogi z braminizmem, hinduizmem (wielkie teksty hinduizmu, Wedy, a przede wszystkim Mahabharata i jej część – Bhagavad Gita, poświecają jodze wiele uwagi) i buddyzmem, omawia relację jogi do tantryzmu, alchemii i pradawnych mitologii Indii. Wiele pojęć, oprócz tłumaczenia, podanych jest w oryginalnym języku – sanskrycie (którego melodia ma znaczenie w mantrach).
Przez przypadek, na samym początku znajomości z jogą, poznałam ten właśnie tekst, uważany przez joginów za bardzo zaawansowany. I zagubiłam się nieco w gąszczu nazw i obcych znaczeń. Zaczęłam wtedy próbować prostych asan (pozycji), np. cyklu powitania słońca (Suryanamaskara) i doszłam do codziennej rutyny. Usiłowałam też medytować, co początkowo było dla mnie prawie zupełnie niewykonalne.
Równolegle, głównie dzięki znajomym Hindusom, zaczęłam powolutku poznawać kulturę Indii, aż wreszcie podróż tam spowodowała, że postanowiłam poznać dogłębniej jogę jako filozofię i styl życia. Zaznaczam, że jest to wyłącznie moja droga, a joga równie dobrze może dla wielu pozostać jedynie systemem relaksujących po ciężkim dniu ćwiczeń połączonych z uspokojeniem oddechu – co dla mnie również jest atrakcyjnym jej aspektem (przy okazji: chociaż joga pozwala na kształtowanie sylwetki, do odchudzania, czy poprawy kondycji lepiej wybrać aerobik lub ćwiczenia na siłowni; efekty będą szybsze i bardziej spektakularne).
Ludzie zwracają sie ku jodze z różnych powodów – może to być próba opanowania stresu, rozciąganie po wypadku, szukanie oparcia duchowego czy wreszcie – zwłaszcza ostatnio – moda. Ponieważ na całość jogi składa się wiele elementów, można wybrać część z nich, pomijając pozostałe. Można też starać się „zanurzyć” w jodze i doświadczyć wszystkiego, co oferuje. A jest tego niemało, więc żeby skorzystać ze wszystkiego, trzeba poddać się pewnej dyscyplinie.
Głównym celem jogi praktykowanej na Zachodzie jest otwarcie się na podróż wewnętrzną, na inny sposób doświadczania świata, poznanie możliwości swojego ciała, duszy i umysłu – cokolwiek to dla każdego z nas znaczy. W hinduizmie joga jest drogą do zjednoczenia z Najwyższą Istotą (i rzeczywiście, w sanskrycie „joga” znaczy „związek, unia”).
Filozofia jogi używa wielu symboli, komunikujących często wiele znaczeń jednocześnie (mogą być one indywidualnie interpretowane) i stara się unikać arogancji intelektualnej, dlatego próby opisu dokonywane przez jej adeptów dają jedynie pojęcie o ich osobistym odbiorze jogi. Pozwala to na współczesną, oddzieloną od religijnej, interpretację, co jest bardzo pozytywne; ale pozwala to też na interpretacje manipulacyjne, które wykorzystywane są przez pseudo-guru o ambicjach dyktatorskich, doprowadzając do absurdalnych wynaturzeń. W rzeczywistości joga nie jest dziedziną wiedzy, ani religią, jednak często pozwala na głębsze odczuwanie wiary przez pratykującego (niezależnie od jego wyznania).
Większość mistrzów jogi (również Eliade w swoich pracach) opiera się na tekście starożytnego mistrza Patanjali „Joga Sutra”, który opisuje oraz systematyzuje zasady i podwaliny jogi. Są tam analogie do większości religii chrześcijańskich (a może to religie chrześcijańskie odwołują się do jogi? Według niektórych źródeł Jezus poznał hinduizm).
Na przykład, dojście do samoświadomości, do lepszej kontroli nad swoim ciałem i umysłem można osiągnąć praktykując zasady bardzo zbliżone do Dekalogu! Jest ich co prawda tylko pięć (ahimsa – nie zabijaj; satya – nie kłam, asteya – nie kradnij; brahmakarya – abstynencja płciowa i aparigraha – nie bądź chciwy), lecz każda jest interpretowana bardzo szeroko (na przykład brahmakarya współcześnie jest wezwaniem do przestrzegania monogamii, a aparigraha jest rozwijana jako powstrzymywanie się przed konsumpcyjnym stylem życia). Tak jak i dziesięciu przykazań, niełatwo jest przestrzegać tych zaleceń. A składają się one tylko na jeden z ośmiu filarów jogi – yama (ograniczenia, stosunek do otoczenia). Pozostałe filary to niyama (dyscyplina, stosunek do samego siebie, na przykład czystość, asceza), asana (praktykowanie pozycji), pranayama (kontrola oddechu), pratyahara (relaksacja i kontrola zmysłów), dharana (koncentracja uwagi), dhyana (medytacja) i samadhi (stan analogiczny do nirwany, ideał ostatecznej samorealizacji). Wydają się one uszeregowane od najbardziej codziennych, praktycznych i oczywistych, do coraz większych wyzwań.
Już asana może sprawiać kłopoty – można się tego domyślić, nawet patrząc na zdjęcia joginów w niewiarygodnych skrętach – ale najlepiej pamiętać, że każda pozycja ma różne stopnie zaawansowania i stadia. Nie trzeba zmuszać ciała od początku do wygięcia się w niemożliwy w danym momencie sposób.
Dobrze jest też ćwiczyć z nauczycielem, bo wiele asan da się doskonalić wchodząc w nie stopniowo, często w sposób, który trudno samemu wywnioskować, widząc tylko efekt końcowy. Poza tym, dobry nauczyciel potrafi dostosować asany do budowy i indywidualnych możliwości ucznia, tak, że czasem wygląd pozycji różni się bardzo od tego „modelowego”, a asana jest i tak wykonana poprawnie i najkorzystniej dla praktykującego. Dojście do tego wyniku daje na końcu sporą satysfakcję! Dodatkowo, po sesji asan na pewno odczujemy, że mamy mięśnie, o których istnieniu nawet nam się nie śniło…
Jedyną sprawą, podkreślaną często przez mistrzów jogi, która może wydawać się wątpliwa z medycznego punktu widzenia, jest korzystny dla zdrowia masaż organów wewnętrznych i gruczołów (na przykład, niektóre pozycje mają stymulować tarczycę). Zależnie od szkoły jogi, asany można zmieniać szybko i płynnie (Vinyasa) lub powoli, udoskonalając każdą asanę przez wiele minut (Kripalu), co pozwala na dobranie stylu odpowiadającego warunkom fizycznym i osobowości ćwiczącego.
Włączenie w praktykę pranayamy wymaga już większej kontroli. Powolne, świadome oddechy są skomponowane ze zmianami asan. Pozwala to (nawet tym, którzy nie wierzą w życiodajną moc Prany – w sanskrycie oznaczającej siłę życiową, niewidzialną energię, utrzymującą ciało przy życiu) – na przejście w stan relaksacji, do pratyahary, która jest na ogół elementem końcowym codziennej sesji. Trzy proste, relaksujące techniki oddychania to „oddech ognia”, oddech przez pojedyncze nozdrze i oddech Ujjayi (tzw. „oddech zwycięzcy”). W jodze zarówno wdech, jak i wydech następuje przez nos. Należy jak najgłębiej wdychać powietrze, wypychając najpierw dolną, potem górną część brzucha, a następnie wypełniając powietrzem płuca. Wydech następuje w odwrotnej kolejności.
W oddechu ognia wdychamy powietrze normalnie, w sposób opisany powyżej, po czym wydychamy je za pomocą krótkich, szybkich skurczów przepony – im więcej nam się uda, tym lepiej (ja na ogół poprzestaję na około dwudziestu na jeden wydech). Z czasem, gdy udoskonalimy technikę oddychania, ilość ta znacząco wzrośnie.
Oddechy przez pojedyncze nozdrze polegają na zatkaniu kciukiem prawego nozdrza, a palcem wskazującym – lewego. Zaczynamy od otwarcia lewego nozdrza, długiego wdechu (licząc do ośmiu w rytmie normalnych oddechów), następnie zatykamy lewe nozdrze, z zatkanym nosem liczymy do dziesięciu, otwieramy prawe nozdrze i wydychamy powietrze licząc do ośmiu. Powtarzamy cykl w odwrotnej kolejności.
Oddech Ujjayi przypomina (i brzmi jak) oddechy Dartha Vadera w „Gwiezdnych Wojnach”. Jest to normalny oddech (oczywiście obowiązują generalne zasady oddechu jogina), z podstawą języka przesuniętą maksymalnie w kierunku tylnej ścianki gardła. Jak przy chrapaniu!
Tradycyjnie pranayama jest wykonywana w pozycji Padmasana, z rękami na kolanach, dłońmi obróconymi wnętrzem do góry i palcami złożonymi w dowolnej mudrze. Jednak można oddychać np. stojąc przy otwartym oknie (dobry sposób na rozpoczęcie dnia). Najlepiej powtarzać daną technikę kilkanaście razy, po czym przejść do następnej.
Dharana i dhyana (rozróżnienie ich jest dla mnie jeszcze dość kłopotliwe, może dlatego, że – jak wspominałam powyżej – są to najtrudniejsze w mojej praktyce elementy) mogą być ćwiczone odrębnie od asan. Sama koncentracja uwagi, zahamowanie błądzenia myśli i wreszcie medytacja za pomocą różnych technik są obecnie, w dobie wielozadaniowości, niełatwe, lecz pożądane i bardzo pomocne w przywracaniu wewnętrznej równowagi.
O samadhi ze zrozumiałych względów trudno mi się wypowiadać. Nie dość, że do tego ideału mi daleko, to nawet nie znam żadnego guru, który go osiągnął…
Filozofię jogi, jeżeli mamy podejście holistyczne, tak modne obecnie we wszystkich dziedzinach, uzupełnia indyjska medycyna naturalna (ayurveda) i sposób urządzania wnętrz (vastu). I oczywiście wegetarianizm, jedna z podstawowych realizacji zasady ahimsa.
Joga jest stylem życia. Jednym z alternatywnych stylów dla ludzi poszukujących porządku i poznania. Pomimo, że jest wiele innych, być może bliższych naszej kulturze metod dojścia do tego samego celu, joga pozostaje jedną z najbardziej fascynujących. Chyba ze względu na sporą dozę tajemniczości.
—-
Źródła:
Mircea Eliade „Yoga. Immortality and Freedom” Princeton University Press, 1969; poski przekład: Mircea Eliade, Joga: nieśmiertelność i wolność, przeł. B. Baranowski, Wydawnictwo Naukowe PWN, 1984, 1997
Christy Turlington „Living Yoga. Creating a Life Practice” Hyperion, 2002