Jakim jesteś znakiem zodiaku?
Koziorożce są poważne, Bliźnięta to gaduły, a Panny dokładne – takie charakterystyki czytamy w rozrywkowych kolumnach gazet. Tylko co to znaczy, że jesteśmy Koziorożcem, Bliźniętami czy Panną?
Cofnijmy się w czasie i przypatrzmy narodzinom astrologii, aby zrozumieć, czym naprawdę są znaki zodiaku.
Czy znaki zodiaku istnieją?
Większość z nas wie, pod jakim znakiem się urodził. Niewielu jednak rozumie, co to tak naprawdę znaczy. Ktoś czasem próbuje intelektualizować i nieśmiało rzuci, że w momencie jego urodzenia Słońce było w takim czy innym gwiazdozbiorze. I to jest błąd. Znaki zodiaku i gwiazdozbiory o tych samych nazwach, to dwie różne rzeczy.
Gwiazdozbiory to ciała fizyczne: patrzymy w nocne niebo i widzimy świecące punkty (gwiazdy), które starożytni połączyli wyobrażonymi liniami i nadali im nazwy związane ze swoją mitologią. Natomiast znaki zodiaku fizycznie nie istnieją. Czym zatem są?
Żeby to zrozumieć, wyobraźmy sobie człowieka przedkopernikańskiego i postarajmy się poobserwować niebo jego oczami.
Zaczęło się na długo przed Kopernikiem
Astrologia to stara wiedza, znali ją już Babilończycy. W tamtych czasach myślano, że Ziemia jest płaska, a Słońce krąży wokół niej. Załóżmy więc starożytne szaty, usiądźmy sobie wygodnie na otwartej przestrzeni i podnieśmy głowę.
Jest wschód Słońca. Nasza gwiazda wynurza się znad horyzontu, niebo robi się błękitne, ludzie budzą się do pracy. Słońce wolniutko wędruje po niebie, coraz wyżej, aż do momentu, gdy znajdzie się w najwyższym punkcie nieba. Czas na oddanie mu hołdu. Słońce jest naszą siłą sprawczą, dawcą energii życiowej. To dzięki niemu mamy siłę na pracę od wschodu do zachodu. Oddajemy kilka pokłonów, robimy przerwę na posiłek i wracamy do swoich zajęć.
Słońce tymczasem łagodnym łukiem przechodzi na drugą stronę nieba, nie pali już tak mocno, jak w południe i wędruje ku zachodowi. Robi się ciemniej, świecąca tarcza powoli znika pod horyzontem – udajemy się na spoczynek.
Przed snem przewracamy się z boku na bok, bo w głowie kotłują się myśli: jutro będzie tak samo. Rano znów Słońce pokaże się na wschodzie, tylko skąd ono się tam weźmie? Przecież zniknęło na zachodzie. Co się dzieje z naszą gwiazdą w nocy? Po długich rozmyślaniach dochodzimy do wniosku, że jeżeli w dzień Słońce zatacza pół koła nad naszymi głowami, to w czasie, gdy jest ciemno, musi pokonać podobną drogę, ale w przeciwną stronę, aby następnego dnia znów pojawić się w tym samym miejscu. Zasypiamy. Następnego dnia znów popatrzymy w niebo.
Mądrzejsi o wczorajsze wnioski, patrzymy w górę i wyobrażamy sobie koło, po którym wędruje Słońce wokół naszej planety. Nazywamy tę drogę ekliptyką.
Prowadzimy obserwacje również w nocy: na niebie błyszczą gwiazdy, łączymy je liniami i układamy ich historię. Tu mamy gwiazdozbiór Strzelca: po wiekach Grecy powiedzą, że jest to centaur Chiron, a tam dwóch braci: bliźniacy Kastor i Polluks. Jest Hydra, którą udusił Herakles, i wiele, wiele innych. A gdyby podzielić ekliptykę na ileś równych części i każdą przyporządkować jakiejś konstelacji? Nie, tak się nie uda: gwiazdozbiorów jest za dużo, poza tym niektóre gwiazdy są wspólne dla kilku konstelacji.
Tajemnica starożytnych
Czemu ekliptykę podzielono na dwanaście, a nie na przykład siedemnaście części? Nie wiemy. Możemy się tylko domyślać. Nie wiemy jaką wiedzę mieli starożytni. Czy nadawali wibracje liczbom, tak jak Pitagoras? Czy liczbę 3 utożsamiali z Bogiem a liczbę 4 z człowiekiem? Jakąś wiedzę musieli mieć, skoro liczba 12 była dla nich symbolem harmonii. Wszak w kosmosie panuje odwieczny ład.
Jedni twierdzą, że astrologia jest wiedzą nabytą. Inni – że objawioną. Jedni i drudzy nie mają przykładów na zniesienie argumentów przeciwnika. Nie pozostaje nam nic innego, niż przyjąć wiedzę astrologiczną i z pokorą pochylić przed nią głowę, albo zignorować.
Człowiek starożytny podzielił ekliptykę (czyli pozorną ścieżkę Słońca wokół Ziemi) na dwanaście części i nadał im nazwy związane z dwunastoma gwiazdozbiorami. Tak samo jak Adam nazwał wszystko, co miał w Edenie i tym samym przypisał roślinom i zwierzętom ich miejsce na Ziemi. Nadanie nazw jest więc – symbolicznie – tożsame z nadaniem cech poszczególnym energiom. Nie wiemy, czemu wybrał właśnie te, a nie inne gwiazdozbiory. To pozostanie tajemnicą starożytnych.
I właśnie te dwanaście części ekliptyki, to są znaki zodiaku. Na nazwie kończy się ich związek z gwiezdnymi konstelacjami.
Koło, zwane ekliptyką, ma 360 stopni, znaków jest dwanaście. Zatem z prostego rachunku wynika, że każdy znak ma 30 stopni.
Słońce w znaku
Wiemy już czym jest znak zodiaku: to 30 stopni na wyobrażonym przez starożytnych kole.
Wracamy do naszych czasów. Wiemy, że Ziemia jest okrągła, że wiruje wokół własnej osi i przez rok pokonuje drogę dookoła Słońca. Jesteśmy wykształceni w różnych kierunkach, w szkole uczyliśmy się rzutować punkty na inne płaszczyzny. No to przerzutujmy sobie orbitę Ziemi, za punkt odniesienia biorąc miejsce, w którym właśnie jesteśmy. Ja siedzę sobie właśnie w moim mieszkaniu w Warszawie. Biorę w ręce orbitę Ziemi, rysuję przerywaną linię od Słońca do naszej planety, wyliczam wektory, kładę orbitę tak, żeby centralnym punktem była Ziemia. Okazuje się, że droga naszej planety wokół życiodajnej gwiazdy, przerzutowana na inną płaszczyznę, jest poznaną w starożytności ekliptyką!
Skoro zostaliśmy obdarzeni wyobraźnią, to użyjmy jej – załóżmy, że to my jesteśmy centrum wszechświata: kosmos się nie obrazi, Kopernik w grobie nie przewróci. Idźmy dalej: wiemy, że to Ziemia się rusza, a Słońce jest nieruchome, ale my przecież obserwujemy niebo z pozycji Ziemi; więc odwróćmy wszystko. Ziemia jest wszak naszą podstawą, na niej stawiamy stopy, zatem jest naszym punktem odniesienia.
Jeżeli prowadzimy obserwacje ze stałego punktu, to ekliptyka pozornie się kręci. Znów patrzymy na Słońce i rzutujemy, na koło ze znakami, jego pozycję w momencie wschodu. Co odkrywamy? Że co dzień Słońce wschodzi w innym miejscu ekliptyki, aby po roku wrócić do punktu wyjścia. I tak to się kręci.
Mam urodziny 2 lipca; w momencie moich urodzin pozycja Słońca przerzutowana na ekliptykę wskazywała dziesiąty stopień znaku Raka. I dlatego właśnie mówię, że jestem Rakiem.
Słońce, czyli dawca życia
A co z pozostałymi obiektami? Astrolog rzutuje na ekliptykę nie tylko pozycję Słońca. Bierze pod uwagę Księżyc i planety Układu Słonecznego. One również mają swoje miejsce w horoskopie. Czemu zatem mówię, że jestem Rakiem, a nie np. Bykiem lub Lwem? W Byku mam Księżyc, a w Lwie aż dwie planety: Wenus i Jowisza. Czy wibracje, jakie niosą inne znaki nie odbijają się w moim charakterze? Odbijają, ale nie tak mocno jak znak Słońca.
Zastanówmy się czym jest Słońce: jest centrum naszego układu. Wokół niego kręci się nasze życie. W dawnych czasach wschód Słońca oznaczał początek pracowitego dnia, a zachód – jego koniec. Południe, to do dziś czas na modły (np. Anioł Pański), a północ to czas czuwania (w Boże Narodzenie idziemy o północy na Pasterkę). Słońce zatem symbolizuje w nas dwa pierwiastki: doczesny i wieczny.
Doczesny (ludzki) – bo wyznacza rytm życia: jego wynurzenie się spod horyzontu budzi w nas aktywność, a zapadnięcie pod – potrzebę odpoczynku. Wieczny (boski) to pozycje na osi pionowej: południe, czyli zenit i północ, zwana nadirem.
Nie tylko chrześcijanie odmawiają modlitwy w południe, kiedy to podziwiamy naszą gwiazdę w pełnej krasie. Muzułmanie, po dokonaniu ablucji, odwracają się twarzą do Mekki i odprawiają swoje modły. W religiach, zwanych dziś pogańskimi, południe też było czasem na składanie hołdów.
W nocy natomiast Słońce wędruje pod horyzontem. Nadir to przesilenie, to symboliczna walka dobrego ze złem. O północy Kopciuszek miał wrócić z balu, północ jest nazywana „godziną duchów”. O północy strach iść na cmentarz. W końcu: gdy Słońce jest w nadirze, zaczyna się kalendarzowa doba. My tego nie odczuwamy podczas snu, ale gdy rano budzimy się, to wiemy że jest poniedziałek i trzeba się szykować do codziennych zajęć.
W szkole uczyliśmy się o energii słonecznej: bez niej nie byłoby na Ziemi życia, albo wyglądałoby ono zupełnie inaczej. To dzięki Słońcu w zielonych liściach odbywa się fotosynteza, dojrzewają owoce, rozwija się większość organizmów. Dzięki Słońcu żyjemy, dlatego w astrologii naszą gwiazdę nazywa się dawcą życia. I stąd taka ważna rola Słońca w horoskopie. Dlatego mówię, że jestem Rakiem, a nie Bykiem czy Lwem, bo Słońce oświetla najważniejszą część mojej natury.
Kalendarz zodiakalny kontra gregoriański.
Czasem jest tak: otwieramy czasopismo i widzimy, że Słońce w jakiś znak wchodzi dwudziestego pierwszego danego miesiąca. W innej gazecie jest napisane, że dwudziestego drugiego. Ludzie z przełomu znaków często mają dylemat: jestem Bykiem, czy Bliźniętami? Które daty są poprawne?
Przypatrzmy się ekliptyce: jest nie tyle równym kołem, co lekko spłaszczoną elipsą (bo taka jest orbita Ziemi). Rok to dla astrologa jeden cykl Słońca po ekliptyce. Ekliptyka ma 360 stopni, rok w kalendarzu gregoriańskim – 365 dni. Stąd wiemy, że Słońce dziennie przemierza niecały stopień ekliptyczny. Czyli w kolejne stopnie i znaki zodiaku wchodzi o różnych godzinach, bo cykl wyznaczony naszym kalendarzem nie pokrywa się z cyklem Słonecznym. Dodatkowym utrudnieniem jest nierówna liczba dni w miesiącu: raz jest 30, raz 31 a luty ma 28 dni. Jeżeli autor horoskopu automatycznie wpisuje początek każdego znaku zodiaku na stały dzień miesiąca, to tylko podkreśla błąd wynikający z niemożliwości pożenienia liczby 360 i 365.
Żeby jednak nie było nam za łatwo, co cztery lata mamy rok przestępny, w którym luty ma 29 dni. W te lata (od Barana począwszy) Słońce wchodzi w poszczególne znaki z jednodniowym wyprzedzeniem. Powstaje galimatias. Żeby dokładnie podać położenie Słońca w znaku, należy sprawdzić to w efemerydach, czyli w książce, w której na każdy dzień podaje się położenie świateł i planet w znakach. Najpopularniejsze w Polsce efemerydy są autorstwa Janusza Nawrockiego, wydane przez Studio Astropsychologii w Białymstoku. To jest podstawowe narzędzie astrologa. Książka opasła i dość droga, dlatego, jeżeli ktoś chce tylko sprawdzić, gdzie to Słońce u niego naprawdę jest, polecam otwarcie konta na portalu: www.astro.com – serwis jest dostępny w wielu językach, niestety nie po polsku.