AriaCztery lata temu zadzwoniła do mnie moja mama, oznajmiając, że właśnie doszli z tatą do wniosku, iż chcieliby kupić psa.
Spanikowałem! Pamiętałem bowiem Aresa – owczarka niemieckiego moich rodziców, który rzucał się agresywnie na ludzi, warczał na domowników, nienawidził podchmielonych przechodniów, miał swoje humory i wymuszał na rodzicach wszystko, co tylko chciał.
Skoro więc moja mama dzwoni, że chce psa, to muszę pomóc jej znaleźć taką rasę, która będzie bardziej bezpieczna w wypadku jej rozpieszczenia. Czyli najwyżej wlezie na kanapę, ale nie zaatakuje człowieka. Wybór padł na goldena retrievera – jak wieść gminna niesie – spokojnego, łatwego do ułożenia, pokojowo nastawionego do świata. Żeby jeszcze zmniejszyć niebezpieczeństwo związane z rozpaskudzeniem psa i jego ewentualną agresją – wymyśliłem, że powinna to być suczka. Po kilku tygodniach poszukiwań trafiłem na hodowlę goldenów, umówiłem się na spotkanie i pojechałem obejrzeć maleńkie szczeniaczki.

Jacek z Arią   Jak to zwykle w bajkach bywa – jedna malutka sunieczka popatrzyła na mnie niebieskimi oczkami i już mnie tym kupiła. Powiedziałem, że chcę tę i żadną inną. Już wtedy nazwałem ją Aria.
W międzyczasie moi rodzice rozmyślili się i podjęli decyzję, że jednak nie kupią psa. Co z tego? Ja już byłem tak kompletnie zwariowany na punkcie „mojej” suczki, że w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem (żeby to po raz pierwszy!) zakupiłem ją dla siebie i zamieszkała u mnie w towarzystwie dwóch kotów – Froda (norweskiego leśnego) i Alergii – (rasy europejskiej, czyli dachowej).

Słodkie maleństwo miało 8 tygodni i już po kilku dniach nauczyło się co należy zrobić, żeby dostać to, co się chce. Przede wszystkim nauczyło się szczekać. Jestem głodna – szczekam, chcę się pobawić – szczekam, w ogóle szczekam na wszystko i zawsze. Jak się zwierzątku nudzi o 5 rano – wystarczy parę razy szczeknąć i już pan wstaje i wychodzimy na spacerek. Po kilku dniach przyznałem z pokorą, że niewiele wiem o wychowaniu psów, dlatego trzeba sięgnąć po mądre książki. Oczywiście, wszyscy je znają, więc oryginalny nie będę: Okiem psa Fishera i Zapomniany język psów J. Fennel. To, co przeczytałem, zjeżyło mi włosy na głowie. Dowiedziałem się mianowicie, że moja malutka suczka chce mnie ZDOMINOWAĆ! Pchanie się przede mną w drzwi, jedzenie z miski, zanim ja coś zjem, wchodzenie na kanapę, przytulanie się, witanie mnie, gdy tylko wejdę do domu, ciągnięcie na smyczy – wszystko to są złowrogie objawy jej chęci zawładnięcia światem i podporządkowania sobie mnie. Jedyną radą na to jest natychmiastowe pokazanie jej, że ja tu jestem osobnikiem Alfa i ona ma uznać swoją podrzędną rolę w hierarchii naszego stada.
Gdzieś tam w głowie mi się kołatało, że stado zwykle składa się z osobników tego samego gatunku, że osobnik alfa to ten, co się jako jedyny w stadzie rozmnaża (nie miałem takich zamiarów wobec mojej suki), ale skoro mądrzy ludzie tak w książkach napisali – to trzeba im uwierzyć.

Wprowadziłem więc zasady polecane przez wspomnianych autorów. Ciągle jednak widziałem, że Aria chyba nie rozumie dlaczego jej nie lubię, nie witam się z nią, nie pozwalam jej wchodzić do mnie na kanapę i się wtulić. Było jej smutno, ale przestała szczekać, co uznałem za znak skuteczności moich zabiegów. Jednym z głównych problemów, z jakimi nie mogłem sobie poradzić było ciągnięcie na smyczy. Z obserwacji zachowania Arii wynikało, że jak wychodzimy na spacer to Aria chce mnie zdominować (bo ciągnie z uporem godnym lepszej sprawy), a gdy wracamy, to już nie chce dominować (idzie na luźnej smyczy).

Żeby poradzić sobie z tym dominującym psem postanowiłem zapisać się z Arią do psiego przedszkola. Znalazłem w internecie ogłoszenie, pojechałem do Katowic. Tam na zajęciach teoretycznych pan potwierdził wszystko, co przeczytałem w książkach i od razu ruszyliśmy na plac, żeby poćwiczyć z psami. Poszliśmy na tor przeszkód. Było całkiem fajnie. Aria uwielbia czołgać się, przełazić przez tunel, wchodzić na kładkę i na podesty. Kiedy jednak pani treserka zobaczyła, że moja suka ciągnie na smyczy, nakazała mi zakupić łańcuch zaciskowy za 17,50 PLN i założyć Arii zamiast zwykłej obroży. Jak tylko suka będzie ciągnąć – mam ją mocno szarpnąć. Przyznam, że zrobiłem to ze dwa razy. Za trzecim razem Aria usiadła przerażona i popatrzyła na mnie jakby chciała powiedzieć: „Zwariowałeś? Co ty robisz? Przecież mnie to boli!”

Na tym zakończyliśmy naszą przygodę z łańcuszkiem i psim przedszkolem w znanej szkole w Katowicach i zaczęliśmy poszukiwania czegoś innego.

Aria   Ze swoich problemów wychowawczych zwierzyłem się hodowczyni Arii, która m.in. powiedziała, abym przypadkiem nie dał się omamić klikerowcom. Oni podobno używają takiego pudełeczka wydającego dźwięk „klik, klik” i w ten sposób szkolą psy, robiąc im z mózgu wodę. Taki pies podobno zachowuje się jak w cyrku, a to jest zachowanie niegodne goldena.

Nie od dzisiaj wiadomo, że jak mi ktoś czegoś zabroni, to ja na pewno postaram się dokładnie dowiedzieć, na czym to polega. Tak więc znowu zacząłem buszować po internecie i trafiłem na listę dyskusyjną „kliker”. Z pewnym trudem przedzierałem się przez mało dla mnie zrozumiałe terminy: barowanie, targetowanie, kształtowanie. Postanowiłem jednak spróbować samemu. Skąd tu jednak wziąć kliker? Wieczko od soku wydawało za cichy dźwięk, a na lokalnym odpuście klikery były nieosiągalne, bo dawno wyszły z mody, wyparte przez butelki z odkręcaną główką na wodę święconą. Jednak udało się dzięki znajomym z listy dyskusyjnej – Joanna przysłała mi pierwszy mój kliker, z Francji.

Aria - slalom   Zabrałem się ochoczo za klikanie. Aria bardzo szybko nauczyła się siadania, warowania, podążania za moim palcem, slalomu między moimi nogami. Zauważyłem, że uwielbia zabawę w klikanie i jak tylko widzi, że biorę do ręki małe czerwone pudełeczko siada przede mną z pytaniem „w co się teraz pobawimy”?
Byłem pewien, że ten sposób komunikacji z moim psem odpowiada mi bez porównania bardziej niż szarpanie na łańcuchu. Nadeszła pora, by poszukać jakiejś szkoły, która szkoliłaby psy klikerowo. Okazało się, że najbliższa szkoła jest w Krakowie – 100 km ode mnie. Pewnie zdecydowałbym się, żeby tam jeździć, ale moja królewna Aria bardzo źle znosiła jazdę samochodem. Nie wyobrażałem sobie treningu po takiej jeździe. Zadzwoniłem więc do szkoły ALTERI (wtedy jeszcze nazywała się Ovari) i zapytałem, czy zgodziliby się poprowadzić szkolenie w Gliwicach, gdybym zorganizował grupę. Zgodzili się.
Tak trafiliśmy na pierwsze klikerowe szkolenie. Potem była druga grupa, potem zaprzyjaźniliśmy się z Agnieszką i Pawłem, prowadzącymi szkołę, a potem oni zapytali, czy byłbym zainteresowany włączeniem się w prace Alteri – ich stowarzyszenia, które szkoli psy dla niepełnosprawnych. To był dobry pomysł.

Przy pomocy klikera naprawdę można nauczyć psa zapalania światła, otwierania drzwi, zamykania szafek, podawania dowolnych przedmiotów. To bardzo ciekawa i pożyteczna zabawa.
Jacek z Arią i Gringo   Wszystko polega na zupełnie banalnym skojarzeniu – dźwięk klikera oznacza dla psa „właśnie zrobiłeś coś, za co dostaniesz nagrodę”. Zachowanie nagrodzone jest przez psa powtarzane. Ponieważ klik jest bardzo dokładny, powtarzalny i inny od dźwięków znanych psu z otoczenia, można się nim posługiwać bardzo precyzyjnie. To tak jakbyśmy montowali film z poszczególnych klatek. Na każdej klatce będzie ujęcie fragmentu ruchu, a połączone ze sobą dadzą cały film. Kliker jest jak migawka – robi „zdjęcie” konkretnego fragmentu zachowania.

Jest to bardzo prosta i czytelna metoda dla psa, ale wymagająca od przewodnika koncentracji i skupienia. Chodzi o to, żeby klikać we właściwym momencie. Czasami zdarza się, że uzyskamy zachowanie zupełnie inne niż to, jakie chcieliśmy uzyskać. Dzieje się tak np. wtedy, gdy mamy spóźniony refleks i dezorientujemy psa.
Pamiętam śmieszny moment, w którym podczas kursu trenerskiego w Fundacji Alteri Robert – poznający technikę kształtowania – miał za zadanie nauczyć swoją suczkę, żeby wchodziła wszystkimi łapami na prostokątną podkładkę. Suka była szybsza od światła, więc zaznaczanie jej zachowań nie było proste. Kilka spóźnionych kliknięć i oto suka wymyśliła, że na pewno chodzi Robertowi o jakiś ruch głową. Znowu kilka kliknięć i suka zamarła w bezruchu z językiem „przyklejonym” do podkładki. Patrzyła na Roberta z niejakim zdumieniem: „o to chodziło?”

Zabawa z klikerem dostarcza i psu i właścicielowi fantastycznej rozrywki. Bez użycia przemocy można nauczyć psa wszystkiego do czego tylko fizycznie i psychicznie jest zdolny. Każdy kontakt z właścicielem jest dla psa atrakcyjny, więc nietrudno się domyślić, jak bardzo mocna więź zaufania i porozumienie budują się pomiędzy człowiekiem i psem. Ta metoda pracy z psem jest jak zabawa w „ciepło – zimno”.
Teraz, prowadząc – już jako instruktor – zajęcia dla kolejnych grup, obserwuję, że pies, gdy zrozumie prostą zasadę: klik = smakołyk, często zachowuje się jak człowiek, który w obcym kraju usłyszał swoją ojczystą mowę. To właśnie jest prawdziwy zapomniany język psów, który na nowo odkrywamy i możemy porozumiewać się z naszym czworonożnym przyjacielem na podstawowym poziomie komunikacji.

Jacek i Gringo

Naprawdę nie ma znaczenia, czy pies wchodzi na twoje łóżko, czy nie. Czy je pierwszy, czy ostatni, czy wychodzi przez drzwi przed nami, czy za nami. Ma natomiast znaczenie, czy rozumie, jakie zasady obowiązują i co mu się opłaca. Jeśli to zrozumie – będzie chętnie współpracował z człowiekiem, który komunikuje się z nim zrozumiale. Dzięki temu możemy odłożyć do lamusa teorię dominacji, zastępując ją „teorią edukacji”.

Dzięki mojej przygodzie z klikerem wiem, że Aria wcale nie chce przejmować nade mną kontroli i mnie „zdominować”. Wcale nie ma na celu budowania „hierarchii stada”, podnoszenia swojego statusu, żeby zostać „suką alfa”. Ona po prostu chce żyć w taki sposób, żeby jej było dobrze, a moim obowiązkiem i zadaniem jest tak ustalić zasady naszego wspólnego życia, żeby było ono radosne, bezpieczne i szczęśliwe. Coraz lepiej rozumiejąc potrzeby psa, uczę się  w jaki sposób mogę mu przekazać moje oczekiwania i wiem, że chętnie je spełni. A jeśli nie ma ochoty zrobić tego, o co ją proszę, to zamiast wydzierać się: „jak cię huknę!” mówię: „jak cię KLIKNĘ!”

Ależ ona to lubi 🙂

Zdjęcia z archiwum autora (na zdjęciach Jacek, Aria i Gringo)
Przydatne linki:

Forum – Pozytywne szkolenie psów
Blog o pewnym goldenie, którego autor wyprowadził „na ludzi”
Wesoła łapka – szkoła dla psów Jacka Gałuszki
Fundacja Alteri
Biblia klikerowców – książka Karen Pryor