Kim Nasung
Objects and Things
Lona Records 2007

Pomimo egzotycznie brzmiącego imienia, Kim Nasung nie pochodzi z żadnego azjatyckiego kraju. Pod tym intrygującym pseudonimem ukrywa się lubelski artysta prężnie działający na lokalnej scenie muzyki eksperymentalnej, o czym świadczyć może liczna grupa zarówno polskich, jak i zagranicznych twórców muzyki tego gatunku, z którymi miał okazję współpracować. Dość wspomnieć wspólne koncerty z takimi muzykami jak Emiter, Wolfram, Mirt, Ben Zeen, Zavoloka czy Fenschu.

Na zawartość wydanej w tym roku nakładem Lona Records płyty Objects and Things składa się jedna, prawie dwudziestominutowa kompozycja, która de facto jest kompilacją materiału zarejestrowanego podczas trzech wystąpień na żywo. Z jednej strony jest to zatem krążek dający pozory spójnej całości, z drugiej zaś stanowi on zręczne połączenie trzech niezależnych od siebie tworów. Tyle, jeśli chodzi o warstwę kompozycyjną płyty.
Od strony muzycznej mamy tu do czynienia z trzema planami dźwiękowymi. Przetworzone elektronicznie głosy ludzkie, przywodzące na myśl mantry mnichów buddyjskich, momentami przeradzają się w odgłosy niczym z piekielnych otchłani. Do tego dochodzą przeróżne syki, trzaski i buczenia będące dziełem generatora hałasu. Na to zaś nakładają się rytmiczne postukiwania i brzęczenia, które powstały przy użyciu podstawowych sprzętów kuchennych: kubków, talerzy, szklanek, patelni czy garnków.

Wykorzystanie rzeczy codziennego użytku do tworzenia muzyki nie jest pomysłem nowym. Wystarczy przywołać niemiecką formację Einsturzende Neubauten, która na swoich płytach rejestrowała dźwięki wiertarek, młotów pneumatycznych, odgłosy wrzącego oleju, tłuczonego szkła, a także wspomnianych powyżej sprzętów kuchennych. Fascynacja przedmiotami, które nas otaczają i ich dźwiękowym potencjałem, której uległ Kim Nasung, nie jest niczym nowatorskim. W latach sześćdziesiątych minionego stulecia amerykański kompozytor, John Cage, głosił że wszystko jest muzyką i sam wykorzystywał do jej tworzenia meble, puszki, książki czy doniczki. Eksperymentowanie z tworzeniem muzyki przy wykorzystaniu „instrumentów”, które się do tradycyjnych nie zaliczały, było już obecne na początku ubiegłego wieku. Przykładowo, na wydanej przez belgijską wytwórnię Sub Rosa składance An Anthology of Noise and Electronic Music, całość otwiera pochodząca z 1921 roku kompozycja Corale autorstwa braci Russolo, w której naczelną rolę odgrywa intonarumori – machina służąca do generowania hałasu i modulowania dźwięku.

Choć historia muzyki eksperymentalnej sięga początków dwudziestego wieku, nie oznacza to bynajmniej, iż współcześni twórcy (jak recenzowany tu Kim Nasung) są epigonami artystów z minionego stulecia. Wręcz przeciwnie. Tworzą oni muzykę oryginalną, poszerzającą zakres wykorzystywanych technik oraz instrumentów. Muzyka ta wymaga słuchaczy otwartych na nowe doznania dźwiękowe; słuchaczy, którzy potrafią wyjść poza utarty schemat typu: zwrotka, refren, zwrotka, refren, solówka na gitarze i jeszcze raz refren.

Reasumując, Objects and Things to płyta, której odbiór wymaga skupienia. Zważywszy na jej psychodeliczny i mroczny nastrój, idealną porą do odsłuchu wydaje się być noc. Nie jest to muzyka łatwa, dla niewyrobionego ucha może brzmieć monotonnie, a wręcz stanowić antytezę muzyki. Ale tak to już chyba jest z tą awangardą.