Rozważania kierowcy miejskiego autobusu
O czym myśli kierowca, wożąc pasażerów? Jako osoby zdane na jego łaskę i niełaskę mamy nadzieję, że bezpiecznie dowiezie nas do celu. Jednak czy na pewno skupia swą uwagę wyłącznie na bezpieczeństwie jazdy? A może właśnie obmyśla swą następną powieść?
Magnus Mills w trzech odsłonach:
„Poskramianie bydła”
tłum. Jerzy Łoziński;
Zysk i S-ka 2001, Kameleon, str. 168
„W Orient Expressie bez zmian”
tłum. Paweł Laskowicz;
Zysk i S-ka 2003, Kameleon, str. 210
„Trzech na audiencji u króla”
tłum. Tomasz Bieroń;
Zysk i S-ka 2004, Kameleon, str. 140
Magnus Mills (rocznik 54) jest wyjątkowym przedstawicielem współczesnych prozaików brytyjskich. Nie ukończył prestiżowej uczelni, ba, nie skończył nawet jedenastej klasy, a jego osobę wzięło pod opiekę Kuratorium Oświaty w Gloucestershire. Nie znajdziemy w jego twórczości akademickich motywów Lodge’a, mieszczańskiej obyczajowości, wziętej pod lupę Kingsleya Amisa czy krytycznego spojrzenia na pokolenie wchodzące w dorosłość, opisane przez jego syna Martina Amisa. Mills zakończył edukację bardzo wcześnie, już za młodu poznając trud ciężkiej pracy.
Zawodowo parał się m.in. obsługą niebezpiecznych maszyn w Australii i Wielkiej Brytanii, by ostatnio zasiąść za sterami autobusu kursującego w stolicy Zjednoczonego Królestwa. Echa jego życiowych doświadczeń znajdziemy w jego powieściach, ale co najważniejsze, jest też w nich o wiele więcej. I właśnie to trudne do określenia „coś więcej” czyni go jednym z najoryginalniejszych pisarzy z Wysp Brytyjskich, jakiego odkryłam dla siebie (a mam nadzieję, że na moim guście się nie skończy) w ostatnich latach poszukiwań świeżości języka i tematów we współczesnej literaturze.
Krytyka, po zapoznaniu się z debiutancką powieścią Millsa, nie pozostała niewzruszona. „Poskramianie bydła” (The Restraint of Beasts; 1998) nominowano do prestiżowej Booker Prize (1998), a przychylne szerokie grona Czytelników uhonorowały ją McKitternick Prize i zaliczyły Millsa do wyróżnionej grupy debiutantów nominowanych w walce o laur Whitbread First Novel Award.
Nie będę udawać, że informacje zamieszczane przez wydawców na okładkach, czy długie listy wyróżnień, skuszą mnie skutecznie do sięgnięcia po daną książkę. Nic bardziej mylnego! Bywa i tak, że nagroda czasami wręcz szkodzi w walce o Czytelników. Co mnie pokusiło, aby spróbować poznać świat wykreowany ręką i wyobraźnią Magnusa Millsa? Na pewno nie nic nie mówiące nazwisko, krótka notka na okładce (za nic mam kwieciste pochwały pisane przez tęgie umysły pracowników działu marketingu), a nawet fakt, że autor okazał się Brytyjczykiem. Przekonała mnie natomiast wypowiedź czytelnika, wpisana na jednym z forum o książkach, w której humor i błyskotliwy język Millsa przyrównywano do absurdów i sposobu pokazywania rzeczywistości przez legendarną grupę brytyjskich komików Monty Python. Cóż, w ostatecznym rozrachunku nie odnalazłam w historii dwóch szkockich robotników zatrudnionych przy stawianiu ogrodzeń echa gagów znanych komików, lecz poznałam świat dziwnie zaklęty w słowa, na jaki zupełnie nie spodziewałam się natrafić.
Początkowo chciałam napisać tylko o jednej z wydanych w Polsce książek Millsa. Ale nie da się zachęcać do jednej, nie odwołując się – choćby nieświadomie – do pozostałych. Bohaterowie jego powieści to bowiem jakby wciąż ci sami ludzie, uwikłani w trochę inne kłopoty z racji zawodu czy miejsca zamieszkania, a jednak borykający się z jednakowymi problemami: jak daleko można się posunąć w wykorzystywaniu drugiego człowieka, aby osiągnąć własne, często ukryte cele? Czy taki wyzysk ma swoje granice i niesie za sobą ryzyko upadku naszych ideałów, czy może tylko jeszcze bardziej je wyostrza i wzmacnia?
Debiut „Poskramianie bydła” sięga do doświadczeń pisarza, związanych z ciężką pracą, wykonywaną z dala od domu. Jego bohaterowie zostają wysłani przez swego pracodawcę z północnej Szkocji do Anglii, gdzie stawiają – jak sami się tym szczycą – płoty wysokiego napięcia. Rab i Ritchie będą musieli wpasować się w całkiem nową i hermetyczną społeczność, sprostać wymaganiom pana Perkinsa, którego farmę w leżącym bardzo na uboczu Bowland, muszą otoczyć nowym i trwałym płotem oraz zrozumieć miejscową konkurencję w postaci tajemniczej firmy Hall Brothers.
W drugiej powieści pt. „W Orient Expressie bez zmian” (All quiet on the Orient Express; 1999) bohater, przebywający właśnie na urlopie w małej angielskiej miejscowości letniskowej, zostaje wynajęty przez dobrze sytuowanego właściciela pola namiotowego do drobnych prac, jakimi parają się ludzie zwani „złotą rączką”. Choć celem i marzeniem mężczyzny jest wyprawa na Daleki Wschód i tajemniczy urok Indii, postanawia on zostać kilka dni dłużej i doczekać w małej mieścinie końca sezonu letniego. Najpierw maluje płot otaczający opustoszały już camping, potem podejmuje się odmalować i zakonserwować na zimę łódki z wypożyczalni sprzętu nad miejscowym jeziorem.
Z czasem okazuje się, że drobnych zleceń jest coraz więcej, a czas, jaki przyjdzie mu na nie poświęcić, nie ograniczy się do kilku dni, tylko nieubłaganie każe mu spędzić w Anglii nadchodzącą jesień i zimę. Wymarzona egzotyczna podróż odsuwa się na bliżej nieokreślony termin, a mieszkańcy okolicznych domów zaczynają widzieć w nim swojskiego chłopca na posyłki, powierzając mu z czasem nawet posadę mleczarza oraz wcielając go do lokalnej drużyny gry w rzutki, której cykliczne mecze odbywają się w okolicznych pubach. A my wraz z bohaterem nie możemy wyrzucić z głowy wciąż powracającego pytania: jak i kiedy to się skończy, i jak dałem się w to wszystko wrobić?
Trzecia i ostatnia opublikowana w Polsce powieść „Trzech na audiencji u króla” (Three to see the King; 2001) od samego początku daje odczuć Czytelnikowi, iż znalazł się ponownie w świecie powieści Millsa.
Tym razem akcja rozgrywa się na bliżej nieokreślonym płaskowyżu, na którym znajduje się kilka blaszanych domów, zamieszkanych przez samotnych mężczyzn, dla których życie na odludziu, z dala od cywilizacji, jest przemyślanym wyborem, a dniówka upływa na odgarnianiu wciąż niesionego z wiatrem piasku, przysypującego blaszane wejścia oraz dostającego się do domów przy każdej próbie uchylenia okien i drzwi.
Wszystko zmienia się w chwili przybycia do blaszanej twierdzy głównego bohatera kobiety o imieniu Mary. Poznał ją przed laty i zamienili parę słów, ale ta znajomość tak naprawdę nic dla niego nie znaczyła. Tymczasem Mary przyjechała z zamiarem osiedlenia się na stałe – właśnie w jego domostwie. Jej przybycie burzy dotychczasowy ład i jednostajność dni.
Także w tej historii pojawia się (ulubiony chyba przez Autora) motyw najemnej pracy oraz wyzysku ludzi w imię własnych, często dziwacznych idei. Charyzmatyczny Michael Hawkins, twórca pierwszego blaszanego domu na płaskowyżu, staje się guru dla mieszkańców okolicznych blaszaków, którzy zaczynają przenosić swoje domy w okolice jego posiadłości i kosztem całej swojej prywatności realizują jego szalony plan. W pewnej chwili i nasz bohater stanie przed dylematem: udać się z wizytą do Hawkinsa, aby zrozumieć fenomen jego oddziaływania na ludzi, czy nie?
Trudno jednoznacznie określić, co spaja całą twórczość Millsa, jednak jest to rozpoznawalne w każdej jego powieści. Prostota fabuły jest jego ogromnym atutem, bowiem kunszt pisarski kryje się w sposobie opowiadania, a nie samej treści. Najkrócej ujmując, można ten zabieg przyrównać do nagłego przeniesienia człowieka z głośnej, tętniącej życiem metropolii na wyludnioną pustynię. Cisza i wolne tempo opowieści uderzają w nas z całą mocą i hipnotyzują od pierwszych zdań. Bardzo trafnie oddał urok gawędziarskiego stylu Millsa recenzent brytyjskiego „Sunday Telegraph”, który napisał: Podejrzewam, że to siermiężne dziwadło będzie tkwiło w mojej pamięci jeszcze długo po tym, jak bardziej uwodzicielskie powieści z niej ulecą.
I coś w tym jest. Mills pozwala Czytelnikowi wsłuchać się w ciszę, przystanąć i zadumać nad szumem wiatru, układem ziarenek piasku czy kształtem chmur na niebie. Jego bohaterowie nie pędzą ku przyszłości, mierząc nieustannie upływający czas. Oni żyją tylko chwilą w jakiej są, nic więcej się nie liczy. Doskonale zdają sobie sprawę, że z losem się nie wygra, więc nie rzucają się do walki z góry skazanej na porażkę. Wolą wsłuchiwać się w wiatr szarpiący siatką w dopiero co ustawionym płocie albo w koncert na piasek i blachę, której jęk niesie się nocą po ciemnym płaskowyżu. Zamiast dalekich podróży, proponują nam upojenie się chwilą, która pachnie farbą do malowania odrapanych kadłubów łodzi w długie jesienne wieczory. Zwykłe czynności Mills potrafi podnieść do rangi małych cudów, może dlatego, że na dłużej zatrzymuje je w czasie, jak niezwykły kadr uchwycony na fotografii.
Aby nauczyć się je wychwytywać na co dzień, polecam lekturę choć jednej z wymienionych tu książek. Jest mało prawdopodobne, że to znakomite literackie danie zakończycie tylko na przystawce. Choć jeszcze tego nie wiecie, posłuchajcie osoby, która dotarła już do drugiego dania i z niecierpliwością wyczekuje na deser. A szanse na uraczenie się nim są spore, bowiem – jak udało mi się ustalić – Mills wydał już dwie kolejne powieści, co daje nadzieję, że praca kierowcy wciąż sprzyja snuciu niezwykłych opowieści-dziwadeł. Jeśli będą one nadal drzwiami przenoszącymi nas w tak niezwykłe światy, to niechaj ta podróż miejskim autobusem trwa i trwa…