Nowe kształty, nowe ciała
Ian McEwan
Marzyciel (oryg. The Daydreamer)
Tłum. Katarzyna Janusik
Wydawnictwo Znak, Kraków 2009, str. 230
Witajcie w świecie McEwana! Niechaj nie zmyli was książka z pozoru przeznaczona do młodego czytelnika. Ta lektura jak najbardziej skierowana jest również do odbiorcy dojrzałego i może stać się książką ponadpokoleniową, taką do wspólnego czytania. Dla dziecka będzie opowieścią o rówieśniku i potędzie jego wyobraźni, dla osoby dorosłej stanie się refleksją nad bezpowrotnie utraconym dzieciństwem.
Różne postrzeganie faktów (w tym historii zawartych w filmach czy literaturze) wynika bowiem z naszego wieku, bagażu doświadczeń, wiedzy o świecie i wielu innych czynników. Bardzo interesująco opisane to zostało w Marzycielu w rozdziale pt. Dorosły. Czy po powrocie z wakacji dzieci i ich rodzice tak samo będą wspominać miniony urlop nad morzem? Przenigdy. Owszem, fakt odbycia pewnych wycieczek, przywoływane obrazy odwiedzonych miejsc mogą być zbliżone, ale ich osobisty odbiór i to, co zatrzymamy na zawsze w pamięci, będzie już zupełnie inne. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że pamięć osób dorosłych skażona jest codziennością, sprawami prozaicznymi, które często uniemożliwiają nam głębokie przeżywanie wyjazdu, ukrywają jego czar i wysuwają się, niestety, na pierwszy plan ponad to wszystko, co właśnie w tym samym czasie i miejscu dostrzegają najmłodsi. Stąd zawsze we wspomnieniach najlepsze wakacje i najbardziej magiczne święta będą tymi przeżytymi w dzieciństwie – czasie, kiedy czary są na wyciągnięcie ręki i nie ma rzeczy niemożliwych.
Byłam bardzo ciekawa, jaką powieść dla dzieci może napisać genialny twórca Pokuty, Dziecka w czasie, Soboty czy Betonowego ogrodu. Jakoś całokształt jego pisarstwa gryzł mi się z lżejszą konwencją skierowaną do odbiorcy młodszego, gdyż McEwan od zawsze pisał historie dość mroczne, w których do głosu dochodziły najciemnjesze ludzkie instynkty. Znając jego cały dotychczasowy dorobek z pewnym ociąganiem zaczęłam lekturę Marzyciela.
Trzeba tutaj podkreślić, że nie jest to chronologicznie ostatnia jego książka. Ukazuje się ona w Polsce z dość sporym poślizgiem, gdyż swoją premierę miała w 1994 roku. Mimo wszystko wielkie podziękowania w imieniu miłośników prozy McEwana dla wydawnictwa Znak, które podjęło takie ryzyko. Mam tutaj na myśli fakt, że w sensie komercyjnym nie można w tym przypadku mówić o pewnym i gwarantowanym sukcesie.
Oczywiście, wszyscy miłośnicy prozy Brytyjczyka sięgną po Marzyciela bez wahania. Ja czekałam na jego polskie tłumaczenie od chwili, kiedy wyczytalam w Internecie, że ukazała się w Anglii. Teraz mamy możność zapoznania się z tym nietypowym McEwanem, który jako pisarz absolutnie nie rozczarowuje. Trzeba tylko wejść w rytm tej historii, poczuć jej klimat, otworzyć drzwi percepcji na rzeczy niezwykłe i nawet pozbawione logiki, bo taka bywa nasza wyobraźnia i takie same są marzenia i sny dziesięciolatka. Wystarczy dopuścić go do głosu i dać ponieść się tej historii.
Bohaterem Marzyciela jest Peter Fortune i jego rodzina. W kilku bardzo różnych tematycznie rozdziałach poznajemy przygody tego chłopca balansujące na granicy świata realnego i wyśnionego. Marzenia senne to klucz do właściwego odczytania tych opowieści. Peter jest skryty i zamknięty w sobie, za to siła jego wyobraźni – niezmierzona, więc chłopiec bardzo często sprawia wrażenie nieobecnego duchem. Z powodu jego licznych ucieczek w wyimaginowany świat rodzice i nauczyciele często określają go jako trudne dziecko. Lecz to bardzo powierzchowna i krzywdząca ocena. Peter jest świetnym obserwatorem i jak każdy młody człowiek potrafi z najprostszych sytuacji zbudować fantastyczną historię. Najczęściej jest ona z pogranicza grozy i musi wzbudzać – także w nim samym – dreszczyk emocji, a może nawet panicznego strachu.
Od zawsze wiadomo, że dzieci kochają tajemnice, zagadki i świat duchów. Wszystko to przeżywają najsilniej – i taki sam jest też bohater McEwana. Te kilka rozdziałów z życia rodziny Fortune jest w ostatecznym rozrachunku przypowieściami o świecie dzieci i dorosłych. To, co przytrafia się Peterowi, a co niekoniecznie jest zauważalne przez jego rodziców i rodzeństwo, skłania do refleksji na temat więzów rodzinnych, dorastania, przyjaźni, roli miłości, która na razie jest dla młodego chłopca uczuciem przypominającym jakiś dziwny stan chorobowy. Jednak w rodziale pt. Dorosły bohater ma szansę na chwilę stać się Peterem w przyszłości, mężczyzną już pracującym i wykształconym, obiecującym wynalazcą, ale nieposiadającym jeszcze własnej rodziny. Wtedy na swojej drodze spotyka studentkę medycyny Gwendoline i wszystko, co stanowi kwintesencję miłości, zaczyna odkrywać przed nim swe tajemnice. Nagle relacje między kobietami i mężczyznami okazują się naturalne i ważniejsze nad wszystkich kolegów jakich miał. Te odczucia mocno nim poruszają, bo są zapowiedzią tego, jak wiele nowych doznań i doświadczeń przyniesie mu przyszłość i że niekoniecznie będą to tylko same złe przemiany, choć dotąd nie dostrzegał w świecie dorosłych nic ciekawego i wartego, aby kiedykolwiek mentalnie dorosnąć.
Generalnie konstrukcja poszczególnych rozdziałów (7 niezależnych opowiadań) opiera się na podobnym schemacie. Peter doświadcza czegoś zupełnie nierealnego, aby móc zdobyć większą wiedzę o sobie i swoim przyszłym, dorosłym życiu. Odbywa się to na zasadzie nieoczekiwanej zamiany miejsc, np. chłopca z zabawką, domowym kotem czy swoim przyszłym dorosłym „ja”. Moment przejścia ze świata realnego w krainę snu czy marzenia nie jest dokładnie wytyczony i wskazany. Dzięki temu, póki nie dotrzemy do finału historyjki, jesteśmy oddani w szpony ogromnej wyobraźni dziesięciolatka, który potrafi nas nieźle zaskoczyć nagłymi zwrotami akcji i nawet przestraszyć tym, czego doświadcza.
Pomysłowością i skalą grozy zbliża się momentami do mistrza horrorów – Stephena Kinga. W Marzycielu McEwan w stężeniu napięcia bliższy jest zdecydowanie swoim wcześniejszym zbiorom opowiadań niż powieściom. Ogromną zaletą książeczki jest mistrzowskie odtworzenie psychiki dziecka. Pisarz wspiął się na najwyższy poziom, aż chciałoby się podejrzewać, że dysponuje jakimś magicznym wehikułem czasu. Świetnie oddane są momenty, kiedy Peter zaczyna fantazjować i pod wpływem własnych myśli przekształcać realny świat. Wydaje się, że wciąż mamy do czynienia z narracją opisującą to, co się aktualnie w rodzinie bohatera dzieje, ale już po chwili wiemy, że przeszliśmy do innego wymiaru i obcego świata. Czym się ta podróż skończy, nie udaje się zazwyczaj przewidzieć.
Element zaskoczenia buduje sukces tych opowiastek. Pomiędzy tym, co rozgrywa się na pierwszym planie, mamy poutykane mądre prawdy o życiu. Autor przemyca je ze smakiem i w taki sposób, że część trafi do czytelnika dorosłego, a zupełnie inny rodzaj nauki odebrany zostanie przez czytelników młodszych. Po lekturze Marzyciela czujemy się bardziej otwarci na dziecko w nas samych, przypominamy sobie o jego istnieniu, próbujemy zapamiętać tę ważną prawdę, aby nie zagubić w rzeczywistości uczuć mających swoje korzenie w dziecięcym widzeniu świata, takim czystym, jeszcze nieskażonym. To ono pozwala nam pełniej przechodzić przez dorosłe życie, bo bycie otwartym na czary i magię rzeczywistości umożliwia nam cieszenie się z drobiazgów, nie poddawanie rutynie, dostrzeganie drobnych cudów w codziennym natłoku zajęć i zdarzeń.
Nie będę przybliżać sylwetki pisarza, bo pojawia się ona w mojej wcześniejszej recenzji jego Soboty. Warto jednak zawsze podkreślić, że McEwan (rocznik 1948) pozostaje jednym z najważniejszych współczesnych prozaików brytyjskich, który za powieść Amsterdam z 1998 roku otrzymał Booker Prize, a w całym swym dorobku był już do niej kilkakrotnie nominowany. Marzyciel, choć z założenia skierowany do innego czytelnika, potwierdza wysoką formę pisarza oraz to, że zainteresowanie, jakie wzbudza jego każda kolejna książka, jest zasłużone, bo Mc Ewan wciąż ma do opowiedzenia cudowne historie. W swych utworach od lat penetruje granice ludzkich zachowań, wrzuca swych bohaterów w ekstremalne sytuacje i obserwuje, czy dadzą sobie radę albo jak spróbują z nich wybrnąć. Żadne trudne i dyskusyjne tematy nie są mu obce. Nosi w sobie ciekawość, która doprowadza do tworzenia powieści wielkich, emocjonalnych, nie szytych na miarę gustów przeciętnego czytelnika, choć sam wciąż trafia na listy bestsellerów i stał się pisarzem popularnym, na długo zajmując szczytowe miejsca na listach z największą ilością sprzedanych egzemplarzy w sieciach księgarskich.
Uniwersalizm Marzyciela to ogromny atut książki. Polega on na tym, że każdy z nas może się identyfikować z Peterem. Bo czyż my sami nie uruchamialiśmy w dzieciństwie wyobraźni do tego stopnia, że ukochana przytulanka mogła się stać w ciemnym pokoju najgorszym wrogiem, który nas znienacka zaatakuje, a domowe zwierzęta traktowaliśmy jak istoty, które tylko z czystej złośliwości nie chcą do nas przemówić i pokazać swej prawdziwej natury? Tylko wielki pisarz potrafi, jako osoba już dorosła i ukształtowana, na powrót uruchomić w sobie całą mentalność dziesięciolatka z jego problemami, wiedzą o świecie i wyobraźnią, która sprawia, że spanie w pustym pokoju budzi grozę, gdyż mrok skrywa wszystkie potwory, jakie kiedykolwiek powołaliśmy w swych umysłach do życia.
Marzyciel jest szansą powrotu do lat dzieciństwa. Skłania do porównań i wspomnień, często wręcz zaskakuje trafnością opisów sytuacji, które kiedyś samy przeżyliśmy. Lubimy się przeglądać w cudzej sztuce – obrazach, filmach, literaturze. To sprawia, że dzieło wydaje się nam bliskie i przez to bardzo cenne, wręcz przyjazne. Przebudzenia dziecka w sobie doświadczamy obcując w Marzycielu nie tylko jakby z projekcją własnych wspomnień, ale rownież z pięknym językiem i sporą dawką psychologii.
Na osobną uwagę zasługuje szata graficzna i format książki – zbliżony do kwadratu. Jest dość nietypowy, ale bardzo poręczny. Wzrok przyciąga też estetyczna, tajemnicza okładka. Kto zapoznał się już z treścią książki, rozpozna na niej bohatera jednej historyjki. Wnętrze Marzyciela zdobią świetne czarno-białe zdjęcia autorstwa Konrada Króla, doskonale dobrane tematycznie do treści poszczególnych rozdziałów. Są symbolicznie i nie zdradzają kwintesencji opisanych historii. Poza wysokim poziomem tekstu – co u McEwana jest już od lat regułą, choć trudno uwierzyć, że pisarz rzeczywiście notuje codziennie tylko stały limit 15 słów – wydawnictwo Znak zadbało, aby oprawa tak niezwykłej książki również była wyjątkowa, co ostatecznie dało produkt na najwyższym poziomie. Oby na księgarskie półki trafiało coraz więcej tak spójnie przemyślanych edytorsko publikacji!
Polecam Marzyciela tym wszystkim, którzy wciąż aktywnie używają wyobraźni, są z nią za pan brat i nic nie ogranicza ich sposobu odbierania tego i innych światów – bo przecież w naszych głowach wszystko jest możliwe. Bo wewnętrzne dziecko tak naprawdę nigdy nie odchodzi. Bywa spychane w kąt, ignorowane, ale może powrocić, jeśli tylko damy mu szansę. Ian McEwan z pewnością nie tylko zdaje sobie sprawę z jego istnienia, ale doskonale je pielęgnuje i dba, aby wciąż było aktywne. Może też w tym, tkwi sekret wielkich pisarzy… Kto wie?