Nie chaos, a mozaika
Tony Judt
Powojnie. Historia Europy od roku 1945
tyt. oryg.: Postwar: A History of Europe Since 1945
Tłum.: Robert Bartołd
Rebis, Poznań Listopad 2008
Powojnie. Historia Europy od roku 1945 Tony’ego Judta jest moim zdaniem jedną z najcenniejszych (a może wręcz najcenniejszą) pozycją pośród historycznych publikacji poznańskiego Rebisu. Nie może być to wszakże niespodzianką, ponieważ autor, „w cywilu” profesor Uniwersytetu Nowojorskiego (i dyrektor Erich Maria Remarque Institute na tejże uczelni), regularnie publikujący m. in. na łamach The New York Review of Books, szeroko znany jest z niezwykle rzetelnych prac analizujących dzieje europejskiej lewicy, zajmuje się również historią intelektualistów francuskich (stąd chyba „francuskie” partie Powojnia najbardziej są frapujące). Tym razem T. Judt odszedł nieco od swych tradycyjnych rozważań, choć trafniejsza będzie konstatacja, iż uczynił je istotnym elementem obszernej i pełnej wielkiej wagi refleksji analizy dziejów naszego kontynentu od końca II wojny światowej, po rok 2005.
Prac traktujących o tym okresie historii nie brakuje na księgarskich półkach, ale ze świecą szukać dzieł tak obszernych, podobnie erudycyjnych i równie w pełni merytorycznie wyczerpujących temat. Jeśli dodać komplement: Powojnie to pasjonująca lektura tak dla pasjonata historii zwanej najnowszą, jak i laika – ze względu na wręcz publicystyczny (w najlepszym tego słowa rozumieniu) język książki, na swadę, z jaką autor realizuje temat – recenzja tak bardzo zaczyna ociekać lukrem, że recenzent czuje się zaniepokojony i czym prędzej przechodzi do wskazania najciekawszych wątków pracy amerykańsko-brytyjskiego historyka.
Zwykle pisząc o Europie (znamiennym wyjątkiem jest tu prof. N. Davies) autorzy zajmują się jedną z jej „połówek” szczegółowo, a tylko chyba w ramach budowania sobie poprawnościowego alibi – doklejają kilkadziesiąt stronic (zawierających powierzchowne często zaledwie refleksje) „przyczynków do szkiców wstępów do analiz” dziejów reszty kontynentu. Judt zrywa z tą bezpłodną intelektualnie manierą i zajmuje się z jednakową uwagą obszarami po obu stronach Żelaznej Kurtyny. Jednakowo skrupulatnie wyłuskuje kluczowe dla każdego z „obozów” problemy, by rzetelnie je analizować. Najlepiej to widać, gdy „pastwi się” nad rokiem 1968, okresem europejskiej powojennej historii, wokół którego mnóstwo narosło nieporozumień, a jeszcze więcej mitów. To drugie akurat dziwić nie powinno, gdyż – jak autor Powojnia sarkastycznie wykazuje – tzw. pokolenie 1968 (jakkolwiek by to określenie rozumieć i o której by stronie ówczesnej barykady nie mówić) jest aktywnie obecne (po przejściu istnej pajęczyny smug cienia) we współczesnej polityce, nie wspominając już o kształtujących mitologie mediach. W pracy T. Judta wzajemne relacje pomiędzy Praską Wiosną, polskim Marcem a wrzeniem społeczno-politycznym na Zachodzie zyskują sens i prawdziwszą od popularnej skalę wielkości. Niełatwą i wnikliwą analizę „burzy’68” w poszczególnych państwach, obozach, klasach społecznych, analizę „pojedynczych próbówek”, wieńczą wnioski natury ogólniejszej, odnoszące się do całego „laboratorium”.
Trzymając się ściśle chronologii, nim zajął się rokiem 1968, owym buntem rzekomo Nowej rzekomej Lewicy, T. Judt w sposób mogący odbiorcę fascynować przedstawia lata tuż powojenne, kiedy to Europa musiała wydobyć się z dna, na które wcześniej spadła niejako na własne życzenie, hodując na swej piersi archaicznego politycznego myślenia Herr Hitlera z przyległościami. Proces ten (w sporej mierze tożsamy z kształtowaniem się embriona Unii Europejskiej) zaprezentowany został przez autora w całym jego skomplikowaniu i niejednoznaczności związków pomiędzy diagnozami, wykoncypowanymi przez polityków i intelektualistów kuracjami a rzeczywistością.
Wiele tu na czytelnika czeka niespodzianek, szczególnie, gdy przyzwyczaił się do niezbyt zgodnej z prawdą wizji Europy pierwszego dwudziestolecia po roku 1945. Państwa podległe ZSRR zwykło się bowiem potocznie (w wielkiej mierze słusznie) postrzegać jako zrujnowane i z nieludzkim trudem podnoszące się z gruzów, te zaś na wschód od Łaby jako nietknięte prawie, błyskawicznie budujące swój dobrobyt. Tymczasem o ile wiadomy system polityczno-ekonomiczny utrudniał odbudowę naszego państwa i innych „baraków w obozie”, to – jak zdecydowanie podkreśla Tony Judt – po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny (aż po Plan Marshalla) wcale nie działo się o wiele lepiej. Różnice występowały istotnie w skali zniszczeń tzw. bezpośrednich (trudno nie zauważyć ruiny gospodarczej Niemiec), choć rozprzężenie powojenne, trudności w przestawieniu gospodarek na tory pokojowe przysparzały mnóstwa problemów. W co trudno dziś uwierzyć (tym, którym obce jest włoskie kino lat 40-tych i 50-tych) – poziom życia na Półwyspie Apenińskim był niższy niż w Czechosłowacji w latach 1945-48, nie inaczej było też w Grecji (na domiar złego trawionej wewnętrznym zbrojnym konfliktem), portfele obywateli Zjednoczonego Królestwa w niczym nie przypominały tych z końca XX stulecia, a rzesza włoskich gastarbeiterów budujących pomyślność Niemiec niewiele ustępowała liczebnością obywatelom Jugosławii i Turkom.
Szczególnie interesujące jest autorskie przypatrywanie się codziennemu życiu Europejczyków w drugim półwieczu XX wieku. Rezygnując z lukru i pielęgnowania mitów, autor przypomina o konnej uprawie roli we Francji lat sześćdziesiątych, o lodówkach pojawiających się w tymże kraju na większą skalę dopiero w roku 1963, o tym, jak styl oglądania telewizji we Włoszech w niczym nie odbiegał od tego, co pamiętamy z PRL. Pisząc o europejskim (świeżej daty) dobrobycie, T. Judt wskazuje, jak bardzo przemiany struktury gospodarczej zmieniały styl życia Zachodu naszego kontynentu z dziewiętnastowiecznego, na taki, o jakim „szczęśliwi obywatele państw socjalistycznych” śnili o wiele wcześniej, niż było o czym śnić. Opisując natomiast życie codzienne w Wielkiej Brytanii lat pięćdziesiątych, wielokrotnie autor wspomina tak Orwella, jak Dickensa. Nie oszczędza brytyjskiej klasy rządzącej w niczym, a nie jest przy tym łagodniejszy wobec tuzów francuskiej sceny politycznej oraz niemieckiej, o polskiej (bez względu na numerację kolejnych RP) nie zapominając. Pada też ze strony T. Judta wiele słusznie gorzkich słów na stronicach poświęconych węgierskiemu powstaniu 1956 roku, czy zrywowi Rumunów przeciw hołubionemu przez Zachód Ceausescu.
Warto zdecydowanie zachęcić do lektury książki, której autor tak zajmująco potrafił przedstawić fundament powojennego odrodzenia się Europy Zachodniej (Plan Marshalla), że traktujące o nim partie tekstu czyta się niczym pasjonującą beletrystykę o wartkiej akcji. To właśnie najdowodniej pokazuje, jak wielki dar pisania o historii posiada autor Powojnia, który w jednakowo kompetentny, rzetelny i zajmujący sposób potrafi w tej samej książce dzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat niuansów ekonomii, meandrów idei trawiących europejskich intelektualistów w różnych miejscach kontynentu, o „rewolucji” latającego Cyrku Monty Pythona, Jedwabnem, rozpadzie starych imperiów kolonialnych, procesie Slansky’ego, titoizmie, pisarstwie Sołżenicyna, jak i blokowiskach z wielkiej płyty, których nie wymyślono w siermiężnym socjalizmie, lecz na bogatym Zachodzie o wysublimowanym ponoć guście estetycznym. W godzien polecenia naśladowcom sposób, Tony Judt napisał swoje Powojnie tak, że jest książką interesującą dla zainteresowanych polityką, jak kulturą (bez względu na to, z której półki) a też i historią wahnięć kursów na giełdach. Co szczególnie ważne – ciągłe przechodzenie od szczegółu (często – szczególiku) do ogółu, niezwykła różnorodność tematyki, nie mają nic wspólnego z chaosem analitycznym. Wręcz przeciwnie – każdy rozdział Powojnia zazębia się z poprzedzającym go i następującym po nim. Nie inaczej jest z poszczególnymi akapitami. Nie chaos zatem, a przebogata mozaika.
Wydaje się, że recenzja całkowicie dla książki pochwalna, jest czymś z gruntu podejrzanym, niczym uczeń bez „pałki”, który to, jak mówi przysłowie, jest dziwem na miarę żołnierza pozbawionego karabinu. Wypada zatem, na wszelki wypadek, do beczki miodu dorzucić kilka słów dziegciu.
Czego by dobrego nie powiedzieć o Powojniu, po raz enty czytelnik otrzymuje do ręki pracę zawierającą anglosaską wizję dziejów. Abstrahując od tego, na ile jest ona zbliżona do poszukiwanej żywej lub martwej tzw. prawdy, to nie ulega wątpliwości, że przy wszystkich swoich zaletach oraz wadach, nie jest jedyną istniejącą. Nie jest też tak, że w naukach społecznych – tylko Anglosasi nie gęsi. Tymczasem polskiemu odbiorcy serwuje się nagminnie dania kuchni amerykańskiej, czasem, na szczęście, brytyjskiej. A istnieją przecież i inni mistrzowie historyczno-politologicznej kuchni.
Warto byłoby – przynajmniej od święta (np. w rocznicę wstąpienia Polski do UE) – wydać jakąś książkę prezentującą inny punkt widzenia. Na śniadanie – czeską analizę II wojny światowej, na obiad francuską historię hiszpańskiej wojny domowej, na kolację włoską syntezę dziejów europejskiej dyplomacji. Myślę, że nikomu by to w niczym nie zaszkodziło. Ba! Nie groziłoby nam ustawiczne popadanie w równie błędne przekonanie, jak to, że „o historii Polski pisze tylko prof. Davies”. Egzystuje bowiem choćby prof. Beauvois (nieco „cięższe” pióro, za to większa solidność i kompetencje), kompletnie u nas zapoznany z bardzo prostej przyczyny – śladowo się go tłumaczy i wydaje. Myślę, że kłóci się to z poglądami autora Powojnia, który w swej książce stara się prezentować racje wszystkich, postrzegając historycznie i kulturowo uwarunkowaną europejską tożsamość w całej jej różnorodności.