Michael Chabon
Cudowni chłopcy
Wonder Boys
Dom Wydawniczy Rebis 2002
Tłum. Andrzej Jankowski

 

Posądzanie artystów o emocjonalne kalectwo jest rzeczą równie pospolitą, jak podejrzenie, że geniusz wysysa uczucia wyższe i przepoczwarza swojego nosiciela w monstrum, którego dzieła odzwierciedlają spustoszenie w życiu pozaliterackim.
Taka fama.

Grady Tripp, pisarz, którym Chabon zajął się w Cudownych chłopcach, geniuszem zapewne nie jest, gdyż daleko mu do popełniania imponujących potworności. Musi jednak być literatem znośnym, jako że prędko okazuje się  kompletnym dupkiem.

Na czym polega dupkowatość Trippa?
Grady jest człowiekiem zmęczonym. Męczy się więc paląc trawkę wysokiej jakości, produkując się jako nauczyciel na zajęciach kreatywnego pisania, zdradzając żonę z panią dziekan oraz, ubrany w damski płaszcz kąpielowy pani Knopflmacher, próbując ukończyć swoją czwartą powieść. Jest rozchełstany, rozmemłany i, co podsuwa nam czytelnicza wyobraźnia, zapewne niedomyty. Ogólne życiowe niechlujstwo Trippa przejawia się też w braku umiejętności podejmowania decyzji, wskutek czego dryfuje przez kolejne pittsburskie dni i noce paląc smętnie skręta.

Jednak, jak w przypadku każdego potencjalnie interesującego grzesznika, dla Trippa przychodzi dzień sądny, a na jego zjaraną głowę spada rozpędzony ciąg zdarzeń. Odchodzi od niego żona, niepokojący intensywny student zaczyna traktować go jako zawodową opiekunkę, a pani dziekan zachodzi w ciążę. Nad całością góruje monstrualna, niekończąca się powieść Trippa, której tej nie chce/nie może dopisać, przeczuwając być może, że koniec tego dzieła to koniec pewnego etapu w życiu. Chabon jest przy tym tak ujmująco beztroski i nieskrępowany w analizowaniu i potęgowaniu dupkowatości swojego narratora że, aż strach przyznać, trudno nie docenić wiwisekcji, jakiej dokonuje na ospałym życiu Grady’ego. Oto bowiem owo cudowne chłopię, ocierające się niezgrabnie o mit homme fatale, parodiuje go i wyszydza z rozbrajającą szczerością. Zachodzi bolesny proces, który ma na powrót sklecić świetnego pisarza z pisarzyny i zmusić do decydujących działań.

Warsztatowa gracja Chabona wzbudza podziw – Cudowni chłopcy to powieść bezlitośnie klarowna, jak i chwilami zaczadzona, niczym mętnie pracujący umysł narratora. Jest to też historia o nawróconym grzeszniku, synu marnotrawnym wracającym na łono dobrej literatury, wyrastającym ze swojego, w tym wypadku dość żałosnego, dorosłego dziecięctwa. Sekunduje mu w tym, podstawiając mu raz po raz nogę, szereg postaci jak Sara Gaskell, James Leer czy Terry Crabtree, czyli pani dziekan, upiorny literacki geniusz i zblazowany wydawca uwodzący owego genialnego upiora, a w tle majaczy się żakiet Marylin Monroe, niewidomy Doktor Dee oraz przede wszystkim majestatyczna figura Augusta van Zorna. Krótko mówiąc, oto bildungsroman pisarza – półślepego minotaura* –  który wychodzi ze swojego chłopięctwa, wyrzuca jointa i wreszcie, miast stawiania liter, zaczyna ponownie pisać przez wielkie P.

– – – – – – – – –

* Cudowni chłopcy, str. 326