Kazimiera Szczuka, Milczenie owieczek
Kazimiera Szczuka
„Milczenie owieczek – rzecz o aborcji”
WAB, 2004
Miałam duży problem z napisaniem tej recenzji.
Książkę odbieram jako bardzo interesującą, rzetelnie napisaną; podziwiam ilość materiałów, z którymi musiała się zapoznać autorka. Imponuje mi stanowcze i – choć gniewne – to spokojne i kontrolujące emocje podejście do tematu. Popularyzatorskie, ale dbałe o bibliografię i zachęcające do poznania źródeł.
Autorka w ciekawy sposób opowiada o tym, że choć aborcja jest zapewne zjawiskiem tak starym jak ludzkość, to problemem znacznie młodszym jest poddanie aborcji rygorom prawnym. Zaledwie półtora wieku temu Kościół i państwo zaczęły ingerować w te kwestie. Z „Milczenia…” dowiemy sie wiele o historii prawa, medycyny i doktryn kościelnych. I o tym, jak mało skuteczne są restrykcje i zakazy, jak wiele za to czynią szkód. Książka mądra, błyskotliwie napisana, zachęca do zajęcia własnego stanowiska w tej sprawie, do odrzucenia stereotypów, zauważenia dyskryminacji, jakiej podlegają kobiety w sferze intymnej.
Skąd więc biorą się trudności w jej omówieniu? Z niepokoju, że książki i tak nie będą chcieli czytać ci, którzy powinni. Mnie zaś nie uda się ich przekonać.
Oprócz feministek (których zachęcać nie trzeba, bo i tak będą ciekawe, o czym tym razem opowiada Kazimiera Szczuka), chciałabym, żeby przeczytali tę książkę ci zwłaszcza, którym wydaje się, że wiedzą wszystko na temat ustawy antyaborcyjnej w Polsce i uważają, że to w porządku, że jest ona jedną z najbardziej restrykcyjnych w Europie.
Najwyraźniej sama nie mogę przebić się przez stereotyp; wyobrażam sobie, jak tej książki nie chce przeczytać moja matka – katoliczka, światły kolega – zdziwiony niezmiernie moją lekturą, przyjaciółka – cierpiąca, bo od lat próbuje być w ciąży.
Myśląc o czytelnikach, myślę o tych, którzy sami z siebie po „Milczenie owieczek” nie sięgną, a jeśli nawet, to po przeczytaniu wstępu zrezygnują z dalszej lektury. Wyobrażam sobie powody tej rezygnacji.
Moja wyobraźnia czerpie z obserwowanych wielokrotnie reakcji ludzi skądinąd światłych, otwartych i mądrych. Kiedy zaczyna się rozmowa o aborcji, najczęstszą reakcją, z którą się spotykam, jest blokada hasłem – „morderstwo”. Trudno jest dyskutować, jeżeli rozmówca ma ugruntowany, a zwłaszcza bezrefleksyjny, pogląd na sprawę. Inne hasło – „jesteś przeciw aborcji, to jej sobie nie rób” – nie znajduje jakoś odzewu u przeciętnego mieszkańca naszego kraju.
Chciałabym, żeby książkę tę przeczytały kobiety. Ich to jest bowiem historia.
Bliski jest mi sprzeciw, jaki budzi milczenie ogromnej rzeszy kobiet, które mają doświadczenie aborcji za sobą; poddały się jej same lub poddał się jej ktoś w bliskim otoczeniu. Milczenie i obojętność Polek, godzących się z tak dalece posuniętą ingerencją państwa w ich fizyczność. Milczenie i bierność wobec praw, „które, aż nadto znać, były przez mężczyzn pisane”* [Tadeusz Boy – Żeleński]
Temat jest o wiele szerszy niż sam dylemat, czy aborcja jest złem. Zwolennik ustawy powie, że nie ma tu miejsca na jakąkolwiek dyskusję, nie może być żadnych dylematów, aborcja to morderstwo. Nie chcę nikogo przekonywać (autorka książki również), że aborcja to nic złego, zwykły zabieg.
Za Szczuką i feministkami, których głosy ona relacjonuje, zachęcam do społecznej dyskusji.
Porozmawiajmy o ustawie, a kwestie moralne pozostawmy sferze prywatności. Zostawmy je sumieniu jednostek. Zwłaszcza kobietom, które same muszą podjąć bardzo trudną i obciążającą je do końca życia decyzję – co dalej z niechcianą ciążą. Zostawmy to we wnętrzu kościołów, gdzie kapłani będą swoich wiernych nauczać zgodnie z doktryną, zakazując antykoncepcji i tłumacząc, że od poczęcia mamy do czynienia z człowiekiem, a tego przecież zabijać nie wolno. I – że grzech to ciężki.
Będąca w niechcianej ciąży kobieta musi sama zdecydować, czy pokocha, urodzi, wychowa; bardzo często bez wsparcia ojca dziecka.
Jeśli to ponad siły kobiety, jeśli boi się, wie, że nie podoła, nie chce – to w Polsce „przeciwko sobie ma państwo, Kościół, lekarzy i autorytety moralne.” Również w przypadku, kiedy musi wybierać między swoim zdrowiem, czasem życiem, a właśnie poczętym dzieckiem. Także wtedy, kiedy ciąża jest wynikiem gwałtu.
Podobno jest jeszcze jedna możliwość – urodzić i oddać. Teoretycznie. W praktyce, o ile aborcji dokonuje się niezwykle dyskretnie i może o niej nie wiedzieć nikt poza kobietą i lekarzem, to urodzić tak się nie da. I nie da się uniknąć potępienia społecznego. Urodzić i oddać, to wbrew pozorom, najtrudniejsza dla kobiety z tych trzech możliwości, beztrosko polecana przez zwolenników zakazu. To decyzja niemal heroiczna, również ze względów biologicznych.
Głęboko niemoralne moim zdaniem jest to, że tylko od sytuacji społecznej i materialnej Polki zależy, czy ma ona jakiś wybór. Ustawa zakazuje niemal zupełnie wykonania aborcji w ramach ubezpieczenia. Oddanie dziecka do adopcji wiąże się z ostracyzmem otoczenia, potępieniem i gwałtem na własnej osobowości. Jak pokazują media, dla wielu kobiet łatwiejsze są jednak beczki po kapuście i śmietniki.
Kobieto polska, nie chciałaś, a jesteś w ciąży? Nikogo nie interesuje, co z tobą będzie dalej, urodzisz. Od tego przecież jesteś.
Chyba, że masz pieniądze. Proszę bardzo, w naszym katolickim kraju można za 2 do 5 tysięcy złotych w komfortowych warunkach, bez kłopotu i ryzyka usunąć ciążę. Ogłoszenie znajdziesz w codziennej gazecie. A w wybranych świątyniach, wszak stać cię na podróż, możesz już po wszystkim uzyskać rozgrzeszenie.
Niemoralne jest to tym bardziej, że dostępność edukacji seksualnej i antykoncepcji – najskuteczniejszych z wynalezionych do tej pory na świecie metod zmniejszających liczbę sztucznych poronień – w naszym kraju jest również zależna od sytuacji społecznej i materialnej. Państwowa szkoła nie edukuje, państwo nie dotuje, Kościół się sprzeciwia.
Porozmawiajmy o tym, że w nowoczesnym świecie istnieje coś takiego, jak prawa reprodukcyjne i seksualne, według których seksualność i płodność powinny być sferą całkowicie wolną od przymusów, zakazów i zagrożeń. Co oznacza „troskę i odpowiedzialność państwa wobec jego obywateli i obywatelek w takich dziedzinach, jak edukacja seksualna, oświata i dopłaty do antykoncepcji, zapobieganie chorobom przenoszonym drogą płciową, ciążom nastolatek, gwałtom, przemocy, wykorzystywaniu seksualnemu itd.”. Porozmawiajmy o tym, że w Polsce te prawa w stosunku do kobiet są zaniedbywane, naruszane i łamane. Mówią już o tym raporty Komisji Praw Człowieka ONZ oraz rezolucja Parlamentu Europejskiego z 2002 roku, która „wymienia Polskę wśród krajów, w których nie istnieje żadna edukacja seksualna.”
Autorka, nawołując do przełamania milczenia w tej sprawie, mówi o oczywistym, choć niesprawiedliwym dziejowo opóźnieniu naszego kraju w dziedzinie owych praw o trzydzieści lat w stosunku do Zachodu. „Dziś w świecie dylematy medycyny i bioetyki to sztuczne technologie reprodukcyjne, klonowanie, inżynieria genetyczna. U nas – uświadomienie i wyegzekwowanie praw reprodukcyjnych. Albo te trzydzieści lat nadrobimy w szybkim tempie, albo upodobnimy się do fundamentalistycznych państw wyznaniowych, takich jak państwa islamskie. Innego wyjścia nie ma.”
Porozmawiajmy więc o tym, zamiast bać się tematu. Rozmawiajmy o przepaści między propagandą wychowania w rodzinie w szkołach naszych dzieci, a tym, z czym stykają się na co dzień – propagandą kultury gloryfikującej ciało, bagatelizującej wartości, miłość i odpowiedzialność. O beztrosce, z jaką pozostawiamy wychowanie polskich dzieci dwóm przeciwnym obozom – Kościołowi i „Bravo”.
Na zakończenie przytoczę jeszcze refleksję Kazimiery Szczuki: „Milczenie owieczek to stan, w jakim pozostaje społeczność kobiet. Tych, które osobiście dotknęła niesprawiedliwość i bezduszność prawa, i tych, które powinny solidaryzować się z pokrzywdzonymi. Czy milczymy jako wierne i pokorne owieczki – istoty, dla których własne sprawy nie są ważne i które nie chcą spraw intymnych uznać za polityczne? Przerwanie milczenia to wbrew pozorom prosty, lecz zarazem ciągle niemożliwy początek nowego, lepszego kontraktu społecznego między płciami”.
*Wszystkie cytaty pochodzą z „Milczenia owieczek – rzecz o aborcji” K. Szczuki