Colin Bateman
Rower przemocy
Cicle of Violence
Tłum. Maciej Potulny
Wyd. Zysk i S-ka, Seria – Kameleon
Poznań 2002, str. 280

Czasami tak bywa, że przypadkowo zakupiona książka (tak, tak, zdarzają mi się takie chwile niekontrolowanego szaleństwa), kusząca bardziej ceną, niż nazwiskiem autora czy tematem, w trakcie czytania robi nam prezent i okazuje się strzałem w nasz gust. Tak było w moim przypadku z powieścią Colina Batemana o intrygującym tytule Rower przemocy.

Cóż, mimo tajemnicy i wieloznaczności kryjącej się w tych dwóch słowach nie był to wystarczająco silny magnes i książka długo przeleżała w stanie nienaruszonym na półeczce domowej biblioteczki. Ale nadszedł na nią wreszcie czas i mając wciąż w pamięci dobre wrażenie (choć nie powalała na kolana) jakie wywołała inna powieść tego autora – Rozwiedź Jacka (Divorcing Jack) – w końcówce roku postawiłam na świat Irlandii Północnej. Opisany oczywiście przez rodowitego Irlandczyka z Bangor (County Down).
Bateman nie jest pisarzem o znanym mi dorobku. Do dziś opublikował kilkanaście powieści. Nie należy też do pierwszej ligi ani w swojej ojczyźnie, ani w innych europejskich krajach. Ale nadal pisze. I to sporo: powieści, opowiadania, scenariusze, książki dla dzieci. Przy lekturze jego książek – za sprawą wypracowanego latami warsztatu (debiutował w 1995 roku) i talentu do snucia ciekawych historii – można szybciutko uciec od rzeczywistości i poczuć się obserwatorem akcji od środka, jakbyśmy znaleźli się w czytanej książce. W końcu Irlandczycy to bliscy nam mentalnie bracia. Może dlatego od razu czujemy się tak swojsko i rodzinnie w plenerach, sytuacjach i towarzystwie mieszkańców Zielonej Wyspy. Ogromnie mnie poruszyło i wprawiło w doskonały nastrój, że im dalej zagłębiałam się w Rower przemocy, tym bardziej sam autor i jego dzieło niebezpiecznie zbliżali się do spełnienia kryteriów mojego ideału powieści. To wrażenie pozostało nienaruszone aż do finału, bowiem pisarz nie zepsuł ani zakończenia, ani rozwikłania kilku zagadek i najciekawszych kwestii. Jego proza jest prosta i jednocześnie skomplikowana, jak życie każdego. Nie ma laurów i cudów, tam gdzie ich spotkać nie można, nie ma upiększeń, słodyczy, skoro najczęściej dominuje szara rzeczywistość. Można by zapytać: po cóż więc czytać coś, czego na co dzień mamy aż nadmiar? Istotnie, byłby to swoisty masochizm. Tylko że Bateman czyni to interesująco. Z każdą przewracaną stroną przyłapujemy się na identyfikacji z bohaterami, chichoczemy z trafności opisów, potakujemy głową znając takie życie i jego bolączki, a jednocześnie jakże ono może być wciągające z punktu widzenia czytelnika.

Tytułowy rower to pojazd głównego bohatera. Jest nim Miller – reporter z Belfastu, który lubi sobie wypić, a jego kariera redakcyjna – mówiąc delikatnie – chyli się ku upadkowi. Poznajemy go w dniu, kiedy umiera jego ojciec. Miller (28 lat) nadal z nim mieszkał i dzielił koszmarnie zaniedbany dom. Teraz został w nim sam, a sytuacja życiowa wprawiła go w większe przygnębienie niż mógł przypuszczać. Zmiany organizacyjne w strukturze redakcji i u wydawcy kierują go na prowincję. To zesłanie – które było odgórnym nakazem – sprowadza go na obrzeża Belfastu do miasteczka Crossmaheart. Miller bywał tam wielokrotnie. Ale zawsze były to wyprawy po gorący temat i szybkie powroty do tego co lubił – życia i tętna dużego miasta. Teraz decyzja o przeniesieniu do mieściny jawi mu się jako zesłanie na kraniec świata, miejsce rodem z horroru, wypełnione prostymi ludźmi, przemocą, brudem i prymitywizmem życia. Tym wszystkim, czym tak bardzo się brzydził. To było wymarzone miejsce dla reportera żółtodzioba szukającego taniej sensacji. Jednak Miller, na tym etapie życia i doświadczenia zawodowego, czuje się kimś z innej kategorii, zdegradowanym i ukaranym. Życie jednak szybko naprostuje to błędne mniemanie.
Do nowej pracy w redakcji „Kroniki” Miller wyrusza swym rowerem. Odkąd utracił na rok prawo jazdy za poruszanie się autem po pijanemu, jest zżyty z nowym pojazdem pomagającym mu omijać miejskie korki. Posada w Crossmaheart przekreśla jego dotychczasowe osiągnięcia, ale nie ma wyjścia. Od dawna nie dostrzega swego upadku, który już u jego pracodawcy w Belfaście zniweczył nadzieję na poprawę. Ostatnio częściej bywa pijany niż trzeźwy. Ale czyż nie ma wielu problemów i przejść? Wprowadziwszy się do obskurnego, wilgotnego mieszkanka blisko redakcji, pierwszą rzeczą jaką robi jest lustracja całej okolicy pod kątem obecności pubów. W jednym z nich poznaje atrakcyjną Marie, z którą umówi się na kolejnego drinka. To spotkanie zmienia całe jego życie. Kobieta okazuje się dziewczyną zaginionego w Crossmaheart Jamiego Milburna – dziennikarza, którego posadę właśnie objął. Nikt z współpracowników i mieszkańców nie zna jego dalszych losów. W miasteczku wszyscy spekulują, snując własne teorie o tym, gdzie może być i czy w ogóle jeszcze żyje. Zagadka zniknięcia dziennikarza „Kroniki”, mimo niechęci do drążenia tak trudnego tematu, wciąga go coraz bardziej, jakby jakaś niewidoczna siła właśnie jego wybrała na narzędzie do jej rozstrzygnięcia. Podobnie układa się związek z Marie. Pomału zaczyna mieć obsesję na jej punkcie i wpada po uszy w nowe, zupełnie nieplanowane uczucie.

Chociaż ciekawość to jedna sprawa, a badanie poszlak tajemniczych zdarzeń to już robota dla policji, Miller niechcący poznaje coraz więcej faktów przybliżających go do poznania okoliczności zniknięcia Jamiego. Wątek kryminalny to tylko jedna z przypraw w tej literackiej potrawie, a nie określenie docelowe gatunku, w którym chce się poruszać Bateman. Sensacja przeplata się tutaj z wątkiem romansowym i dobrą powieścią psychologiczną pełną dramatyzmu i gorzkich prawd o życiu.
Związek z Marie nie jest łatwy. Także dla niej. Dziewczyna skrywa mroczną tajemnicę, o której Miller nie ma pojęcia. To kobieta-zagadka, osoba, której trudna przeszłość depcze po piętach i nigdy nie wiadomo w jakiej chwili weźmie nad nią władzę. Poznanie prawdziwego oblicza Marie wydaje się trudniejsze niż odnalezienie kolegi po fachu. Osobiście podobają mi się proporcje gatunków, jakie Bateman zastosował pisząc Rower. Mrok i dramat doskonale równoważy czarny humor. Zresztą jest to ten rodzaj humoru, który można zaakceptować od razu, bądź na zawsze odrzucić, bowiem pisarz nie uznaje żadnych świętości i jest w swej ironii dosadny, a czasami może nawet niesmaczny. Ale czyż właśnie nie dla takich dowcipów kochamy angielskie i irlandzkie poczcie humoru?
Bohaterowie – czy to na pierwszej linii, czy w epizodach – są największym atutem Batemana. Pisarz umie przedstawiać złożoność typów ludzkich, jest wiarygodny w portretowaniu największych dziwaków i wykolejeńców, a przy tym nie popada w przerysowanie i sztuczność. Reporter Miller jest tego najlepszym dowodem. A kiedy skieruje się go ku osobie takiej jak Marie, wtedy mieszanka jest iście wybuchowa. Bomba charakterów gotowa wybuchać pod byle pretekstem. Jeśli Rozwiedź Jacka odebrałam po czasie jako dobrą lekturę z irlandzkiej półki prozy współczesnej, to Rower przemocy mocno mnie poruszył.

Nie jest aspiracją Batemana pisać jednoznaczne gatunkowo kryminały czy romanse. Można wszystko ze sobą zmieszać i jeszcze przybrać swoim genialnym poczuciem humoru i znajomością psychologii. Ten ponad 40-letni Irlandczyk wypełnia niszę literatury środka. Jest pomiędzy komercją a ambicją, mając znacznie bliżej do powieści wyższych lotów niż tych masowych. A wszystko ponieważ nie obawia się poruszać spraw wstydliwych i trudnych. Dla autora nie ma tematów tabu i nic co ludzkie nie uszłoby jego uwagi, gdyby tylko warte było wykorzystania w konkretnej powieści. Osadzając swych bohaterów w określonym miejscu (Irlandia), narzuca im pewne cechy narodu, zakorzenione idee i historię, która ten naród kształtowała. Postacie mieszkające w Crossmaheart nie mogą uciec ani od przeszłości, ani tradycji. A obdarzając ich konkretną przeszłością i zasobem doświadczeń, Bateman chce nam pokazać ciemne strony życia i to, co czynią one z ludźmi, jakie konsekwencje mogą wywołać, co potrafi nas wzmocnić, a co zabić.

Bałam się, zmierzając do finału tej historii, że zakończenie może spłycić bardzo dobrą psychologicznie powieść. Ale Bateman sprostał zadaniu z nawiązką. Zaskoczył rozwiązaniem otwartych wcześniej wątków. Dzięki temu sporo awansował w moich oczach. Jeśli pisarz pójdzie za ciosem, mogą powstawać poruszające historie. Bo Rower przemocy nie pozostawia obojętnym, jest dłonią zdecydowanego rozmówcy, który chwyta za nadgarstek, potrząsa i każe przemyśleć to, o czym czytamy. Powieść porusza ważne kwestie, ale nie będę niczego zdradzać, bo elementy zaskoczenia są liczne i radość ich odkrywania pozostawię czytelnikom. Inteligentna zagadka, świeżość spojrzenia, dobry styl pozwalający skupić się na akcji i osobach – po prostu wielka klasa!
Dobry pisarz to taki, który nie tylko potrafi doskonale zacząć opowieść, ale przede wszystkim wie, jak ją na poziomie skończyć. Batemanowi udało się modelowo spełnić ten warunek. Spore dawki humoru w tak naprawdę poważnej książce, mogą początkowo nawet razić swą niestosownością, ale czyż w życiu nie bywa tak, że w chwilach tragedii próbujemy bagatelizować rzeczywistość zamieniając ją w żart? Nie działa to na dłuższą metę, ale jest prawdziwe i bardzo ludzkie, bywa rozpaczliwą próbą ucieczki. Bohater Batemana również stara się w opresjach w ten sposób ratować. I również, jak wielu z nas, widzi, że to nie działa.
Humor to ponoć atut i znak rozpoznawczy pisarstwa Batemana. Fakt, prowadzi od lat kolumnę satyryczną w County Dawn Spectator, ale sprytne i profesjonalne jest to, że doświadczenia z pracy dziennikarskiej wplata w historie na równi zabawne, co liryczne i dramatyczne. Niewielu potrafi właściwie dawkować te elementy. A ponieważ tak bardzo się stara, wierzę, że w przyszłości przeczytam niejedną doskonałą powieść, przy której Rower przemocy wypadnie tylko jak wprawka do prawdziwie dojrzałego pisarstwa. Wiem, że autora stać na to i będę kibicować drodze pisarskiej, którą sobie wybrał.

Oficjalna strona pisarza: www.colinbateman.com