Wszyscy jesteśmy Koryntianami
W końcówce filmu Niebieski Kieślowskiego zaintrygowała mnie przejmująca muzyka Zbigniewa Preisnera – chór wykonywał jakąś pieśń po grecku. Ponieważ w (nowo)greckim rozumiem piąte przez dziesiąte, zamiast zapinać powoli kurtkę, wsłuchałem się w słowa utworu. Słowa, podobnie jak muzyka, wgryzały się w głowę, nie dawały spokoju. Ze wstydem przyznam, że ich nie znałem. No cóż, tyle razy słyszałem czytania z Ewangelii, Biblia stoi na półce, otwierana od czasu do czasu, czytałem to i owo o Biblii, a to akurat mi umknęło. Był to hymn do miłości z pierwszego listu św. Pawła do Koryntian.
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
…
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.
Czym jest ta miłość? Jedno z najbardziej strywializowanych obecnie słów. Wielkonakładowe brukowce tryskają nim. Nowa miłość gwiazdki X, parada miłości, A i B zeszłej nocy „uprawiali miłość”. Za strasznych czasów wykształcenia opartego o dzieła martwych białych samców, gdy noszono do pracy krawaty, a młode damy nie znały słowa zajebisty, miłość posiadała różne formy, znane jako eros, philia i agape – namiętność, przyjaźń i miłosierdzie.
Lecz dlaczego jest najważniejsza? Czyżby ważniejsze od efektu były dobre chęci, którymi podobno wybrukowane jest piekło? Widziałem kiedyś reportaż z Burkina Faso. Sahel, susza, życie na granicy głodu. Pokazywali kobietę, która z pustą miską podchodziła do innych i zawsze coś dostała, a jak już miała, potrafiła się podzielić z kimś innym. Ja wiem, to pewnie idealizacja, mit szlachetnego dzikusa. Ale może i coś w tym było z prawdy. Piękny był sposób, w jaki kobiety te potrafiły dawać i brać.
Śmieszy mnie spotykane czasem w amerykańskiej prasie podejście do dalekich krajów. Można podzielić x przez y i będziemy wiedzieli, ile razy szczęśliwszy od Murzyna z Burkina Faso jest Murzyn z Bronx. Pewnie z tysiąc razy. Ale powoli dociera tam postęp – mają już Coca Colę i słuchają płyt Madonny. Fałszywej Madonny. O ile szczęśliwsi byliby, gdyby mieli dostęp do szybkiego Internetu!
Myślę czasem o cudownym rozmnożeniu chleba. Co tam tak naprawdę zaszło? Może nie stało się nic więcej ponad to, że każdy, kto chował chleb dla siebie, podał drugiemu i niedostatek się zmienił w obfitość. Czy byłbym rozczarowany, gdyby tak było, gdyby zamiast złamania zasady zachowania masy otwarły się ludzkie serca? Nie. Byłby to cud pierwszej wielkości. Einstein stwierdził, że łatwiej jest rozbić atom, niż ludzkie uprzedzenia.
Właśnie przez to, że jesteśmy zdolni robić coś więcej, coś innego, niż wymaga od nas biologia, jesteśmy prawdziwie ludźmi. Nie znaczy to, że należy podkreślać swoje człowieczeństwo czynami bezsensownymi, przeciwnymi naturze. Nie jesteśmy jednak jej niewolnikami. Ja wiem, również przy bezinteresownych dobrych uczynkach podnosi się dającemu serotonina, jeżeli tak był wychowywany. Ale czy korelacja dowodzi przyczyny i celu? Może tak, może nie. Wielu nie potrafi zrozumieć ofiarnej miłości i szuka wszędzie racjonalizacji.
Ja jednak myślę inaczej : wszystko, co ważne w życiu, dostajemy i dajemy za darmo.
Może już kiedyś o tym pisałem, może napiszę jeszcze. Nie szkodzi. Jeżeli ktoś kiedyś zapyta, „co powiedział Śliwa”, tak jak Heraklit powiedział „wszystko płynie” a Einstein „Bóg nie gra w kości”, to może być właśnie to. Chyba że wymyślę coś nowego.

Podobny jest problem z pięknem. Można je sprowadzić do parteru argumentując, że wytwory naszej fantazji są jedynie środkiem do podtrzymania więzi społecznych lub wentylem pozwalającym na uniknięcie szaleństwa. Jest w tym jednak pewne misterium. Skąd się bierze piękno? Grecy posiadali pojęcie enthousiasmos – boskie natchnienie, od theos, bóg. Dziś za prostszy uważa się pogląd, że sztuka się bierze z niczego. A może z jakiegoś gwiezdnego raju? Pisze o tym Jaroslav Seifert, dość zapomniany laureat literackiej nagrody Nobla z roku 1984. Bertramka to miejsce w Pradze, gdzie Mozart w 1787 przygotowywał premierę opery Don Giovanni.
Na Bertramce
Jeżeli kiedyś istniał raj,
nie było go na tej planecie.
Ziemia się kręci wokół swojej osi,
aby wiecznie odwijał się czas
wszystkich ludzkich cierpień.
Ale raj istniał.
Pewnie na którejś z gwiazd.
Kto może dokładnie ustalić,
gdzie są te niebiańskie ogrody?
Istnieje przecież w raju piękno,
nie możemy sobie go tak wyobrazić,
by nam ciągle nie przypominało naszego świata.
Powaby kobiet,
woń kwiatów,
radość dzieci
i barwy motylich skrzydeł.
Jeżeli jest tam i firmament,
nie ma pod nim miejsca na ból.
Ludzie tam nie płaczą,
a łzy są tam jeszcze rzadsze,
niż perły w naszych rzekach.
Stamtąd przyszedł.
A gdy zaczął grać,
a warkocz mu podskakiwał po plecach,
przestały szumieć i muszle
i nastawiły swe rozkoszne uszka.
Czemu nie zamknęli wtedy drzwi,
czemu nie wyprzęgli koni z powozu!
Tak wcześnie odszedł.
A przez drzwi z czarnej gliny
wrócił tam, skąd przyszedł.
Został po nim tylko cienki lok
i jeszcze coś,
co czyni życie piękniejszym,
niż było.
(przekład własny)
Dlaczego szukamy dobra i piękna, jak gdyby były prawdziwe? Przywołam wiersz Paula Eluarda, który zastanowił mnie przed laty i którego niejasny ślad w pamięci wystarczył Google’owi do odnalezienia go.
Tu oryginał z portretami autora, jeden Picassa, drugi Salvadora Dali.
A tu, w moim tłumaczeniu – smutny, pełen nadziei wiersz na późną jesień:
Układanka (Le jeu de construction)
Człowiek ucieka, koń pada,
Brama się nie otwiera,
Ptak milknie, kopcie mu grób,
Cisza przynosi mu śmierć.
Motyl na gałęzi
Cierpliwie czeka zimy,
Jego serce jest ciężkie, gałąź się ugina,
Gałąź się łamie jak szkło.
Po co opłakiwać wyschnięty kwiat
I po co opłakiwać bzy?
Po co opłakiwać bursztynową różę?
Po co opłakiwać czułą myśl?
Po co szukać ukrytego kwiatu
Jeśli nie ma nagrody?
– Ależ dlatego, dlatego i dlatego.
– Mais pour ça, ça et ça.
Właśnie dlatego. Dokładnie.
Jako bonus track dla miłośników poezji – wiersz Seiferta w oryginale. Do czeskiego języka tak często mamy dystans, czasem wręcz lekceważenie. Czy słusznie? Każdy język jest tyle wart, ile pięknych tekstów w nim stworzono. Wsłuchajmy się.
Na Bertramce
Jestliže byl kdy ráj,
na této planetě nebyl.
Země se otáčí kolem své osy,
aby věčně se odvíjel čas
všech lidských trápení.
Ale ráj byl.
Patrně na některé z hvězd.
Kdo může přesně určiti,
kde jsou ty zahrady nebeské?
Existuje-li však v ráji krása,
nemůžeme si ji představit,
aby nám vždycky nepřipomínala náš svět.
Půvaby žen,
vůni květin,
radost dětí
a barvy motýlích křídel.
Jestliže je tam i obloha,
není pod ní místa pro bolest.
Lidé tam nepláčí
A slzy jsou tam ještě vzácnější
než perly v našich řekách.
Odtamtud přisel.
A když počal hrát
a copánek mu poskakoval po zádech,
přestaly šumět i lastury
a nastavily svá rozkošná ouška.
Proč jenom nezamkli tenkrát dvéře,
proč nevypřáhli koně z kočáru!
Odešel tak záhy.
A dvířkami černé hlíny
se vrátil, odkud přišel.
Zůstala po něm jen chudá kadeř
a pak ještě něco,
co dělá život krásnějším,
než byl.
Fot. summa/pinezka.pl