Na ogół sądzimy, że prehistoria to jedna wielka czarna dziura, czasy gdy jaskiniowcy z komiksów okładają się maczugami i czekają na koniec epoki kamiennej. Podobnie kiedyś taką czarną dziurą było dla mnie średniowiecze, tysiąc straconych lat między moją ukochaną starożytnością i moim ukochanym renesansem. I pewnego dnia tak mnie ta czarna dziura zdenerwowała, że postanowiłem ją rozjaśnić – i znalazłem w niej niezmiernie ciekawe rzeczy.
Tak też było z prehistorią. Niby nie dzieje się nic i nagle pewnego pięknego poranka, tak z 5000 lat temu, powstają z niczego wielkie cywilizacje. No więc jednak nie całkiem z niczego. Oczywiście tempo dojścia do budowy piramid, z którymi i dziś nie byłoby nam łatwo, jest imponujące, ale i przedtem się działo wiele. Książka Rudgleya [3] podaje wiele przykładów rozwoju kultury i techniki we wczesnym neolicie i płynnego przejścia do czasów historycznych. Dotyczy to budownictwa, metalurgii, ceramiki, zaczątków pisma. Nie zapominajmy, że ludzie ci zbudowali (po coś tam) Stonehenge.


Scena i aktorzy

Na wstępie trochę terminologii, greckiej oczywiście:

Paleos – stary, mezos – średni, neos – nowy, lithos – kamień.

Stąd epoki kamienne, w kolejności: paleolit (epoka kamienia łupanego), mezolit, neolit (epoka kamienia gładzonego). Ponieważ nowsze warstwy leżą na starszych, stąd górny paleolit jest po dolnym.

Kiedy to było? Niedawno. Nasza cywilizacja to cienka warstwa lukru na epoce kamiennej. Nie ma się o co obrażać – technicznie epoka kamienna trwa do wynalezienia metalurgii, wobec czego Aztekowie i Majowie żyli w epoce kamiennej. Nie znaczy to, że byli głupi. Budowa Tenochtitlanu na jeziorze była majstersztykiem inżynierii, a astronomowie Majów na tyle dokładnie obserwowali i notowali zaćmienia, ruchy Wenus i innych planet, że możemy datować ich zdarzenia z VII wieku co do dnia. Na filmie Mela Gibsona Apocalypto widzieliśmy, jak skuteczne są noże z obsydianu.

Scenerią jest Europa, decydujące znaczenie ma klimat, na przemian występujące okresy cieplejsze i lodowcowe. Ostatnie maksimum lodowcowe wystąpiło 20 tys. lat p.n.e. Od 12700 p.n.e. w przeciągu 2000 lat klimat stopniowo się ocieplał. Już 12 tys. lat trwa łagodny klimat, który dał nam trochę odpoczynku od ostrej walki o byt i umożliwił w ten sposób rozwój cywilizacji. Nie miejmy jednak złudzeń – stawianie na wieczne trwanie takiej anomalii jest równie dobre jak wiara w wieczną hossę na giełdzie. I nie chodzi tu o zmiany małe, jakimi nas obecnie straszą. Gdy Arktykę i Antarktydę pokrywały czapy lodowe, wiążące sporą część wody oceanów, poziom morza był o 130 metrów niższy! Suchą nogą dało się dojść z Anglii na Sycylię (omijając zlodowaciałe Alpy), a morze Czarne było jeziorem. Znaczy to też, że wiele wspaniałych śladów człowieka może być obecnie pod wodą. Granicznym przypadkiem jest grota Cosquer, do której wejście jest pod wodą. A ile jest niżej?

Tematem naszym jest historia homo sapiens sapiens, czyli naszego gatunku. Pojawił się on w Afryce około 100 tys. lat temu i 40 tys. lat temu przybył do Europy poprzez Bliski Wschód, jak jego poprzednicy i krewni. Przedtem jako homo habilis, erectus i ergaster wytwarzał już narzędzia, lecz rozwój jego był niezmiernie powolny. Po przybyciu homo sapiens sapiens następuje przełom. Nie tylko narzędzia są doskonalsze, lecz pojawia się sztuka i wierzenia w coś więcej. W jaskiniach Francji i Hiszpanii tworzy ten homo (i femina?) malowidła, pod wrażeniem których Picasso stwierdził: Nie wymyśliliśmy niczego nowego! Groty Lascaux, Altamira, Chauvet i inne, to nie suchy dokument przeszłości, to sztuka w pełnym znaczeniu tego słowa.
Człowiek ten też zdobi siebie, nosi naszyjniki, amulety. Wszystkie te czynności i obiekty są pełne znaczeń. Uzupełnieniem świata realnego staje się świat wyobraźni. Zainteresowaniem się cieszą sny, wizje, zmienione stany świadomości, wzmacniane trawkami i grzybkami. Sposób grzebania zmarłych sugeruje wiarę w życie pozagrobowe. Równocześnie w Europie żyje neandertalczyk, nasz tajemniczy daleki kuzyn, od około 130 do 30 tysięcy lat temu. Ta epoka, to górny paleolit.

Między paleolitem a neolitem wyróżnia się mezolit, słabiej zdefiniowaną epokę przejściową.

Neolit, na Bliskim Wschodzie od ok. 9000 p.n.e., to kolejna rewolucja. Pojawia się życie osiadłe, rolnictwo i hodowla, wiara w bóstwa osobowe. Powstają miasta, jak Çatalhöyük w obecnej Turcji i Jerycho. Człowiek jest ciekawy świata, odkrywa nowe techniki i nowe lądy. To niby postęp. Ale gdy pojawia się dom, obsiana ziemia, gliniane naczynia, a w nich zapasy ziarna, pojawia się też własność prywatna, hierarchia i władza państwowa. Z innego punktu widzenia jest to dokładnie to dziadostwo, które przywlókł na świat biały mężczyzna. Niektórzy, jak np. litewska badaczka Marija Gimbutas, twierdzą że we wczesnym neolicie w Europie panował matriarchat i kult Wielkiej Bogini, i dopiero nadejście indoeuropejskich hord z żelaznymi mieczami na wozach bojowych zniszczyło ten złoty wiek i zainicjowało rozwój tzw. cywilizacji. Wygląda na to, że powinniśmy się za nią bić w piersi i najlepiej powoli zwijać interes. Ale ratunek jest bliski, jak sugeruje wymowny tytuł książki Steve’a Taylora: The Fall: The Evidence for a Golden Age, 6,000 years of Insanity and the Dawning of a New Era. Złoty wiek, 6000 lat szaleństwa i świt nowej ery. Czy tak było? Kto wie… Czy tak będzie? Zobaczymy.

Nie zapominajmy też, że tak naprawdę to sztuka nie powstaje – nie powstaje sama z siebie. Statystyczny przyrost inteligencji nie zastąpi geniuszu jednostki. W czyjejś głowie musi zaświtać pewna wizja. Społeczeństwo musi też ją zaakceptować, bo nie jest normalne, by ktoś malował bizony zamiast na nie polować. Ale w końcu maluje je nie uśredniony homo, lecz pan X lub pani Y. Uświadamiają nam to ślady dłoni: tu napluł farbą dookoła palców wspomniany pan X, tu zrobiła podobnie pani Y, a tu pan Z z braku lepszych pomysłów przejechał się palcami po glinie. Dziwne uczucie – jakby tu byli przed chwilą.

Skąd wiemy to, co wiemy

O tym, co było dawniej, sporo wiemy. Często wyszukuję dziury w naszej wiedzy, staram się naruszyć naiwną wiarę w wszechmoc nauki. Tym razem chciałbym napisać o jej sukcesach. Podaję poniżej linki do kilku prac naukowych, niekoniecznie by je przeczytać, bo są dość fachowe, lecz by zobaczyć, że nie jest to pusta gadanina.

Archeologia od dawna już nie jest poszukiwaniem skarbów. Schliemanna fascynowało dotarcie do maski Priama, dziś – gdy trzeba – grzebiemy po śmietnikach. Resztki na dnie amfory mogą być bardziej interesujące niż ona sama. Dowiadujemy się z nich, czym się odżywiano, jakie kultury upraw gdzie i kiedy dotarły, jak się to ma do informacji o zmianach klimatu. Nawet drobiazgi mogą mieć znaczenie, choćby statystyczne. Jak wielka była osada, jak długo była zamieszkana, co było przyczyną jej upadku, z kim jej mieszkańcy utrzymywali stosunki handlowe, itp.

Coraz większą rolę odgrywają w archeologii nauki przyrodnicze. Od dawna znana jest metoda datowania materiału organicznego za pomocą radioaktywnego węgla 14C. W datowaniu ostatniego tysiąca lat pomaga dendrochronologia – analiza grubości słojów drewna. W badaniach paleoklimatycznych wykorzystuje się wiercenie rdzeni lodowych z lodowców antarktycznych lub grenlandzkich. W rdzeniach tych widoczne są warstwy roczne, poza tym w lodzie zachowane są dawne pęcherzyki powietrza. Stosunek zawartości izotopu tlenu 18O do zwykłego 16O daje nam informacje o temperaturze. Tak dowiedziono występowania dawnych epok lodowcowych w okresie ponad 700 tysięcy lat. W lodzie zachowane są też pyłki, które mówią wiele o klimacie i gatunkach roślinności.

Nowym źródłem informacji jest dawne DNA. Ocenia się, że w sprzyjających warunkach (jak permafrost) można w miarę wiarygodnie analizować DNA do miliona lat. Daje to niesamowite możliwości. Jako przykład podam pracę dowodzącą nieciągłości genetycznej między neandertalczykiem a naszym europejskim przodkiem sprzed 24000 lat.

Oczywiście ciekawe jest badanie konkretnych, znanych osób. Grupa włoskich naukowców przeprowadziła analizę genetyczną (przypuszczalnego) ciała ewangelisty Łukasza określanego nieco poufale jako PB – Padua Body, ciało z Padwy. Pochodzi ono najprawdopodobniej z Bliskiego Wschodu, z Syrii, a tu można podziwiać fragment jego mitochondrialnego DNA. Zaczyna się tak: „ttctttcatg gggaagcaga…”

Jednym z lepiej przebadanych osobników jest Ötzi [5], wędrowiec z epoki brązu, odnaleziony w 1991 w topniejącym lodowcu na granicy austriacko-włoskiej (Ötztaler Alpen). Wiek jego ocenia się na 5300 lat. W lodowcu zachowało się ciało i resztki stroju, buty, siekierka i krzemienny sztylet. To oczywiście raj dla badaczy. Zbadano nawet jego ostatni posiłek.

Weryfikacją hipotez zajmuje się archeologia eksperymentalna. Próbuje się odtworzyć dawne metody garncarstwa, tkactwa, metalurgii. Również można zbadać produkcję i stosowanie narzędzi kamiennych. Trzeba jednak pamiętać, że zajmowali się tym kiedyś zawodowcy o długiej praktyce. Weźmy przykład współczesny, gdzie możemy obserwować fachowców w akcji. Indianie z Amazonii potrafią zbudować dmuchawkę na zatrute strzały, przyrząd naprawdę precyzyjny i potrafią z takiej dwumetrowej rury ustrzelić ptaka na drzewie. Nie sądzę, bym długo z takim sprzętem przeżył. Podobne mam wrażenie, gdy widzę krajowców polujących oszczepem na ryby z wąziutkiego czółna, na którym bym nie ustał dziesięciu sekund. Gdy coś wydaje się nam prawie niemożliwe, trzeba zawsze uwzględnić, że w grę mogą wchodzić nieznane mi chwyty.

Wiemy więc dużo. Niestety, nie mamy odpowiedzi na wiele naprawdę interesujących pytań. Weźmy takiego neandertalczyka. Na ogół przedstawia się go jako niezbyt rozgarniętego przedstawiciela linii bocznej naszego wspaniałego gatunku, ubogiego krewnego, do którego się nie chcemy przyznawać. Wpadła mi jednak właśnie w ręce książka [4], popularna, lecz solidna i nowa (2002), która wyraża się o nim o wiele cieplej. Oboje autorzy są związani z Neanderthal Museum w Mettmann, są więc z nim poniekąd osobiście związani. Rozpatrują, czy grzebał zmarłych, czy ozdabiał się biżuterią (amuletami?) z kości i kamienia, czy posiadał język. Uważają te pytania za otwarte. Również typowe rekonstrukcje twarzy i postawy neandertalczyka jako włochatego, zgarbionego małpoluda, opierają się ponoć na uprzedzeniach. Miał płaskie czoło (nad mózgiem większym od naszego), wysuniętą żuchwę, wysokie łuki brwiowe i głęboko osadzone oczy, ale był bardziej podobny do nas, niż by to nam było miłe. Nie chcielibyśmy też, by wyszło na jaw, że się z nim krzyżowaliśmy. Może tak nie było, ale temat jest emocjonalny.
Otwarty jest temat wymarcia neandertalczyka. Czy byliśmy sprawniejsi w zdobywaniu pożywienia, czy go wybiliśmy? A może jednak zmieszał się z nami i jest wśród nas? Poznałem kiedyś gościa o znanej mi z takich obrazków twarzy. Po raz pierwszy zobaczyłem go lekko od tyłu i zszokowały mnie jego sterczące brwi i schowane gałki oczne. Okazał się sympatyczny i bystry. Kim był?

Nie wiemy więc wszystkiego, ale mamy coraz więcej poszlak, nasze rozumowania są coraz lepiej podbudowane faktami. Tak trzymać.

(Ciąg dalszy nastąpi)

Ilustrowała: spinelli/pinezka.pl

———–
(Tekst jest w dużej mierze oparty o prace [1] i [2], dlatego nie są one odrębnie cytowane)
[1] The Prehistory of the Mind, Steven Mithen
[2] After the ice, Steven Mithen
[3] Abenteuer Steinzeit (The Lost Civilisations of the Stone Age), Richard Rudgley
[4] Die Neanderthaler, Bärbel Auffermann i Jörg Orschiedt
[5] Ötzi, der Mann aus dem Eis, Angelika Fleckinger

Zobacz też:
Początki kultury