To coś
Słuchałem ostatnio dwukrotnie piosenek Marka Grechuty. Najpierw nagranie z Opola w wykonaniu innych artystów. Wykonanie poprawne, utwory te same, co nieco indywidualnie interpretowane, można posłuchać. Kilka dni później sam Grechuta w teatrze STU, rok 1990. W czarnej marynarce, o szczupłej twarzy, jeszcze niewymęczonej chorobą, wąski młodzieńczy nos, młodzieńczo kręcone włosy, ale oczy widziały już więcej. I śpiewa. Niby to samo, ale tym razem nie potrafiłem odejść od telewizora do ostatniego taktu, do wygaśnięcia oklasków.
Gdzie jest różnica? To lekkie vibrato w głosie, to wzruszenie w oczach, te zaciśnięte wargi w pauzach między zwrotkami pieśni Gałczyńskiego, to pragnienie, by i on ocalał od zapomnienia. Przecież wszystko to jest logiczne, fizyczne i chemiczne. Vibrato poddaje się analizie spektralnej, nastrój z wyrazu twarzy odczyta co sprawniejszy program sztucznej inteligencji (lub kształcony autysta). Więc skąd u mnie to ściśnięte gardło?
I to jest fizykochemiczne. W korze mózgowej odzywa się wspomnienie innych chwil, gdy słuchałem tych utworów, wspomnienie młodości, gdy wszystkie drogi były otwarte, a dziś już są niektóre przebyte, innymi nie przejdę już nigdy, o czym myślę wiedząc, że On już odszedł, a i ja kiedyś odejdę. Przekłada się to na poziom neurotransmiterów, a dalej zakłócenie rytmu oddechu, wilgoć w oczach. Akurat serotonina nie za wysoko, radość to to nie jest, raczej melancholia.
Zmyślny Dawkins powiada, że jesteśmy maszynami genowo-memowymi, a reszta jest złudą. Tłum jego wyznawców z radością powtarza: „Tak, jesteśmy maszynami! Tylko moherowe barany marzą o czymś więcej.” Życie jest formą istnienia białka, a jeżeli nawet w kominie coś załka, to będzie to zjawisko aerodynamiczne, przepływ gazu, drgania i tyle. Ależ to mądre: czego nie potrafię udowodnić, czego nie potrafię zmierzyć, tego nie ma. Zenon z Elei udowodnił niemożliwość ruchu – czy i dziś mam zastygnąć w martwocie? Dziecko bawiące się w chowanego zamyka oczy i myśli, że nikt go nie widzi. Jaka to naiwność, jaka arogancja!
Dawkins mi mówi: niemożliwe,
Dawkins mi mówi: mnie się zdaje,
a Dawkins nigdy nie zrozumie,
co to jest Tango Anawa!
Wszystko się da wyliczyć, da się zoptymalizować. Miałbyś cierpieć? Usuniemy ci cierpienie, razem z tobą. Produkcja, wzrost, redukcja kosztów. Masz jednoznaczny numer, jesteś zapisem na dysku, stanem konta, billingiem, trajektorią według GPS-u. Reszta jest uciążliwym dodatkiem.
A Marek Grechuta śpiewa:
…błękitne szerokie okna
i jasne smugi od lamp
i twoja postać, jasna postać
taką cię znam
taką cię znam…
I dalej:
Jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy?
Jak pozbierać myśli z tych nie poskładanych?
Jak odnaleźć nagle radość i nadzieję ?
Odpowiedzi szukaj, czasu jest niewiele …
Dam głowę, że kiedyś tego czasu było tak wiele, ale to było kiedyś. I wiele z tych dni, których jeszcze nie znaliśmy wtedy, dziś już jest za nami.

Wychodzę na podwórze, spoglądam na niebo. Mroźno. Strumyczek fotonów pobudza moje nerwy wzrokowe. Sygnały się kondensują, przechodzą przez corpus callosum, płaty czołowe rozpoznają: Gwiazda Wieczorna, Wenus. Ta sama, co przed pół wiekiem nad leśniczówką Pranie. Ta sama tęsknota. Co pozostanie po Gałczyńskim, co po Grechucie? Co pozostanie po mnie? Pamięć w nieistniejących duszach? Zapis nut i wierszy, resztki drgania molekuł powietrza, obraz w neuronach? A gdy spłonie ostatni arkusz nut, gdy wiatr rozwieje popiół, a dźwięk rozpłynie się w hałasie dnia – co ocaleje? To coś, to ulotne coś, czego nie potrafię zdefiniować, czego może nie ma, ale co przecież jednak jest. To coś.
Fot.: summa/pinezka.pl