Szanowni Państwo!

Zapewne zauważyli Państwo w naszej redakcyjnej stopce określenia redaktora, koordynatora, itp. Zapewniam, że to nie błąd i nie literówka. To forma jak najbardziej poprawna, choć innowacyjna. W ten sposób zespół redakcyjny ujawnia swój twórczy stosunek do tworzywa słownego i potwierdza pełną, absolutną znajomość języka ojczystego. Jak zauważają klasycy lingwistyki – tacy jak Noam Chomsky i Jan Miodek, innowacje funkcjonalnie uzasadnione odświeżają codzienne zachowania językowe, służą dysautomatyzacji odbioru poszczególnych tekstów i ich destereotypizacji. Odpowiada to założeniom „pinezki.pl”, która ma być rozpoznawalna jako magazyn niestereotypowy i niestandardowy.

Wzorców niebanalnych innowacyjnych derywatów dostarcza literatura piękna i nie tylko. Poprzestańmy jednak na tej pięknej. Wieloma neologizmami (i neosemantyzmami), tworzonymi zawsze zgodnie z regułami polszczyzny, mogą poszczycić się  Bolesław Leśmian, Melchior Wańkowicz, Miron Białoszewski czy Wisława Szymborska. Wiele też z takich neologizmów weszło do powszechnego użycia.

Skąd jednak formy redaktora, koordynatora, skoro już od przedwojnia funkcjonują w polskim języku derywaty nazw zawodów tworzone przez feminatywny przyrostek –ka? Przedwojenny „Słownik ortograficzny i prawidła pisowni polskiej” Stanisława Jodłowskiego i Witolda Taszyckiego jako poprawne wymienia formy: ministerka, profesorka, redaktorka. Dlaczego więc się nie upowszechniły i uważane są za gorsze i mniej poważne, niż bezprzyrostkowe formacje żeńskie pani minister, pani profesor, pani redaktor?

Przyczyn, mili Państwo, jest zapewne wiele. Zazwyczaj jednak wymienia się niechęć do języka gwarowego, którego wyznacznikiem jest miedzy innymi rozbudowane słowotwórstwo żeńskie. Drugim czynnikiem jest wyeksploatowanie feminatywnego morfemu –ka, za pomocą którego tworzy się też derywaty deminutywne (zdrobniałe): dróżka (mała droga), torebka (mała torba), szafka (mała szafa), kobietka (mała i z reguły głupia kobieta). A zatem, w świadomości użytkowników języka cząstka –ka służy do zdrabniania i spieszczania wyrazu rodzaju żeńskiego, podobnie jak morfem –ek służy do tworzenia deminutivum rodzaju męskiego. Formy redaktorek, profesorek mają przy tym konotacje negatywne. Stosowane są, gdy chcemy wyrazić się o jakimś redaktorze czy profesorze z pogardą lub ironią. Skojarzenia te, niestety, przenoszą się także na zdrobniałe formy żeńskie.
Aby uniknąć tych niesprawiedliwych, ale funkcjonujących w świadomości społecznej asocjacji i nie być posądzaną o hołdowanie wszechobecnym tendencjom do zdrobnień (dość już pieniążków i bilecików do kontroli), redakcja „pinezki.pl” postanowiła sięgnąć po najbardziej radykalny środek. A mianowicie: po podstawowy formant, za pomocą którego tworzy się w języku polskim formy żeńskie, po przyrostek –a. Do podstawy słowotwórczej, jaką w tym przypadku jest nazwa zawodu, dodany został morfem feminatywny, który wnosi do tego rodzaju nazw jedynie cechę żeńskości. I tak, z rzeczownika redaktor w rodzaju męskim powstał rzeczownik redaktora w rodzaju żeńskim. Już nie deminutivum, ale wyraz sprawiający wręcz wrażenie formy augmentatywnej (zgrubienia).

Niekiedy jednak sufiks –a dodany do podstawy słowotwórczej wydaje się po prostu nieestetyczny. Formy filologa, psychologa, teologa nie dość, że przypominają formy dopełniacza liczby pojedynczej rodzaju męskiego wyrazów filolog, psycholog czy teolog, to wcale nie brzmią lepiej niż odrzucone przez redakcję „pinezki.pl” deminutywne i fonetycznie nieporęczne filolożka, psycholożka, teolożka. Na szczęście istnieją w polszczyźnie formanty wariantywne, tworzące nomina attributtiva feminina. Należy do nich nieco zapomniany (niesłusznie!) sufiks –ini (-yni), pojawiający się, na przykład, w takich formach jak bogini, monarchiniczy gospodyni, będących derywatami nazw męskich bóg, monarchagospodarz. Żadna z nich nie ma konotacji deminutywnych, żartobliwych, czy archaizujących, choć dwie ostatnie często podnoszone są przez niektórych językoznawców. Przy wyborze wariantu formantu feminatywnego powinno się więc przyjąć kryterium estetyczne i fonetyczne.

Mechanizmy estetyczne, choć nie tylko, stoją także u podstaw takich form jak używana niekiedy zamiennie z redaktorą – redaktores(s)a, czy wchodzący właśnie do użycia żeński wariant określenia specjalisty od kształtowaniawizerunku (PR) – pijares(s)a. Nie da się ukryć, że są to formy hybrydalne – składają się bowiem z obcego formantu feminatywnego –ess (jak, na przyklad, w jezyku angielskim hostess od rzeczownika rodzaju męskiego host) i polskiej końcówki rodzaju żeńskiego –a. Czasem jednak z daną konstrukcją słowotwórczą trzeba się osłuchać, żeby jej hybrydalność morfologiczna przestała być drażniąca. Nikogo nie dziwi i nie razi będące już w powszechnym użyciu słowo hostes(s)a czy stewardes(s)a (puryści językowi opowiadają się za rezygnacją z geminanty i zapisywania tego rodzaju wyrazów przez jedno s). Proponując formy redaktoresa, doktoresa, profesoresa redakcja „pinezki.pl” chce też nawiązać do funkcjonujących w naszym języku spolszczonych zapożyczeń takich jak baronesa, kontesa, princesa, wirtuoza (a nawet metresa) i asocjacji, jakie te słowa wywołują – a więc do wdzięku, wysokiej kultury, finezji i artyzmu, cechujących cały zespół. W ten sposób osiągnięta została kondensacja treści i formy.

Szanowni Państwo, podsumowując trzeba raz jeszcze podkreślić, że formy redaktora, koordynatora, psychologini, a nawet pijaresa, to konstrukcje potencjalne, ale pozostające w absolutnej zgodzie z regułami słowotwórczymi polszczyzny – tyle, że nie mające jeszcze za sobą wsparcia powszechnego zwyczaju. W ostatnim zdaniu akcent padł na słowo „jeszcze”…

doktoresa Kalina Wojciechowska