Kulturalny umysł
Tym razem chciałbym się zastanowić, co zaszło z naszym mózgiem/umysłem podczas wielkiego skoku do górnego paleolitu, czasu prawdziwej rewolucji kulturalnej. Wtedy właśnie zaczyna się malarstwo jaskiniowe, zdobienie stroju i ciała, pochówki sugerujące wiarę w inny świat. Coś nowego dzieje się w mózgu. Co? Dlaczego? Po co?
Podstawowym źródłem tego artykułu jest książka Stevena Mithena The Prehistory of the Mind. Korzystałem również z możliwie aktualnych artykułów w Science i Nature.
Świątynia inteligencji ogólnej
Około 5 milionów lat temu pojawiają się w Afryce pierwsze australopiteki, pierwszy homo przed 2 milionami lat. Pierwsze narzędzia kamienne datowane są na 2-3 miliony lat temu. Pomalutku ulepszana jest ich technologia, choć ten sam model jest produkowany kilkaset tysięcy lat. Ewoluuje też homo, jako habilis (zdolny), ergaster (pracujący), erectus (wyprostowany), sapiens (rozumny), a po drodze neandertalczyk. Około 100 tysięcy lat temu powstaje homo sapiens sapiens, anatomicznie nowoczesny człowiek. Kamienne narzędzia są obrabiane z większą precyzją, są też specjalizowane: ostrza włóczni (strzał?), noże, drapaki, itp. Modele są zmieniane dalej rzadko, jak modele samochodów w komunizmie, według zasady, że jeżeli coś działa, to po co to zmieniać.
Wreszcie przed 40 tysiącami lat pojawiają się paciorki, naszyjniki, figurki i malowidła. Chodzi to niby na tym samym mózgu, ale nowa jest wersja oprogramowania. Nowe są potrzeby, nowe są możliwości ich zaspokojenia. Biżuteria wymaga precyzyjniejszej obróbki, stosowane są nowe materiały, jak kość. Coś się stało, ale co? Czy nastąpił jakiś klik w mózgu, jakaś skądinąd niewidoczna mutacja, czy małymi kroczkami coś się nagromadziło – nowe memy, kultura? W umyśle powstaje obraz świata, mieszanka rzeczywistości i mitu. Jak powiedział Claude Lévi-Strauss, są zwierzęta „dobre do jedzenia” i „dobre do myślenia”. Na ścianach jaskini w Lascaux nie malowano scen rodzajowych ani martwych natur, lecz magiczne wizje (jak przypuszczam, wrócimy do tego jeszcze). Praktycznie na pewno musiał też już istnieć język. Tego typu tematów nie da się przekazać pohukiwaniem i mruczeniem.

Mithen przedstawia kilka teorii na temat działania i ewolucji umysłu. Dla niektórych (Thomas Wynn, Jean Piaget) mózg to tabula rasa, sprawny hardware będący w stanie przyjąć dowolny program, zależnie od od tego, co poda mu otoczenie i wychowawcy. Inni (Jerry Fodor, Howard Gardner, Leda Cosmides, John Tooby) widzą go jako zbiór wyspecjalizowanych modułów, mniej lub bardziej preprogramowanych. Według Fodora są to moduły wzrokowe, słuchowe, ruchowe, etc., nad którymi znajduje się układ centralny o elastycznej architekturze, gdzie rezyduje myśl, wyobraźnia, inteligencja. Gardner dzieli umysł tematycznie, podobnie Cosmides i Tooby: moduł rozpoznawania twarzy, moduł języka i gramatyki, relacji społecznych i wiele innych. Mithen nazywa tego typu modele szwajcarskim scyzorykiem – ma on wiele ostrzy i narzędzi, każde do innego celu. Sam Mithen widzi umysł jako świątynię, coś o architekturze gotyckiej katedry.
Katedra ta ma boczne kaplice specjalistycznych inteligencji: językowej, społecznej, przyrodniczej i technicznej. Nawa główna to domena inteligencji ogólnej. Człowiek pierwotny ma nieźle rozwinięte inteligencje specjalistyczne. Jest doskonałym znawcą przyrody, wytwarza coraz lepsze narzędzia, żyje w grupie, porozumiewa się z innymi. Taki neandertalczyk to mistrz survivalu. Wszystkie te umiejętności funkcjonują mniej lub bardziej oddzielnie. Z czasem powiększa się nawa inteligencji ogólnej, a w ścianach oddzielających kaplice powstają wyłomy, wreszcie ściany te rozpadają się. Człowiek zaczyna kojarzyć. Wykorzystuje doświadczenia z jednego modułu do rozwiązywania problemów w innych.
Człowiek dostrzega pojęcia ogólne i schematy funkcjonowania świata. Uogólnia je, formułuje prawa przyrody. Wiedza ta pozwala mu przyrodę tę coraz lepiej wykorzystywać. Jeżeli zrobię A i B, to stanie się C. Konstruuje coraz bardziej złożone narzędzia. Uczy się rozpoznawania stanów myślowych, swoich i cudzych. Jest kilka stopni powyżej myślenia o bezpośredniej rzeczywistości:
- co ja myślę
- co drugi myśli
- co drugi myśli, że ja myślę
- co trzeci myśli, że drugi myśli, że ja myślę, itd.
To właśnie jest ważne dla wypracowania sobie pozycji w grupie, w Lascaux i w Nowym Jorku. Obama jaki jest, taki jest, podobnie Clintonowa i McCain, ale o wyniku wyborów nie zadecyduje to, jaki jest naprawdę, lecz to, co o tym pomyślą wyborcy. Czy to dobrze? I tu postęp jest rzeczą względną. Iskać pchły w zamian za usługę seksualną potrafi małpa, złożona intryga wobec kolegi z pracy wymaga metareprezentacji stanów umysłowych.
Przenoszenie sposobów myślenia między dziedzinami powoduje antropomorfizację otoczenia. Wszystko ma sens i cel. Katastrofa się zdarzyła, by ludzi nawrócić na dobrą drogę. Poseidon (czy jak się tam kiedyś nazywał) zwodził żeglarzy na manowce, Zeus gromami wyraził swój gniew. U ludów łowieckich, w szamanizmie zwierzęta nie są mięsem, lecz szanowanymi (choć w końcu zjadanymi) przeciwnikami, a dusze ich są pokrewne ludzkim i mogą przyjmować różne ciała. Pozostałością takiego myślenia są bajki. Pełno w nich gadających wilków, dziewic zmienionych w drzewo, a królewiczów w żaby. Materii nieożywionej prawie nie ma, najwyżej ciasne pantofelki i groszek pod poduszką, ale i te uczestniczą aktywnie w akcji. A złośliwość rzeczy martwych? Nie aż taki martwy ten komputer, jeżeli obraża się na mnie w najmniej odpowiednim momencie. A stół, który mnie kopie w kolano? I ja go kopnę.
Taka elastyczność w myśleniu ma jednak i inne konsekwencje. Można widzieć w rzeczach i zwierzętach duszę, można traktować ludzi jak rzeczy. Można ich również klasyfikować, szufladkować. Bezpośrednio oczyma widzę Hansa, Ahmeda i Siergieja, ludzi z którymi mogę pogadać lub pójść na piwo. Może bez Ahmeda, z nim lepiej na kawę. Niebezpiecznie się robi, gdy stają wcieleniami platońskich idei, a akurat i Hans, i Ahmed, i Siergiej należą do grup, na które lepiej uważać.
Potęga rozumu pozwala nam na stosowanie kolejnych teorii. Możemy potraktować zbiór jednostek jak zbiornik z gazem doskonałym – gdy podwyższymy ciśnienie, wzrośnie temperatura, a zmaleje objętość. Możemy za przykładem Skinnera zmieniać wymuszenia na wejściu i badać reakcję na wyjściu. Możemy jak inżynierowie społeczni sprowadzić społeczeństwo do liczby, a gdy liczba ta okaże się wyższa od wartości wynikającej z obliczeń, zredukować ją, jak to zrobił z ludnością Kambodży niedoszły radioelektronik Pol Pot. O, jakże niezmierzona jest potęga ludzkiego umysłu!
Na marginesie – sformułowań na temat człowieka należy używać ostrożnie, ze świadomością ich ograniczeń. Człowiek był na Księżycu, Ja nie byłem. Profesorowie mówią: człowiek dąży do tego-a-tego, zagubiony w otchłani Wszechświata. Tymczasem człowiek w swojej większości potrzebuje nie zmagania się z zagadkami bytu, lecz piwka po robocie i by Cracovia wygrała z Wisłą (dla jasności – życzący wygranej Wiśle to też ludzie). Człowiek kojarzy odległe fakty, układa z nich spójny obraz świata. Ale nie tuwimowscy straszni mieszczanie:
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc – widzą wszystko oddzielnie
Że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo…
[…] I znowu mówią, że Ford… że kino…
Że Bóg… że Rosja… radio, sport, wojna…
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną.
(Bez)celowość ewolucji
Często mówimy: „powstała cecha X, która nam dała przewagę ewolucyjną”. Nie zapominajmy, że ewolucja nie działa na zamówienie. Według oficjalnej wykładni przy kopiowaniu DNA dochodzi do mutacji, prawie wszystkie są usterkami, niektóre są korzystne. Po fakcie otoczenie filtruje wadliwe, zostawia pozytywne. Pytanie, czy to wystarcza do powstania skomplikowanych organów, spotyka się na ogół z otwartą wrogością, jako że sugeruje brak należytego szacunku, wątpliwości, a w końcu popieranie ostrzejszego lub łagodniejszego kreacjonizmu (a przecież papież gnębił Galileusza…). Ja się jednak tylko pytam. Rozumiem, że pojedyncza mutacja zmienia strukturę produkowanego przez gen białka i nowy wariant może być lepszy. Jeżeli dla nowego organu konieczna jest seria skoordynowanych mutacji, a nagradzany jest dopiero efekt końcowy, to wolno mi chyba nie przyjmować wszystkiego na wiarę. Dlatego też rozumowanie „ponieważ był problem, ewolucja dostarczyła rozwiązania” jest bezsensowne. Gdyby natura była tak łaskawa, to by nam na nasze polityczne bolączki zesłała męża opatrznościowego, a jakoś nie zsyła.
Poza tym to akceptowanie pozytywnych mutacji musi działać od pierwszego pokolenia, inaczej zmutowany gen przepadnie, zwłaszcza jeżeli będzie noszony akurat przez nieatrakcyjnego seksualnie samczyka. A pozytywne efekty mutacji mogą być zauważalne dopiero po dłuższym czasie. Wielki mózg jest po pierwsze obciążeniem. Zużywa jedną czwartą dostępnej energii dorosłego człowieka, 60% u noworodka. Małpom wystarcza 8%. Pięknoduchostwo nie jest za darmo. Jeżeli więc ten pasożyt na siebie nie zarobi, na przykład lepszym pozyskiwaniem pożywienia, to będzie kalectwem. U nas to zadziałało. Więcej energii dostarczało choćby częstsze spożywanie mięsa, może dzięki chytrzejszym strategiom w polowaniu, lub szukaniu padliny. Richard Wrangham z Uniwersytetu Harvard twierdzi, że istotne było gotowanie/pieczenie, do czego niezbędne jest kontrolowane stosowanie ognia. Na pytonach badano efekty energetyczne podawania mięsa surowego/gotowanego oraz w kawałku/mielonego. Najlepsze wyniki uzyskano w przypadku gotowanego mielonego, ponieważ organizm traci wtedy najmniej energii na trawienie. Może konsumpcja spaghetti bolognese zaowocowała włoskim renesansem? Niech też studenci docenią mielonego w stołówce, ten eliksir dla mózgu.
Na poważnie – rozwinięty mózg daje efekty, ale nie natychmiastowe. Neandertalczyk miał mózg większy od naszego – on 1500 cm3, my 1300 cm3, lecz może nim za mało wymyślił, żeby mu się ta inwestycja zwróciła?
Dalej – nastąpiła cała seria zdarzeń. Wielka głowa noworodka jest obciążeniem dla matki, wobec czego dłużej trwa połóg, wobec czego potrzebna jest opieka ojca, wobec czego trwalsza jest rodzina, wobec czego dłuższe jest dorastanie dzieci i czas nauki, wobec czego ten wielki mózg ma czas się czegoś nauczyć, zanim go zjedzą wilki. Ale nie doszukujmy się tu planu ani konstrukcji – po prostu tak wyszło. Tak przynajmniej powiada wersja oficjalna.

Historyczne przełomy
W dziejach ludzkości było wiele podobnych przełomów. Niektóre zaszły również w czasach historycznych, możemy o nich więcej powiedzieć. Myślę tu o takich miejscach i momentach, jak starożytne Ateny, renesansowa Florencja, oświeceniowy Paryż. Spotkały się tam świetne umysły, wymieniające poglądy, wzajemnie wzmacniające, aż do przekroczenia masy krytycznej – w filozofii, sztuce, nauce. Sprzyjające były też warunki, jak mecenat Medyceuszy i jakaś specyficzna atmosfera, genius loci. Nie wszystko dobrze się kończyło – Sokrates musiał wypić cykutę, Giordano Bruno zginął na stosie, a Lavoisier pod gilotyną. Jednak do dziś są te miejsca dla nas punktami odniesienia. Jak powiedział Alfred Whitehead, europejska filozofia to tylko przypisy do Platona.
Z drugiej strony istnieją regiony zapuszczone, gdzie nie dzieje się „nic”. Ludzie żyją sobie spokojnie, nie potrzebują zmiany – lub nie są dość ciekawi świata, nowinki ich nie interesują. Takim statycznym okresem było średniowiecze, dziś są kraje islamu. Mają inne zainteresowania, inną hierarchię wartości. Wbrew zewnętrznym pozorom konserwatywny był (od momentu przejęcia władzy) komunizm. Miał co prawda wybitne dokonania w dziedzinie inżynierii społecznej i w budowie rakiet – po starcie sputnika w Ameryce odkryto prace Lapunowa o stabilności. Nie wprowadził jednak ani jednego wynalazku ułatwiającego życie, nie było to przedmiotem jego zainteresowania.
Przedmiotem dyskusji są przyczyny takich radykalnych zmian. Czy dokonują się one pod presją otoczenia (potrzeba matką wynalazków), czy raczej przy nadmiarze wolnego czasu, pozwalającym na fantazjowanie i świeże spojrzenie na rzeczywistość? Myślę, że oba czynniki odgrywają rolę. Jak ważna jest ciekawość i żądza poznania, pokazuje przykład Greków.
Geometria znana była w Egipcie i Mezopotamii, budowano w końcu piramidy i kanały. Jednak trzeba było Greków, by próbować znaleźć takie liczby całkowite m i n, których stosunek m/n będzie równy stosunkowi długości przekątnej kwadratu do jego boku. Jest to kwadratowy pierwiastek z 2, wartość jego wynosi 1,414213562373…, do budowy piramid wystarczy dokładność 1,414. Tego, że taki iloraz m/n nie istnieje, dowiódł uczeń Pitagorasa, Hippasos z Metapontu. Odsłoniło to istnienie liczb niewymiernych, naruszających doskonałość dotychczasowego systemu. Dla pitagorejczyków był to szok, Hippasosa za tę herezję zabito (lub przynajmniej wygnano). Oczywiście można argumentować, że w każdym takim sporze chodzi w końcu o władzę, pieniądze i pozycję dominującego samca w stadzie. Jednak w innych epokach tematem nie jest niewymierność liczb, lecz siła mięśni i ostrość stali. Pamiętamy zdobycie Syrakuz przez Rzymian i Archimedesa rysującego spokojnie koła na piasku. Do stojącego nad nim żołnierza Archimedes powiedział „Nie niszcz moich kół”. W dyskusji tej zwyciężył jednak miecz (*).
Analogia, to jednak tylko analogia. Tym niemniej pozwala sobie pofantazjować na temat zdarzeń sprzed 40 tysięcy lat. Nie jest to łatwe. Thomas Nagel w eseju What is it Like to Be a Bat? zastanawiał się, czy można się wczuć w nietoperza. Nie w człowieka zamienionego w nietoperza, lecz w nietoperza prawdziwego, latającego po ciemku i wykrywającego owady ultradźwiękową echosondą.
Jednak będziemy próbowali jaskiniowców zrozumieć, bo za każdym faktem stoi jednostka. Z jednej strony biologia dała jaskiniowcom potencjał w postaci mózgu, z drugiej strony musiał się znaleźć jakiś pra-Michał Anioł, a z trzeciej przywódca stada musiał mieć otwartość Medyceusza i dać mu wolne od szukania chrustu na rozpałkę i pozwolić tę kaplicę Sykstyńską wymalować.
DNA kuzynów
Psychikę możemy próbować odtworzyć wyobraźnią. Technika dostarcza nam jednak nowych, potężnych narzędzi, pozwalających na oparcie się na faktach. Jednym z nich jest analiza DNA. Badania prowadzone są w dwóch kierunkach. Jednym jest badanie innych naczelnych. Rozszyfrowany już jest kod genetyczny szympansa i makaka. Nature i Science dostępne są z co lepszej sieci uniwersyteckiej, tu publiczne materiały o szympansie, a tu o makaku i kolegach. Niektórzy mogą mieć problemy z faktem, że 98% genów mamy identycznych z szympansem, Jonathan Marks poświęcił temu tematowi książkę What It Means to Be 98% Chimpanzee: Apes, People, and Their Genes . Pierwszy problem, to dziwne uczucie w małpim ciele, drugi to ewentualne małpie prawa, a trzeci, techniczny, to jak z tych pozostałych 2% wynika, że Szekspir jednak był człowiekiem.
Temat jest nowy – genom szympansa został opublikowany we wrześniu 2005, a makaka w kwietniu 2007. Wobec tego na razie bada się zgodność sekwencji, mutacje, poprzestawiane geny, „wypełniacz” (junk DNA). Intensywniej analizowane są ciekawsze geny, jak FOXP2 na chromosomie 7, mający związek z rozwojem mózgu, jego plastycznością (zdolnością uczenia) i nabywaniem języka. Podobny gen występuje u ptaków, ryb i gadów. Nasz produkuje białko różniące się od szympansiego jedynie na dwóch aminokwasach i ponoć to decyduje o naszych zdolnościach językowych. Korelacja sekwencji genów i ich funkcji jest jednak wciąż niezbyt pewną dziedziną, zwłaszcza że na jedną cechę wpływa wiele genów, które mogą mieć również inne funkcje. Tym niemniej kierunek jest niewątpliwie przyszłościowy.
DNA przodków
Drugim kierunkiem jest paleogenetyka. DNA jest cząsteczką złożoną i niezbyt trwałą, dlatego rzadko jest dobrze zachowana. Tym niemniej nowe metody, jak reakcja łańcuchowa polimerazy (Polymerase Chain Reaction – PCR), pozwalają na powielanie zachowanych fragmentów i łatwiejsze ich badanie. Problemem jest jednak słaba jakość materiału i zanieczyszczenia nowszym DNA. Wybitnymi badaczami są George Poinar i jego syn Hendrik, a zwłaszcza Svante Pääbo z Instytutu Maxa Plancka w Lipsku, jeden z założycieli tej dziedziny badań. W 2006 zapowiedział, że planuje zbadanie kompletnego genomu neandertalczyka. Spodziewamy się oczywiście odpowiedzi na pytanie, co się z nimi stało, czy się z nami zmieszali, czy są wśród nas. Na razie mamy do czynienia z pierwszymi wynikami. Badano na przykład gen mc1r kodujący receptor dla melanokortyny, białka stymulującego komórki do produkcji barwnika. Odkryto u neandertalczyka obecność wariantu tego genu dającego jasną cerę i rude włosy, jak u wielu Irlandczyków i Anglików. Wariant ten jest recesywny, wobec tylko ujawnia się tylko u niektórych, jednak zobaczenie neandertalczyka podobnego do sąsiada (lub sąsiada podobnego do neandertalczyka) jest nieco szokujące.
Oprócz DNA bada się również anatomię. Co ciekawe, ponoć wnętrze czaszki może wskazywać na stopień rozwoju poszczególnych regionów mózgu. Trochę to dziwne, bo myślałem, że to raczej czaszka ugniata mózg, niż mózg odciska się na czaszce. Najciekawsze są regiony związane z wyższymi funkcjami, jak obszar Broca, aktywny przy przetwarzaniu języka. W gardle neandertalczyka stwierdzono też podobną do ludzkiej kość gnykową (hyoid bone), co sugerowałoby możliwość artykułowania prawdziwej mowy. Co nie dowodzi, że możliwość ta została wykorzystana.
Kultura szympansów
Możemy też się dokładniej przyjrzeć naszym obecnym najbliższym krewnym – szympansom i bonobo. I tu ścisłość jest wskazana. Zamiast opierać się na anegdotach, Andrew Whiten i inni badacze sporządzili listę 39 różnych wzorów zachowań szympansa i rejestrowali ich występowanie w różnych populacjach od Gwinei po Tanzanię. Były to sposoby rozbijania orzechów kamieniem, wyciągania patykiem termitów z termitiery, pozdrawiania przez „przybijanie piątki”, itp. To ostatnie nie występuje w Gombe w Tanzanii, ale jest powszechne w odległym o 100 km Mahale. Do tego nie zawsze jest takie samo. W populacji Mahale K uderza się dłonią w dłoń, w Mahale M – nadgarstkiem w nadgarstek. Udało się też zaobserwować wymianę doświadczeń. Samiczka przeniesiona z K do M najpierw przejęła przybijanie nadgarstkiem, po pewnym czasie wróciła do swojego starego zwyczaju i wpływała w ten sposób na nowych partnerów. I znowu zacytowałem anegdotkę, mogę nawet dodać, że samiczka nazywała się (dla ludzi) Gwekulo. To podobny problem jak w antropologii – dla poznania zwyczajów i ich ewolucji trzeba byłoby wejść w grupę, najlepiej na dłużej i żyć jako jeden z jej członków.
Chciano by poznać naturalne mechanizmy przekazywania zachowań, lecz tak, by to za długo nie trwało. Wobec tego przenoszono osobniki z grupy do grupy, czy dawano nowe orzeszki by zobaczyć, czy nauczą się je tłuc. Małpy małpują – naśladują zachowania, rozumieją zachętę „zrób jak ja”, skłaniają do naśladownictwa inne.
Inną historią jest przekazywanie umiejętności przez człowieka, jak robiono to z szympansem Washoe, bonobo Kanzi i innymi. Nie są to warunki naturalne, lecz trudno nam czekać milion lat, aż same wymyślą język. Z konieczności próby takie są indywidualne i nie dają żadnej statystyki. Oczywiście, gdyby Washoe zaczął płynnie mówić po angielsku i rozwiązywać równania kwadratowe, czegoś by to dowiodło. W przeciwną stronę argumentacja jest słabsza. Może trafili na mało bystrego. Na moim przykładzie dałoby się udowodnić, że człowiek nie potrafi grać na skrzypcach.
I jak to nazwać? Tradycja czy kultura? Whiten używa terminu kultura.
Analogie ludzkie
Z kolejnej strony mogą nam pomóc w rozumieniu naszych praprzodków badania antropologiczne współczesnych ludów żyjących blisko natury, prymitywnie nazywanych ludami prymitywnymi. O dzikich pisali jeszcze Bronisław Malinowski (The Sexual Life of Savages in North-Western Melanesia) i Claude Lévi-Strauss (La Pensée sauvage). Nie tylko nie jest to politycznie poprawne, ludy te po prostu żyją w innych warunkach i rozwiązują inne od naszych problemy życiowe. Warunki te bardziej przypominają otoczenie naszych przodków, stąd nadzieja na zrozumienie ich mentalności per analogiam. Australijskich Aborygenów czy afrykańskich San (Buszmenów) można jeszcze (jak długo?) zapytać o interpretację rysunków naskalnych, można odtworzyć ich strukturę mentalną. Są oni jednak sobą, ludem współczesnym, a nie malarzami z Lascaux. Każda analogia działa tak długo, jak działa, dalej jest kulawa, tylko nie wiadomo, gdzie się załamuje. Przypomina to tekst: Pan z Polski? To świetnie, mam znajomego w Kopenhadze. Mieszkaniec Warszawy przypomina w zachowaniu mieszkańca Kopenhagi: obaj mieszkają w murowanych domach, chodzą do płatnej pracy. Nie są jednak identyczni.
Rewolucja (?) w datowaniu
Próbujemy oprzeć nasze rozumowanie na twardych faktach. Wiele z podanych metod istnieje jednak dopiero od niedawna. Nie ma na razie wiele zgromadzonego materiału. Gdy mówimy genom Neandertalczyka, czy szympansa, myślimy o konkretnym egzemplarzu. Paul Mellars pisał niedawno w Nature o postępach w datowaniu radioaktywnym węglem 14C. Po pierwsze, opracowano nowe metody oczyszczania próbki z późniejszego materiału. Po drugie, ulepszono poprawkę na zmienną w czasie zawartość radioaktywnego izotopu w atmosferze. I przedtem było wiadomo, że nie jest ona stała. Obecnie porównano próbki z dna oceanu w pobliżu Wenezueli z próbkami lodowca grenlandzkiego – mianowicie korelując fluktuacje stosunku izotopów tlenu 18O/16O, a próbki grenlandzkie potrafimy dokładnie datować. Błędy dotychczasowych wartości mogą wynosić nawet 5-12 tysięcy lat. Wyjaśnione byłyby różnice między pomiarami w suchych i mokrych obszarach grot, przy czym obiekty z obszarów mokrych, poddane działaniu wody gruntowej, wydawały się wyraźnie młodsze. Pozornie późne ślady neandertalczyka zostałyby cofnięte o kilka tysięcy lat, a okres jego wymierania istotnie by się skrócił. Nastąpiłoby ono nie 35’000, lecz 40’500 lat temu, podczas gwałtownego ochłodzenia, na które człowiek współczesny już był lepiej przygotowany. Podobnie rewizji mogą wymagać modele zaludniania Europy.
Wynika z tego, że należy być ostrożnym z pochopnymi wnioskami, bo jutro mogą okazać się błędne. Również wspomniana rewolucja w datowaniu może wymagać poprawek. Informacja jest z lutego 2006, badania trwają. Dzieje się jednak wiele ciekawego. Trzymajmy rękę na pulsie.
Jako link polecam Stone age reference collection. Ciekawa klasyfikacja narzędzi kamiennych, technik produkcji, zastosowań. Prawdziwy instruktaż, jak znalazł, gdy padnie cywilizacja. Trzeba jednak wydrukować, zanim nie odetną internetu i nie wyłączą prądu.
(*) Historia jest dobra – se non è vero, è ben trovato, jak mówią Włosi. Kryje się tu jednak ciekawy problem teorii poznania. Czy Archimedes znał łacinę i powiedział Noli turbare circulos meos? Czy było to greckie Μη μου τους κύκλους τάρατε? Czy żołnierz mógł to zrozumieć? Kto był przy tym? Inny żołnierz, na tyle bystry, by zrozumieć ważność zdarzenia i o nim opowiedzieć? Rozwiązaniem byłby oczywiście grecki służący. Ale może nie było przy tym świadków, jedynie tępawy żołnierz i Archimedes, który właśnie zginął. Problem z rodziny zenowskich (od filozofii Zen, nie Zenona z Elei) zagadek, typu Czy w lesie, w którym nikogo nie ma, padające drzewo robi huk.
Zobacz też:
Początki kultury
Warstwy i ludzie
W ilustracjach wykorzystano materiały z Wikipedii