Książka i oko
Na początku krótkiego (i umyślnie niewyczerpującego) omówienia portalu liberackiego przytoczę następującą odpowiedź na pytanie „czym jest liberatura„?:
Liber, libra, libera, literatura. Liberatura to wolność, otwartość artystyczna, przekraczanie granic między gatunkami i sztukami; to literatura nie spętana ograniczeniami, narzucanymi przez reguły, kanony czy krytyków.
To pisanie-ważenie liter (czcionek, obrazów, elementów graficznych) w celu zbudowania książki.
W dziele liberackim chodzi o świadome wykorzystanie materialności literatury, słowa, zdania i przestrzeni książki, o integralność tekstu i obrazu. „Jak” jest częścią „co”.
Ta krótka definicja pochodzi ze wstępu książki pod redakcją Katarzyny Bazarnik pt. Od Joyce’a do liberatury. Szkice o architekturze słowa (Kraków, 2002). Znamy datę powstania terminu „liberatura” – a nawet datę dzienną: był to 16 czerwca 1999 roku – i miejsce: w czasie sesji naukowej, zorganizowanej w ramach obchodów w Krakowie święta-nieświęta powieści, której akcja dzieje się, jak wiadomo, w tym właśnie jednym dniu, czyli „Ulissesa” Jamesa Joyce’a. Słowo wymyślił Zenon Fajfer. 14 dni później ogłosił Aneks do słownika terminów literackich, objaśniający, jakie jakości literatury kryją się za nowym terminem.
Patronem liberackich słowotwórców – ludzi, którzy do tworzenia literatury chcą podchodzić w nieskrępowanie twórczy sposób – jest Autor Słów, James Joyce. A na czym dokładnie polega liberacka twórczość? Zenon Fajfer pisze: [Liberatura to] przede wszystkim wizja stworzenia dzieła w pełni autonomicznego, w którym autor odpowiada za każdy jego element, podobnie jak to niekiedy jest w teatrze, gdy twórca sztuki jest zarazem scenografem i reżyserem.
Katarzyna Bazarnik, w cytowanej pracy zbiorowej, tak pisze o wyjątkowości Jamesa Joyce’a: I choć na pewno można wskazać pisarzy, w których dziełach element liberacki jest nie mniej widoczny, to w tej swoistej sztafecie pokoleń Joyce spełnił przełomową rolę. (…) Uświadomił swoim następcom, że ciagłe poszukiwanie nowych form jest konieczne, że nie można zasklepiać się w schematach już zastanych i zaakceptowanych przez czytelników. Czy awangardowość Joyce’a nie zwietrzała do dzisiaj? Jak dzisiaj „czyta się” na świecie Dublińczyków, Ulissesa i – jak niektórzy badacze sądzą – powieść „dziejącą się” niekończącą się nocą i opowiadającą o przygodach człowieka o tajemniczych inicjałach HCE – Finnegans Wake?…
Najłatwiej być może objaśnić „element liberacki” na przykładach. Liberatura nie ogranicza się do słowotwórstwa. Polega, najszerzej rzecz ujmując, na myśleniu o książce jako przedmiocie, nie tylko nośniku pewnych treści i fabuły. Strona czytelni liberackiej Małopolskiego Instytutu Kultury zawiera także poczet autorów oraz dzieł, które są pięknymi, fascynującymi realizacjami tego podejścia. Tekst Fajfera, który jest także swoistym manifestem, można odczytywać też jako przypomnienie o rzemiosłach, które uczestniczyły w powstawaniu książki. Jak to? Dzisiaj pierwszym skojarzeniem „książki” i „rzemieślnika” będzie być może „wypełnianie fabułą gotowych wzorców masowej literatury”… Być może. Rzemieślnik to przede wszystkim ktoś, kto rozumie, że „jak” jest częścią „co”; sposób wykonania staje się nierozdzielną częścią dzieła…
Literatura nie jest tylko samym tekstem, pisze Fajfer. Jeśli nie chcemy lekceważyć „ciała” literatury, powinniśmy zrewidować pojęcia formy, czasu, przestrzeni, dzieła literackiego i książki. A także typografii…
Całkiem pokaźny zbiór książek liberackich na stronie czytelni MIK to książki dla dzieci. Na nich przede wszystkim chciałabym się skupić w niniejszym omówieniu zawartości strony. Są tu: Mały książę Saint-Exupery’ego, Przygody Alicji w krainie czarów Lewisa Carrolla, Książka dla Manuela Julio Cortazara (książka-album z wycinkami prasowymi z okresu wojny w Wietnamie i Paryża’68 dla nastoletniego Manuela), wybór wierszy Edwarda Leara Dlaczego Dong ma świecący nos i inne wierszyki z ilustracjami Bohdana Butenki. Literatura dziecięca od utworów liberackich aż się roi, piszą autorzy portalu.
Rzeczywiście, książka dla najmłodszego „czytelnika” (który często jest wcześniej oglądaczem i słuchaczem niż czytelnikiem książeczek) wyróżnia się przede wszystkim obrazkami, często wymyślniejszą typografią, zabawą tekstem, ruchomymi elementami, rozrastaniem się materii książki także w trzeci wymiar (jak w przypadku pamiętanych z dzieciństwa pałaców i wnętrz domków wyrastających spomiędzy otwieranych tekturowych stron książek z bajkami). Przykładów można wynaleźć bez liku! Do moich ulubionych książek (jak teraz stwierdzam, wzorcowych przykładów liberatury) w dzieciństwie należała opowiastka Franciszki (ilustracje) i Stefana Themersonów Pan Tom buduje dom (Joanna Olech stawia tę właśnie książeczkę na pierwszym miejscu prywatnego rankingu arcydzieł edytorskich literatury dziecięcej; „Papierowe wykopaliska” w: Książki w Tygodniku, dodatek do Tygodnika Powszechnego nr 47, 21 listopada 2004). Rysunkowy Pan Tom, mały, zażywny człowieczek w meloniku, przechadza się po stronach książki, wpadając w rozmaite tarapaty, podejmując ważkie decyzje dotyczące systemu kranów, dachów, okien, dyskutując z rysunkowymi fachowcami oraz podróżując w czasie i przestrzeni w poszukiwaniu inspiracji budowlanych z innych cywilizacji. Tęskni, marzy, nawet śpiewa, potyka się o literki, jak gdyby walcząc z oporną materią szyb i cegieł, nie dość krzywymi schodami i czeluściami szybów windowych.
Sentyment do specyficznego poczucia humoru Themersonów (warto zajrzeć na stronę http://www.themersonarchive.com/) pozostał i wiele lat później udało mi się złowić w antykwariacie książkę ze słynna przedmową Bertranda Russella Wykład profesora Mmaa. Tutaj po kartach książki „przechadzają” się termitopodobne stworki, bohaterowie antyutopii z połowy ubiegłego wieku.
W fantastyczną podróż do początków historii liter zabiera czytelnika Rudyard Kipling w książceTakie sobie bajeczki (z ilustracjami autora).
Właściwie każda książka, której autor zadbał o autorskie ilustracje, mariaż udanego związku pisarza i ilustratora, zasługuje na miano liberackiej. Książka jest nierozdzielnym złożeniem tekstu, tak a nie inaczej zaprojektowanego na stronie, oraz ilustracji, tych towarzyszy tekstu w pamięci czytelnika. Niekiedy litera płynnie przechodzi w ilustrację – jak w wywodzących się ze średniowiecza iluminacjach, zajmujących niekiedy całą stronę. Oczywiście, z innej strefy czasowej (i historycznej) przybywa tradycja chińskiej i japońskiej sztuki kaligrafii, która nie wiadomo czym jest w swoich wytwornych przejawach: czy jeszcze pismem, czy już grafiką? A może ten europejski podział nie ma większego sensu, jeśli zgodzimy się patrzeć na stronę jak na obraz, w którym pozostał ślad pewnych emocji, przechodzących przez rękę wiodącą pędzel? W przestrzeni dzieła liberackiego spotyka się tradycja pisma obrazkowego i obrazu, który, jak komiks, jest zapisem pewnej historii i przygód jej bohaterów.
Wśród mistrzów słowa, którzy zarazem byli autorami ilustracji do własnych tekstów, na pierwszym miejscu kompendium liberatury wymienia Wiliama Blake’a. A inni? Wśród dwudziestowiecznych pisarzy przypadki „podwójnego” tworzenia książki nie są wcale rzadkie i zawsze są to przypadki ciekawe (jeśli skupimy się teraz tylko na literaturze „dla dorosłych”): Roland Topor, autor pięknych iluminacji i ilustracji w Księżniczce Anginie, Alicji w Krainie Liter i wielu innych książkach; Alasdair Gray, drzeworytnik i autor m.in. recenzowanych w tym numerze pinezki.pl Biednych istot.
Zachęcamy czytelników do wynajdywania własnych przykładów książek liberackich. Z pewnością taką ksiażką jest urocza powieść – czytadło – pt. Ałtorka Hiszpanki Cuci Canals (ślady zabaw architekturą słowa i literami obecne są także w Długiej Bercie, drugiej z trzech książek Hiszpanki, przetłumaczonych na język polski). Tytułowa ałtorka powieści, od dziecka obdarzona umiejętnością dostrzegania życia liter, życia wśród nich, jak wśród istot obdarzonych duszą i osobowością, przeżywa romans. Szata graficzna książki – wewnątrz i na zewnątrz – to triumf literek i pomysłowa zabawa typografią; tutaj litera wysuwa się na pierwsze miejsce przez wyrazem… Liberatura z powodzeniem i wdziękiem może być realizowana w literaturze popularnej.
Na koniec wspomnieć trzeba o aspekcie krytycznym manifestu liberackiego sprzed pięciu lat i powołanego do życia archiwum. Pozostaje tylko wierzyć, że arcydzieło przyszłości odmieni ten stan rzeczy i zmieni podejście pisarzy do ignorowanego przez nich, materialnego aspektu dzieła literackiego. Jedynie w tym upatruję szansę ocalenia papierowej książki przed zalewem elektroniki, pisze Zenon Fajfer. Cóż, moim zdaniem Internet nie musi zubażać książki do wymiarów płaskiego ekranu. Sieć nie implikuje sprowadzenia papierowej, wielowymiarowej książki, dzieła artysty sztuk typograficznych i plastycznych do armii e-booków. Z pewnością nasze rozumienie tekstu dzięki komputerom i Internetowi zmieniło się, lecz nowe media stworzyły nowe możliwości budowania przestrzeni dzieła literackiego. Także poszczególne elementy książki i tekstu, czyli np. typografia, ilustracja, odchodzenie od linearnej struktury tekstu są twórczo rozwijane przez internetowych grafików i elektronicznych liberatorów, ciesząc czytelników pomysłowością i pięknem nowatorskich rozwiązań.