Hej, siostrzyce, czarownice,
Dalej, żwawo na Łysicę.
Na pomiotła, na pożogi,
Niech ludziska pomrą z trwogi.

Na łopacie wiedźma gna…
Hopsasa, hopsasa.
Na wyścigi pędzą strzygi,
Mkną przez krzaki wilkołaki,
Bladolice topielice
suną chyłkiem na Łysicę

(za: J. Stankiewicz, Legendy świętokrzyskie)

Przełom października i listopada to czas, kiedy odżywają podania o czarownicach zbierających się na sabatach na Łysej Górze. Taką swoją Łysą Górę ma każdy kraj, każdy region. Do najbardziej znanych w Polsce należy oczywiście „prawdziwa” Łysa Góra, zwana też Łyścem, w Górach Świętokrzyskich: Sławne miejsce zgromadzeń jest Łysa Góra w Sandomierskiem, tam we czwartek po nowiu księżyca, z odległych stron Polski spieszą na biesiady ­– pisze Kazimierz W. Wójcicki, jeden z pierwszych polskich dziewiętnastowiecznych ludoznawców, zbieracz podań i legend. I dodaje, że Łyse Góry ma i Ruś swoje, równie jak Żmudzini.

Protokoły z procesów czarownic z XVII i XVIII w. wymieniają jeszcze inne „Łyse Góry”. Na „Łysy Górze ku Kaliszowi na Sobocie” bywała oskarżona o czary Anna Ratajka, która przed sądem wójtowskim miasta Pyzdr w 1699 r. zeznała, że latała tam z kobietami, które „od dawna to [czyli latać] umieją”, a na „Łysy Górze” nieszczęśliwe towarzystwo z drugimi odprawowały, bankietów tamże i tańców zażywały. Towarzyszki namówiły też oskarżoną, aby zabrała ze sobą na Łysą Górę dziecko, które tam miało być ofiarowane diabłu.

Podobne zeznania uzyskano wcześniej w 1679 r. przed sądem wójtowskim w Warcie w czasie procesu Maruszy Nowaczki ze wsi Kobierzycka względem czarownictwa. Oskarżona miała szkodować tak we dworze j. mci na dobytkach, jako jemu samemu na zdrowiu i innym ludziom (…) i jego małżonce przyczyną do śmierci nieboszczce była. Marusza zeznała, że wraz z innymi kobietami była na Łysej Górze, gdzie zbierają się również czarownice z inszych wsiów. Na Łysej Górze bywają też panowie w modrych sukniach, którzy emablują kobiety i całe towarzystwo tańczy, racząc się miodem pitnym.

Inna Łysa Góra znajdowała się niedaleko wsi Gorzuchów w Wielkopolsce. Tam, jak wynika z akt procesu, który odbył się w 1761 r., czarownice zapomniawszy bojaźni boskiej i przykazań jego artykułów wiary świętej katolickiej, a przywiązawszy się do czarta (…) wyrzekły się Pana Boga i Matki Najświętszej i Wszystkich Świętych Pańskich za podpuszczeniem tego czarta przeklętego i mając społeczeństwo z nim tak na Łysej Górze, jako i po innych miejscach czarują (za: O. Kolberg).

Miano Łysej Góry mogło zyskać niemal każde wzniesienie, jakie znajdowało się w okolicy; tak można było też nazywać każde miejsce, w którym – jak wierzono – czarownice spotykają się z diabłami dla złości (…) i zazdrości niepohamowanej, dla lubieżności i rozkoszy mizernej (J.K. Haur), a więc i las, i rozstaje dróg, i cmentarz, i wieś, i okolica za wsią, gdzie stawiano szubienicę, i młyn, i stodoła, a nawet piwnica. W Polsce, zwłaszcza w XVII w., Łyse Góry umiejscawiano w okolicach „skażonych zarazą luterską” oraz tam, gdzie arianie mieli swoje zbory (M. Rożek) i gdzie odbywały się synody różnowiercze nazywane przez lud „sejmami piekielnymi”. Lokalizacja taka nie była przypadkowa. Wiązała się z obawą katolików przed „obcymi” i przed bałwochwalstwem, ostro zwalczanymi przez Kościół katolicki w dobie kontrreformacji. W takim kontekście zupełnie nie dziwi lokalizacja najbardziej znanej Łysej Góry w okolicach Sandomierza, miasta, w którym w 1570 r. „diabelskie wiary” (luteranie i kalwini) zawiązali „sojusz sił piekielnych” przeciw katolikom.

Za czasów pogańskich na świętokrzyskiej Łysej Górze znajdowała się świątynia, o czym wspomina nawet Jan Długosz: Na jej [Łysej Góry] szczycie znajdować się miała bożnica w bałwochwalstwie żyjących Słowian, gdzie bożkom Lelum i Polelum ofiary czyniono i podług innych czczono tu bożyszcza: Świst, Poświst, Pogoda …
Ks. Benedykt Chmielowski w Nowych Atenach albo Akademii wszelkiej sciencyi pełnej (połowa XVIII w.) precyzuje, że czczono trzy bóstwa pogańskie: Tam Dąbrówka Chrześcijanka, Xiężna Polska obaliła Bałwany Łady, Body, Leli. Jeszcze bardziej interesująca, zwłaszcza w kontekście sabatów czarownic, jest wcześniejsza wzmianka Chmielowskiego: Był tam niegdy Polaków Asylum Forteca i Antemurał, jako z kamieni wielkich i murów trzech olim [niegdyś] górę tę otaczających łatwo wnosić. Tam bogata mieszkając Pani, a tryumfując z Nieprzyjaciół, udała się za Dianę Boginię, od pospólstwa odbierając cultum, za to a DEO deorum [przez Boga bogów/Boga Najwyższego] piorunem zabita, według Kronik tamecznych.

Kluczowe znaczenie ma tu postać rzymskiej bogini Diany, z którą utożsamiała się owa „bogata pani”. Z Dianą związane są bowiem podania o towarzyszącym jej orszaku „pań nocnych” (nocticulae, noctis dominae), które razem ze swoją przewodniczką latały na pewnych zwierzętach po niebie.

sabat czarownic, ilustracja z traktatu F.M. Guazzo ok. 1624

 W antycznym Rzymie panowało przekonanie, że niektóre kobiety mogą w nocy przemieniać się w ptaki o wielkiej głowie, nieruchomych oczach, z pazurami i dziobem drapieżnika, podobne do sów (strix – sowa, puchacz), które żywią się ludzką krwią; z tego zrodziła się potem wiara w strzygi – striges, które w starożytności postrzegano nieco inaczej niż w słowiańskich podaniach ludowych. Pierwowzorem striges jest Polifonte, która wedle Metamorfoz Antoninusza Liberalisa, za praktykowanie kanibalizmu ukarana została przemianą w sowę swoim nocnym krzykiem (…) zwiastującą ludziom wojnę i zagładę.
O striges wspominają, choć w różny sposób, pisarze łacińscy – Plaut (Pseudolus), Seneka (Hercules Furens), Horacy (Epodes), Petroniusz (Satyricon) Lukian (Pharsalia) i Owidiusz (Fasti). Ten ostatni np. zgodnie z panującym przekonaniem opisuje je jako straszne istoty nocą porywające dzieci, rozrywające ich ciała i pijące ich krew. Pliniusz w Historii naturalnej wyznaje, że nie wie o nich zbyt wiele ponad to, co już było powiedziane, dodając jednak, że ich imienia używano niekiedy jako przekleństwa. Striges przedstawiano zazwyczaj jako ptaki z kobiecymi piersiami pełnymi trującego mleka, które podają ludzkim niemowlętom, uśmiercając je w ten sposób.

Do orszaku Diany zaliczono również lamie (lamiae), wywodzące się z greckich wierzeń i mające podobną kanibalistyczną przeszłość jak striges. Początkowo Lamia uważana była za potwora, który zabijał dzieci i wysysał z nich krew, mógł też wysysać siły witalne z mężczyzn, o czym świadczy etymologia jej imienia. Lamia po grecku oznacza bowiem rekina, a przymiotnik lamuros określa coś żarłocznego chciwego oraz zuchwałego i… lubieżnego. Później, jak można przeczytać u Diodora z Sycylii (I w. pne) w Bibliotece Historii, Lamia utożsamiana była z córką Posejdona i Libii, królową Libii, w której zakochał się sam Zeus. Zazdrosna Hera zabiła jej dzieci, za co królowa, przemieniona w potwora, miała się mścić porywając niemowlęta i wysysając z nich krew. Natomiast echa przekonania o zakusach lamii na mężczyzn pobrzmiewają jeszcze u Filostratosa, który w Żywocie Apoloniusza z Tiany, opisuje wesele młodzieńca imieniem Menippos. Piękna oblubienica okazała się widmem, które usidliwszy rozkoszami Menipposa zamierzało zniszczyć jego ciało, gdyż karmi się ono pięknymi i młodymi ciałami, dopóki jest w nich jeszcze czysta krew. 

Przejęta ze starożytności wiara w strzygi, lamie, „panie nocne” odbywające loty wraz z Dianą bardzo mocno zakorzeniła się w średniowiecznej Europie, choć została poddana chrześcijańskiej (re)interpretacji. Świadczy o tym Canon episcopi z 906 r.: Pewne kobiety niegodziwe, znieprawione przez Diabła, uwiedzione przez złudzenia i urojenia demonów, wierzą i znają, iż dokonują w godzinach nocnych lotów na pewnych zwierzętach wraz z Dianą, boginią pogan i niezliczonym tłumem kobiet i w martwej ciszy w pewne noce posłuszne jej rozkazom jako swej pani, przebywają wielkie odległości (za: B.P. Lewack).
Towarzyszki Diany nie miały jednak monopolu na uprawianie podniebnych nocnych eskapad. Rywalizuje z nimi „stowarzyszenie Herodiady”, o którym wspomina Retariusz z Liège, biskup Werony (również X w.) oraz zgromadzenie kobiet określane zbiorowo imieniem nordyckiej bogini Holdy, o którym przeczytać można w nieco późniejszych (XI w.) Dekretach Burcharda z Wormacji.

Izydor z Sewilli (VI/VII w.) w swoim dziele Etymologia (Ks. XI O ludziach i potworach) wyraża przekonanie, że z ludzi mogą powstać striges, które dołączają do innych latających istot i za pomocą czarów bądź też za pomocą magicznych napojów sporządzonych z ziół są zdolne całkowicie przemienić się w jakieś dzikie zwierzę. Na to nałożyło się jeszcze fonetyczne podobieństwo grecko-łacińskich striges z rumuńską strigoaică (wiedźmą) i z italską strega (czarownicą). Stąd mniej więcej w XII w. zrodziło się powszechne przeświadczenie, że Dianie, Herodiadzie czy Holdzie, bo postaci te stopiły się w jedną „demoniczną boginię”, towarzyszyły właśnie czarownice.

Zacierały się też różnice w postrzeganiu strzyg czy lamii oraz czarownic. Tym ostatnim zaczęto przypisywać procedery uprawiane dotąd przez istoty mitologiczne: kanibalizm, nekromancję, kidnaping, uwodzenie mężczyzn. Niemal „od zawsze” wierzono, że czarownice służą szatanowi i demonom, inaczej nie posiadłyby umiejętności latania. W gestii diabelskiej leżało bowiem przenoszenie przedmiotów z miejsca na miejsce oraz zmiana własnego miejsca pobytu. Ponadto diabła uważano za pana powietrza, więc wszystko, co odbywało się w powietrzu, miało pochodzić od Złego. Zespolenie mitologii, demonologii i czarownictwa widać już w Canon episcopi, którego autor pisze, że latające niewiasty są kobietami niegodziwymi i znieprawionymi przez diabła, ale dopiero Jan z Salisbury (XII w.) wyraźniej łączy „demoniczną boginię” przewodzącą ciemnościom, a więc mającą te same prerogatywy co „książę ciemności” – szatan, oraz strzygi-czarownice i sabaty: Niektórzy twierdzą, że nocną porą pani nocy albo Herodiada, bądź ta, która przewodzi ciemnościom, zwołuje zgromadzenia i zebrania, gdzie odbywają się wszelakiego rodzaju biesiady i wykonywane są różne czynności stosownie do funkcji każdego uczestnika (…). Poza tym mówią, że strzygom przynoszone są oseski, które one, szkaradnie rozszarpawszy na kawałki, pochłaniają chciwie zgłodniałymi brzuchami. (za: A. do Nola). Później dodano jeszcze oskarżenia o herezję, wydawało się bowiem całkiem naturalne, że diabeł, z którym zadają się czarownice, nakłania je do bałwochwalstwa i apostazji. Stąd zresztą uderzające podobieństwa w opisie spotkań heretyków, zwłaszcza katarów i waldensów, i w opisach sabatów czarownic.


Czarownice na sabat na Łysą Górę, niezależnie od tego, gdzie się znajdowała, albo leciały, albo jechały konno, albo na osłach, albo w powozach, którymi powozili czarci, a które zaprzężone były w kozły, czasem korzystały ze świni, psa, kozła, nietoperza lub oczywiście (czarnego) kota. Jako środki transportu przeważały przedmioty o kształcie fallicznym – kije, miotły, ożogi: Czarownice ruskie lecą w stepie, żmudzkie latają na miotłach, litewskie na łopatach, polskie na ożogach, miotłach (K. W. Wójcicki); rzadziej pojawiały się widły, choć jednoznacznie kojarzą się z diabłem.
Używanie fallicznych środków transportu najprawdopodobniej ma związek z dawnymi kultami płodności. M. Eliade twierdzi nawet, że powodem ścigania czarowników i czarownic przez inkwizycję nie były oskarżenia o oddawanie czci szatanowi i herezję sensu stricto, ale obawa przed odrodzeniem się kultu płodności i pogańskich praktyk zapewniania urodzaju.

Uczestnictwo w sabatach często nie miało charakteru satanistycznego; pielęgnowano natomiast i przekazywano w ten sposób stare wierzenia i rytuały mające przynieść pomyślność, płodność, dostatek, urodzaj. O takiej proweniencji sabatu świadczyłby również fakt, że odbywały się one najczęściej w lasach, na wzgórzach, w sąsiedztwie kamiennych steli, w pobliżu miejsc, gdzie w czasach pogańskich znajdowały się ośrodki kultu płodności. Z drugiej strony trzeba dodać, że takie spojrzenie kłóci się z pierwotnym wizerunkiem Herodiady, mylonej zresztą ze swoją córką Salome, i częściowo z obrazem Diany. Obie niewiele miały wspólnego z kulturą agrarną, a Diana nigdy nie była typowym bóstwem chtonicznym, jak np. prastara Tellus Mater czy choćby Ceres. Dopiero utożsamienie ich z Hekate, Holdą i Perchtą pozwala zgodzić się z tezą Eliadego (także Frezera, Murraya, Meyera, Runeberga), z zastrzeżeniem, że nie był to powrót do dawnych praktyk, lecz przywrócenie tych praktyk w nowej formie.

Aby unieść się w powietrzu niekiedy wystarczyło nasmarować się rosą, na ogół jednak czarownice stosowały specjalne maści: Sadełkiem dzieci niemowląt pobitych nasmarowawszy się (…) przybywają na granice, na góry zwane Górami Wenery – pisze B. Chmielowski, a K. Wójcicki dopowiada: W pierwszej wszelako, ażeby wylatując kominem z domu mogły unieść się w powietrzu, smarowały ciało tłustością z dzieci przed chrztem uduszonych, a dosiadłszy miotły wymawiają zaklęcie: Płot, nie płot, wieś, nie wieś, biesie nieś!
Oprócz wymienionego składnika do wyrobu „maści latających” wykorzystywano również zioła, nabiał, sery, węże, ptaki, jaszczurki, pióra wronie, wróble i przepiórcze, żabi skrzek i żabie ekskrementy. Maściami smarowano piersi, pachy, czoło, ewentualnie dłonie i stopy. Niedokładne wysmarowanie się groziło upadkiem w czasie lotu i pieszą kontynuacją podróży na miejsce sabatu. Użyte do sporządzenia balsamu substancje zmieszane razem powodowały halucynacje i podniecenie seksualne, zawierały bowiem dużą dawkę atropiny i alkaloidów, solaniny i opium. Stąd te wspominane często urojenia kobiet na temat odbytych lotów i stosunków z diabłami, a być może także na temat innych elementów towarzyszących sabatowi.

Godziną rozpoczęcia sabatu była zwykle północ, choć niektóre zgromadzenia trwały już od zmierzchu. Kończono je o świcie, wraz z pierwszym pianiem koguta. Najpopularniejszym dniem zlotów był czwartek, rzadziej wtorek. Częstotliwość sabatów przedstawiała się bardzo różnie. Zebrania mogły odbywać się dwa razy w tygodniu albo tylko trzy razy do roku (np. w noc Walpurgi, w noc świętojańską i w noc św. Łucji). Na dzień lub dwa przed sabatem czarownica otrzymywała stosowne zaproszenie od demona, specjalnie w tym celu do niej wysłanego. Mogła odmówić udziału w zgromadzeniu, ale musiała podać naprawdę ważki powód ku temu.

O tym, że nie tylko kobiety brały udział w sabatach, świadczy miniatura z piętnastowiecznego Traktatu o zbrodni waldensów, która ukazuje uczestników obu płci przybywających na zgromadzenie – niesionych przez demony lub lecących na pogrzebaczach czy ożogach. Wiadomo też, że niekiedy w sabatach brali udział przedstawiciele wszystkich stanów i niemal wszystkich profesji, łącznie z uczonymi i duchownymi. Sabat, któremu przewodniczył diabeł najczęściej w postaci kozła/capa lub psa, łączył cechy dworskiej ceremonii – składania hołdu władcy – diabłu, elementy rytualnej i/lub rozwiązłej uczty, orgii oraz profanacji mszy.