Chrześcijańska mozaika, cz. 4 – Chiny
Męczeństwo za wiarę – wydawać by się mogło, że to problem dziś już nieaktualny, bliższy pierwszym stuleciom chrześcijaństwa, czy wiekom średnim. To w starożytności wyznawcy Chrystusa zmuszeni byli płacić życiem za swoją wiarę, a krew męczenników – jak twierdził Klemens Aleksandryjski – stawała się nasieniem chrześcijaństwa (Sanguis martyrum – semen christianorum).
Niestety, wiek XX i początek trzeciego tysiąclecia to powrót ery męczenników i wyznawców. Współczesne represje wobec chrześcijan porównuje się często do tych, które miały miejsce za czasów Nerona. Według raportu włoskiego dziennikarza Antonio Sacci („Mroki nienawiści – męczeństwo chrześcijan XX w.”) codziennie życie traci ponad 400 wyznawców Chrystusa.
Wpływ na te niechlubne statystyki ma przede wszystkim wszelkiego rodzaju totalitaryzm. Ten, jaki przeważa w krajach islamskich i ten, jaki panuje w komunistycznych Chinach czy Korei Północnej.
Konstytucja Chińskiej Republiki Ludowej (ratyfikowana 4 grudnia 1982 r., kilkakrotnie później uzupełniana i poprawiana) w artykule 36 gwarantuje obywatelom wolność religii i wyznania. Zapewnia nawet, że „żaden organ państwowy, żadna organizacja publiczna nie mogą zmuszać obywateli do wyznawania bądź niewyznawania jakiejkolwiek religii, ani dyskryminować obywateli z powodu wyznawania bądź niewyznawania jakiejkolwiek religii”. Państwo chroni „normalną działalność religijną”, ale „nikt nie może wykorzystywać religii do angażowania się w działalność, która zagrażałaby porządkowi publicznemu, szkodziła zdrowiu obywateli lub ingerowała w państwowy system edukacyjny”.
Jak się okazuje, zapis ten jest przez władze ChRL interpretowany bardzo dowolnie lub wręcz ignorowany. Być może dowolność interpretacji konstytucyjnych zapisów jest pozostałością po czasach rewolucji kulturalnej, kiedy w Chinach jedynym prawem były „nieomylne słowa Mao”. Dziś na miejscu „umiłowanego przywódcy” stoi rząd ChRL.
Skrajnym przykładem ignorowania i łamania konstytucji oraz praw człowieka jest oczywiście stosunek władz chińskich do Tybetu oraz prześladowania członków ruchu Falun Gong. Jednak w stosunku do chrześcijan, zwłaszcza tych, którzy nie należą do żadnego z oficjalnie uznanych przez państwo Kościołów, również stosowane są środki represyjne.
Tutaj trzeba zaznaczyć specyfikę rozdartego obecnie chrześcijaństwa chińskiego. W Państwie Środka działają zarówno Kościoły oficjalne, zarejestrowane przez państwo – pogardliwie nazywane Kościołami „patriotycznymi” – oraz Kościoły niezarejestrowane, podziemne. Pierwsze należą do Trójsamodzielnego Ruchu Patriotycznego (TSPM – Three-self Patriotic Movement) i Chińskiej Rady Kościołów (CCC – China Christian Council) – te organizacje skupiają wyznania protestanckie, albo do Patriotycznego Stowarzyszenia Chińskich Katolików (CPA – Chinese Catholic Patriotic Association), które zostało utworzone, aby uniezależnić chiński Kościół katolicki od Watykanu.
Niezależność Kościołów oficjalnych jest jednak tylko pozorna. Przynależność do którejś z wymienionych organizacji oznacza bowiem zgodę na bardzo szeroko pojętą kontrolę i ingerencję władz państwowych w wewnętrzne sprawy wspólnoty; może to dotyczyć zarówno struktur kościelnych, jak i samej doktryny. Z drugiej strony, rejestracja pozwala na prowadzenie jakiejkolwiek działalności wyznaniowej, począwszy od publicznego kultu, na publikacjach i szkolnictwie oraz kształceniu duchownych skończywszy.
Obok legalnych organizacji kościelnych są w Chinach obecne Kościoły podziemne. Jako, że nie są zarejestrowane, społeczności podziemne nie mają żadnych praw; nie mogą prowadzić nauczania, działalności wydawniczej, pozbawione są też miejsc, w których wierni mogliby się zbierać na nabożeństwa. Dlatego charakterystycznym rysem podziemnego chrześcijaństwa jest tworzenie kościołów domowych. Członkowie wspólnot spotykają się w domach i mieszkaniach prywatnych, tam odprawiają nabożeństwa, prowadzą nauczanie, urządzają nielegalne drukarnie, kolportują „zakazaną” literaturę chrześcijańską. W przeciwieństwie do izolowanych Kościołów legalnych, Kościoły podziemne starają się utrzymywać (utrudnianą przez rząd) łączność ze światem. Aktywność religijna interpretowana jest przez władze chińskie jako działalność antypaństwowa. I z tego głównie powodu chrześcijańskie społeczności podziemne są obiektem prześladowań ze strony władz chińskich.
Co jakiś czas na Zachód docierają informacje o nasileniu prześladowań. Zazwyczaj są to raporty Międzynarodowej Komisji Wolności Religijnej, czasami jednak informuje o tym samo chińskie Biuro Bezpieczeństwa (tak było np. w styczniu tego roku, kiedy aresztowano 50 przywódców protestanckich domowych kościołów). Wzmożone represje wobec chrześcijan obserwowane są mniej więcej od początku lat 90 XX w. i wiążą się z tzw. „gorączką religijną”, jaka opanowała Chiny. Według tygodnika Newsweek zainteresowanie chrześcijaństwem (a zwłaszcza jego nurtem ewangelikalnym) oraz masowe nawrócenia wypełniają „moralną pustkę, jaka wytworzyła się po rozczarowaniu komunizmem i marksizmem i wskutek materializacji życia powstałej wraz z szybkim rozwojem gospodarczym”.
Ruch przebudzeniowy postrzegany jest przez władze chińskie jako swoiste zagrożenie, chrześcijaństwo stanowi bowiem konkurencję dla Partii Komunistycznej. Szacuje się nawet, że członków różnych chrześcijańskich Kościołów, zwłaszcza Kościołów podziemnych, może być więcej niż członków Partii Komunistycznej. Władze ChRL usiłują więc tłumić tego rodzaju tendencje, używając do tego wszelkich dostępnych środków.
Osoby podejrzane o przynależność do Kościołów podziemnych są lżone, bite i poddawane torturom (z których wszak Chiny przez wieki słynęły). Nierzadko zdarza się, że milicja nocą wdziera się do mieszkania, które jest siedzibą kościoła lub zboru domowego, aresztuje mieszkańców i torturami nakłania do wyrzeczenia się wiary i zdradzenia nazwisk innych członków wspólnoty. Od kilku lat na Zachodzie pojawiają się wstrząsające zdjęcia, dokumentujące znęcanie się nad chińskimi chrześcijanami. Milicja bije ofiary pałkami, stosuje wstrząsy elektryczne, przypala papierosami, zaś kiedy maltretowani mdleją, wylewa na nich wiadra wody. Mężczyźni poddawani są również innej wodnej torturze – milicjanci nogami przygniatają przesłuchiwanym ramiona, aby ich zmusić do krzyku, potem zaś w otwarte usta wlewają ofiarom wodę, co doprowadza do wzdęcia żołądka. Wielu chrześcijan takich tortur nie wytrzymuje.
Represje dotykają przede wszystkim liderów kościołów domowych. Przywódcy lokalnych społeczności są więzieni, osadzani w obozach „reedukacji poprzez pracę”, tam bici i gwałceni. Nierzadko też wykonuje się na nich karę śmierci.
Prześladowania chińskich chrześcijan bardzo sugestywnie opisuje w książce „The Heavenly Man: The Remarkable True Story of Chinese Christian Brother Yun” Paul Hattaway. Praca oparta jest na wspomnieniach Liu Zhenyinga, znanego jako brat Yun. Do podanych wyżej praktyk dodaje jeszcze zmuszanie do przeprowadzania aborcji lub sterylizacji. Osadzonym w więzieniach i obozach reedukacji towarzyszy głód, samotność, niepokój o rodzinę. Bliscy albo nie są w ogóle informowani o losach zatrzymanego, albo powiadamiani o jego „śmiertelnej chorobie”; jeśli zaś próbują interweniować – sami zostają aresztowani.
A przecież nie zawsze tak było. Chrześcijaństwo w Chinach ma bardzo długą historię i bogate tradycje. Pierwsi misjonarze nestoriańscy dotarli do Chin już w VII w. Zostało to opisane w pierwszej części „Chrześcijańskiej mozaiki”.
Nowa religia była nazywana przez Chińczyków jinjiao. Od początku prowadzenia ewangelizacji mnisi nestoriańscy cieszyli się sympatią i zaufaniem cesarza Tang Tai Zonga. Jeden z nich – Alofeus/Alopen/Olopen/Olopun stal się stałym gościem pałacu cesarskiego i ulubieńcem cesarza. Dla niego właściwie i dla potrzeb chrześcijańskiego kultu cesarz kazał wybudować świątynię/klasztor w I-ning, zwany często perską świątynią. Na jednej ze ścian znajduje się inskrypcja informująca, że „na północny wschód od drogi znajduje się klasztor perski. W dwunastym roku panowania Ching-Kuana (639) Tai Zong zbudował go dla Alopena, cudzoziemskiego mnicha z Daqin”.
Sytuacja nie uległa zmianie, kiedy tron objął Kao Zong. Ten z kolei obdarzył Olopena tytułem Narodowego Kaznodziei, zaś w każdej prowincji chińskiej nakazał wybudować chrześcijańską świątynię.
Drugim misjonarzem, który cieszył się sympatią władców, był mnich Adam, o którym również wspomina inskrypcja na steli z Singan-fu.
Pierwsze prześladowania nastąpiły dopiero za panowania cesarzowej Wu, niezwykle energicznej i wpływowej protektorki buddyzmu, która przyczyniła się do usunięcia nestorian z cesarskiego dworu, do zamykania klasztorów, świątyń i przekształcania ich dla potrzeb obrzędów buddyjskich. Podobną politykę prowadził cesarz Wu Zong (wyznawca taoizmu), który z kolei zakazał wyznawania buddyzmu, a dawne nestoriańskie miejsca kultu adaptował dla taoizmu.
Trzeba jednak zaznaczyć, że działania Wu Zonga skierowane były raczej przeciw cesarzowej Wu, a nie przeciw nestorianom. Zresztą jeden z nich – mnich Abraham – uchodził za przyjaciela cesarza. On też przyczynił się do złagodzenia polityki cesarskiej wobec chrześcijan.
Podczas panowania mongolskiej dynastii Yuan nestorianizm w Chinach rozkwitał. Za sprawą misjonarzy dominikańskich i franciszkańskich w Państwie Środka pojawiło się także chrześcijaństwo łacińskie, nazywane przez miejscową ludność yalikewen. W 1275 r. wybudowano w Pekinie świątynię znaną jako świątynia Dadu Then, a nowe wyznanie rozprzestrzeniło się w prowincjach Chuanzhou, Yangzhou, Hanzhou, Qunming i Gangsu, docierając nieomal do Tybetu i Mongolii. W 1289 r. do Chin przybył franciszkanin Giovanni da Montecorvino, późniejszy pierwszy biskup Dadu. Jednak już za panowania dynastii Ming yalikewen traciło na znaczeniu i pogrążało się w letargu. Stało się właściwie niezauważalne wśród innych religii i filozofii wyznawanych w Chinach – konfucjanizmu, buddyzmu, taoizmu, lamaizmu, a nawet islamu.
Renesans chrześcijaństwa w Chinach nastąpił wraz z pojawieniem się misji, prowadzonych przez jezuitów, i ewangelizacji inkulturacyjnej. W XVI w. próbował dotrzeć do Chin Franciszek Ksawery, który wcześniej skutecznie działał na terenie Indii, Nowej Gwinei i Japonii. Energicznie do prac misyjnych w Państwie Środka przystąpił dopiero kilka lat później Michele Ruggieri, potem zaś Matteo Ricci. O tym ostatnim mówi się, że „był jedynym cudzoziemcem, który pomógł Chińczykom zrozumieć ich własny kraj”, jak również zapoznał Chińczyków ze zdobyczami kultury zachodniej (na dwór cesarski przywiózł m.in. mapy, zegary mechaniczne, lustra, obrazy oraz… klawesyn).
Charakterystycznym rysem misji jezuickiej w Chinach była wspomniana już inkulturacja. Zakonnicy „stawali się Chińczykami” – przyjmowali chińskie imiona (jak np. Matteo Ricci, który przybrał imię Li Madou), przywdziewali tradycyjne jedwabne szaty uczonych konfucjańskich, poznawali i zgłębiali naukę oraz filozofię, zwłaszcza pisma Konfucjusza, wreszcie – przenosili elementy konfucjanizmu na grunt chrześcijaństwa i odwrotnie. Tłumaczyli filozoficzne i naukowe pisma chińskie na łacinę, otrzymali pozwolenie przełożenia Biblii na język chiński, a nawet prowadzenia liturgii w języku miejscowym (akurat z tego ostatniego prawdopodobnie nigdy nie skorzystali). Nawróceni Chińczycy nie musieli odcinać się od tradycyjnych obyczajów i obrzędów, nadal praktykowali chociażby kult przodków.
Praktyki te nie spotkały się, niestety, ze zrozumieniem na Zachodzie, zaś Ricci oraz jego zwolennicy i kontynuatorzy misji inkulturacyjnej oskarżani byli o porzucenie wiary w Chrystusa i bałwochwalstwo. W rezultacie Stolica Apostolska na początku XVIII w. zakazała chrześcijanom uczestnictwa w kulcie przodków. Zakaz został uchylony dopiero w 1939 r.
Jezuicka strategia inkulturacyjna odnosiła się zresztą tylko do konfucjanizmu, który słusznie był przez Ricciego traktowany nie jako religia, lecz filozofia. W podobny, areligijny sposób postrzegał on też kult przodków i cześć oddawaną samemu Konfucjuszowi. Inaczej jednak odnosił się do buddyzmu i taoizmu. Te uznał za systemy parareligijne – „sekty bożków” – z których, jak twierdził „pierwsza oparta na niczym, druga zaś w próżni osadzona, sprzeciwiają się rozumowi i prawu Bożemu”.
Można zauważyć jeszcze jeden charakterystyczny rys misji jezuickiej w Chinach. Działalność zakonu opierała się w dużej mierze na kontaktach z arystokracją, uczonymi i pałacem cesarskim. Zaufanie, a przy okazji szacunek, zdobywano dzięki znajomości nauk świeckich – matematyki, astronomii, geografii, medycyny. Misjonarze chętnie prezentowali i udostępniali myśl i praktykę zachodnią, dość wspomnieć np. o wprowadzeniu reformy kalendarza w XVII w., czy – co może zaskakiwać – o zastosowaniu armat do obrony Pekinu w czasie walk z Mandżurami w tym samym okresie. Nic dziwnego, że cieszący się zaufaniem władców misjonarze jezuiccy niejednokrotnie pełnili ważne funkcje na dworze cesarskim, zwłaszcza w dyplomacji.
Warto przy okazji wspomnieć o polskich misjonarzach działających w Chinach w XVII w. Najbardziej znanym jest jezuita Michał Boym, uważany za jednego z pionierów europejskiej sinologii, znawca zoologii, botaniki, medycyny, geografii i historii, legat cesarza Jung Li – ostatniego władcy z dynastii Ming w Rzymie. Równocześnie z Boymem w Państwie Środka pracowali również Andrzej Rudomina – autor napisanych w języku chińskim traktatów ascetycznych oraz Jan Mikołaj Smogulecki, który zdobył uznanie Chińczyków dzięki doskonałej znajomości matematyki. Nieco później, na początku XVIII w., do Chin dotarł Jan Chrzciciel Bąkowski, który działał również na Filipinach. Następni polscy misjonarze (nie tylko jezuici, ale też członkowie innych zakonów, przede wszystkim werbiści) przybyli do Chin dopiero w XX w., zresztą jako nauczyciele (gdyż działalność misyjna jest w ChRL zakazana).
Protestantyzm pojawił się w Chinach bardzo późno, bo dopiero w początkach XIX w. Prawdopodobnie pierwszym misjonarzem protestanckim w Państwie Środka był brytyjski baptysta Robert Morrison. Drugi ze znaczących misjonarzy protestanckich to James Hudson Tylor – założyciel (1865) Chińskiej Misji Kontynentalnej (China Inland Mission). Od samego początku Misję Kontynentalną wspierał Ruch Misyjny Kobiet (Women’s Missionary Movement), zaś jedną z czołowych przedstawicielek tego ruchu była działająca w Chinach na przełomie XIX i XX w. Charlotte Digges Moon, znana lepiej jako Lottie Moon. Do historii (oraz klasyki aforyzmów) przeszła jej deklaracja: „Jeśli miałabym tysiąc żyć, każde z nich oddałabym za chińskie kobiety”.
Na szerszą skalę protestantyzm zaczął się rozprzestrzeniać dopiero po 1840 – po tzw. wojnach opiumowych. Jednym z najmniej pożądanych skutków zaszczepienia tej ideologii na gruncie chińskim – przynajmniej z punktu widzenia misjonarzy – było pojawienie się synkretycznych sekt sino-chrześcijańskich. Najbardziej znaną jest oczywiście sekta Hong Xiuquana, działająca od końca lat 30 XIX w. Jej przywódca uważał się za syna Bożego i młodszego brata Chrystusa. Głosił nadejście Niebiańskiego Królestwa Wielkiego Pokoju (Tianping tianguo), zaś wraz z nim – ustanowienie równości kobiet i mężczyzn, arystokracji i biedoty oraz wspólnoty dóbr. Wśród członków sekty panował niemal skrajny purytanizm i wojskowa dyscyplina. Wkrótce zresztą ruch religijny przybrał militarny oraz polityczny charakter i przekształcił się w tzw. powstanie tajpingów.
Szacuje się, że w 1860 r. w Chinach działalność ewangelizacyjną prowadziło ok. 100 misjonarzy protestanckich; zaś w roku 1905 – już 3500. Misjonarze budowali szkoły, szpitale, kaplice i kościoły, prowadzili ponadto działalność wydawniczą. Jednak, podobnie jak w Indiach, ośrodki misyjne stawały się enklawami kultury zachodniej, pozostającymi w ścisłym kontakcie z państwami macierzystymi.
Rezultaty tej izolacji okazały się tragiczne – działalność misyjna postrzegana była bowiem jako jeden z elementów zachodniej polityki kolonizacyjnej. Na przełomie XIX i XX w., po przegranej wojnie z Japonią, Chiny opanowała swoista ksenofobia. Misjonarzy wszystkich wyznań chrześcijańskich oskarżano o szpiegostwo na rzecz krajów zachodnich oraz Japonii, zaś chrześcijan chińskich – o kolaborację i zaprzedanie się „białym diabłom”. W 1900 r., podczas tzw. Powstania Bokserów, które wybuchło właśnie na tym tle, zginęło ponad 30 tys. osób (w tym pięciu biskupów, trzydziestu jeden europejskich duchownych, ponad 100 duchownych chińskich, około 190 pastorów wraz z rodzinami, co najmniej 2 tysiące chińskich protestantów i ponad 20 tysięcy chińskich katolików).
W latach 20. XX w. zaczął kształtować się przedstawiony na początku dychotomiczny obraz chińskiego chrześcijaństwa. Brak zaufania do misjonarzy zachodnich powodował uniezależnianie się lokalnych Kościołów od Kościołów macierzystych działających w Europie czy w USA, co ułatwiło późniejszą komunistyczną politykę izolacji Kościołów „patriotycznych”. Doszło też do powstania wspólnot, które dały początek wspomnianym kościołom domowym.
W pierwszych dziesięcioleciach XX w. pojawiły się w Chinach trzy nowe Kościoły: Prawdziwy Kościół Jezusa (1917), Rodzina Jezusa (1926) i Mała Trzódka (1928). Członkowie tych wspólnot spotykali się początkowo w domach prywatnych i tam odprawiali nabożeństwa, śpiewali, czytali Biblię, prowadzili ewangelizację. Potem w niektórych miejscowościach powstały większe obiekty kościelne.
Podczas wojny domowej (1946-49) chrześcijanie opowiedzieli się po stronie antykomunistycznego Kuomintangu. Trudno się więc dziwić, że po zwycięstwie Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej i proklamowaniu Chińskiej Republiki Ludowej, sprzymierzeńców Chiang Kai-Sheka (który od 1930 r. był metodystą) dosięgły represje. Jeszcze w 1949 r. w Chinach działało ok. 6 tys. misjonarzy protestanckich, było ok. miliona wiernych należących do różnych denominacji; sam Kościół katolicki liczył ok. 4 milionów wyznawców.
Jednak wkrótce to się zmieniło. Jedynymi dozwolonymi systemami filozoficzno-religijnymi stały się tradycyjne wierzenia chińskie: konfucjanizm, taoizm i buddyzm. Chrześcijan, przede wszystkim zaś misjonarzy, pozbywano się na różne sposoby. Tych, którym udało się pozostać przy życiu, skazano na wygnanie. Życie i losy tych ostatnich w Chinach przed i po II wojnie światowej w pewnym stopniu obrazuje trylogia „Ziemia błogosławiona” autorstwa pochodzącej z rodziny misjonarzy i tamże wychowanej noblistki (1938) Pearl Buck. Innym źródłem wiedzy o wspomnianych wydarzeniach są wspomnienia brytyjskiej misjonarki Gladys Aylward „The Small Woman”. Na ich podstawie w 1958 r. nakręcono film „The Inn of the Sixth Happiness” („Gospoda Szóstego Dobrodziejstwa”) z Ingrid Bergman w roli Aylward.
W latach pięćdziesiątych złagodzono nieco politykę wobec chrześcijaństwa. Władze rejestrowały Kościoły po to, aby zyskać nad nimi kontrolę i izolować od wpływów zewnętrznych. Tak powstały Kościoły „patriotyczne” podporządkowane władzom komunistycznym, m.in. niezależne od Watykanu Patriotyczne Stowarzyszenie Chińskich Katolików w 1957 r., czy Trójsamodzielny (bo samo-wystarczalny, samo-rządny i samo-dzielny – niezależny od zagranicy) Ruch Patriotyczny (Three-self Patriotic Movement) w 1960, zrzeszający zarejestrowane wspólnoty protestanckie, będący „drogą chińskich chrześcijan ku nowym Chinom”.
Pomiędzy Kościołami otwartymi a podziemnymi istnieją trudne do przezwyciężenia napięcia; Kościoły „patriotyczne” postrzegane były (i są) przez społeczności podziemne jako schizmatyckie – takie, które zdradziły chrześcijaństwo – czy wręcz jako „dzieło szatana”.
Wybuch Wielkiej Proletariackiej Rewolucji Kulturalnej (1966-1976) uderzył jednak zarówno w Kościoły otwarte, jak i podziemne. Zakazano wówczas wyznawania i praktykowania jakiejkolwiek religii, w tym także dozwolonych wcześniej tradycyjnych religii chińskich; zaś ideologią zastępującą wszystkie inne miał być marksizm. Zamykano szkoły wyznaniowe i świątynie, które często zamieniano na kina, hale sportowe, magazyny lub fabryki, palono książki. Duchownych i wiernych deportowano do obozów, torturowano, zabijano.
Sytuacja uległa niewielkiej poprawie po śmierci Mao. W 1979 r. Deng Xiaoping pozwolił na otwarcie niektórych świątyń i działalność „patriotycznych” Kościołów zrzeszonych w TSPM, a w 1980 r. powstała kontrolowana przez władze Chińska Rada Kościołów, nastawiona przede wszystkim na prowadzenie działalności pastoralnej, edukacyjnej, wydawniczej i integracyjnej wśród oficjalnych Kościołów w ChRL.
Według oficjalnych danych w Chinach mieszka ok. 4 milionów katolików i ok. 10 milionów protestantów, mających do dyspozycji 12 tys. kościołów i ok. 25 tys. „miejsc spotkań”. Wydaje się to jednak liczbą zaniżoną; nieoficjalnie mówi się bowiem przynajmniej o 20 milionach chrześcijan różnych wyznań (skrajne statystyki podają nawet 50-70 milionów). Jak wspomniano, popularnością cieszą się zwłaszcza Kościoły proweniencji ewangelikalnej, a to dlatego, że Chińczycy poszukują obecnie innych wartości niż „praktyczny materializm” połączony ze skrajnym sekularyzmem i izolacją.
Chrześcijaństwem jako systemem kulturowym (ale nie doktrynami poszczególnych Kościołów) interesują się środowiska akademickie i intelektualne. Chrześcijańską ideologię konfrontuje się z tradycyjnymi systemami filozoficznymi i religijnymi i nadaje jej „chińskie oblicze”. Jest to jednak inna inkulturacja, niż ta prowadzona przez jezuitów. Nie ogranicza się ona do porównywania np. różańca do buddyjskich mantr i nie ma na celu doprowadzenia do konwersji. Okazuje się, że niektóre fundamentalne dla chrześcijaństwa pojęcia są niezrozumiałe w środowiskach buddyjskich czy konfucjańskich. Dotyczy to pojęcia osobowego i transcendentnego Boga – Stwórcy, grzechu i odkupienia, praktycznie całej antropologii teologicznej i eschatologii, jak również etyki. Kultura europejska jest kulturą antropocentryczną, natomiast dla Chińczyków człowiek to zaledwie jeden z elementów przyrody. Z kolei chiński pogląd, zgodnie z którym to „co jest dobre w danym czasie i okolicznościach, może być złe w innych” w kulturze zachodniej bywa postrzegany jako przykład relatywizmu.
Jak twierdzi chiński filozof Li Zehou, chrześcijaństwo oznacza dla współczesnych Chin ogromne wyzwanie intelektualne. Podobnego zdania są dziennikarz David Aikman (autor książki o roli chrześcijaństwa w procesie ekonomiczno-społecznych transformacji Chin „Jesus in Beijing”) oraz Liu Xiaofeng – jeden z wybitniejszych intelektualistów chińskich. Poznanie myśli chrześcijańskiej uważane jest przede wszystkim za drogę wiodącą do zrozumienia kultury zachodu, co wydaje się conditio sine qua non, jeśli rozwijające się gwałtownie Chiny chcą partycypować w kulturze światowej. Może też stanowić odpowiedź na pytania dotyczące etyki, życia społecznego i życia jednostki, na które tradycyjne chińskie religie i filozofie odpowiedzi nie znajdują. Chcąc nie chcąc, chrześcijaństwo staje się symbolem (lub przynajmniej jednym z symboli) chińskiej „nowoczesności”.
Zobacz też:
Chrześcijańska mozaika, cz. 3 Indie
Chrześcijańska mozaika, cz. 5 – Katolickie kapłanki