Boże Narodzenie w apokryfach
Bóg się rodzi, moc truchleje (…) Ogień krzepnie, blask ciemnieje, ma granice Nieskończony. Jedna z najbardziej znanych polskich kolęd (słowa Franciszka Karpińskiego) odsyła do apokryfów. Podobnie szesnastowieczna luterańska kolęda Paula Gerhardta, który pisząc Grzech i piekło niech się smucą, diabli niech się z sobą kłócąniemal dosłownie cytuje (być może nieświadomie) apokryficzną Ewangelię Ormiańską.
Druga zwrotka kolędy z przełomu XVIII i XIX w.: Kto leży w pieluszkach czyściutkich, o, któż? Dzieciątko niebieskie, piękniejsze od róż również przypomina teksty apokryficzne, a ponadto wizję św. Brygidy Szwedzkiej. Okazuje się, że apokryficzne relacje o Bożym narodzeniu są bardzo sugestywne i inspirujące nie tylko pisarzy, ale także malarzy i rzeźbiarzy. O wiele bardziej, niż kanoniczne ewangelie Mateusza i Łukasza.
Kanoniczna ewangelia Mateusza bardzo skrótowo opowiada o narodzeniu Pańskim: najpierw anioł nawiedza we śnie Józefa i uprzedza go, że kobieta, którą Józef niedawno poślubił, spodziewa się dziecka. Zresztą narodziny te były już od dawna zapowiadane przez proroków – na dowód anioł przytacza słowa proroka Izajasza: Oto panna pocznie i porodzi syna. Dziecko będzie nosiło imię Jezus. Józef, choć wcześniej targały nim różne emocje, przyjmuje to, co mu anioł powiedział, a po jakimś czasie Maria, jego żona, rzeczywiście w mieście Betlejem w Judei rodzi syna, którego nazwano Jezus. Zaraz potem ewangelista przechodzi do następnego epizodu – tym razem szczegółowej relacji o przybyciu mędrców ze Wschodu.
Bardziej rozbudowana jest relacja Łukasza. Zawiera dane chronologiczne, odwołuje się do wydarzeń historycznych. Wspomina mianowicie o dekrecie cesarza Augusta, nakazującym spis ludności w prowincjach rzymskich. Spisowi temu zmuszony był poddać się również Józef, który wraz z ciężarną małżonką Marią wyruszył do rodzinnego miasta Betlejem. Tam właśnie Maria porodziła syna swego pierworodnego i owinęła go w pieluszki, i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.
Przyjściu na świat Jezusa towarzyszyły niezwykłe zjawiska: ukazała się chwała Pańska, anioł powiadomił pasterzy strzegących owiec, że narodził się Syn Boży, a zastępy wojsk niebieskich wygłaszały doksologię: Gloria in excelsis Deo (tak naprawdę w Wulgacie słowa te brzmią Gloria in altissimis Deo) et in terra pax in hominibus bonae voluntatis. Kiedy wszystko przygasło i ucichło, pasterze udali się we wskazane miejsce i rzeczywiście – znaleźli owinięte w pieluszki i położone w żłobie niemowlę, w którym rozpoznali Mesjasza.
No dobrze, a gdzie te wszystkie anieli grają, króle witają, pasterze śpiewają, bydlęta klękają, cuda, cuda ogłaszają? Aby te „cuda ogłosić” i pokazać, że kiedy rodzi się Boży Syn rzeczywiście ogień krzepnie, blask ciemnieje, trzeba sięgnąć do apokryfów, które historię narodzenia Pańskiego (a także wydarzenia poprzedzające i następujące po nim) przedstawiają w sposób niezmiernie barwny, a jednocześnie mocno nasycony symboliką.
Najbardziej znanym tekstem, do którego odwołują się też liczne wyobrażenia plastyczne i literackie (choćby fraza i Józef stary ono pielęgnuje ze znanej, cytowanej już, dziewiętnastowiecznej kolędy „Dzisiaj w Betlejem”), jest tzw. Protoewangelia Jakuba, pochodząca najprawdopodobniej z II/III w., przedstawiająca zasadniczo dzieje Marii, matki Jezusa, od jej narodzenia do czasu ucieczki do Egiptu. Trzeba zaznaczyć, że wszystkie tego typu utwory miały charakter apologetyczny, powstawały w czasach, kiedy rozgorzały spory o to czy Marię można nazywaćTheotokos (Bożą Rodzicielką), czy tylko Chrystotokos (Rodzicielką Chrystusa), czy zachowała dziewictwo ante et post partu – także w czasie i po porodzie, czy tylko przed nim; dlatego tak wiele miejsca poświęca się tej tematyce i przytacza tak wiele argumentów mających potwierdzić rodzące się dogmaty, a przy okazji ostrzega, co może spotkać niedowiarków.
A zatem, według Protoewangelii Jakuba, Józef – wiekowy już człowiek – wraz z młodziutką małżonką Marią i własnymi dorosłymi synami udaje się do Betlejem, aby zadość uczynić nakazowi cesarza Augusta. Jest trochę zakłopotany, mówiąc eufemistycznie, bo Maria wygląda raczej na jego córkę niż żonę. Jak podaje Legenda o Józefie cieśli, miała wtedy zaledwie 14 lat. Przełamuje jednak wstyd, siodła osła i wszyscy ruszają w drogę. W połowie drogi, na pustyni, Maria oświadcza, że oto zaczyna się poród. Udało się znaleźć jakąś grotę, która „osłoniłaby wstyd” Marii; tam Józef wprowadza rodzącą małżonkę oraz swoich synów, a sam udaje się na poszukiwanie żydowskiej położnej.
Nagle zdumiony spostrzega, że wszystko wokół na chwilę zamarło: ptaki, zwierzęta, ludzie, nawet nurt rzeki. Był to moment narodzin Zbawiciela. Zaraz potem Józef znalazł położną, która udała się z nim do groty. W grocie najpierw „blask ściemniał”, a potem ukazała się oślepiająca jasność i położna uwierzyła, że z dziewicy narodził się Syn Boży. Zaraz opowiedziała wszystko znajomej o imieniu Salome. Salome jednak nie uwierzyła w dziewicze narodzenie i oświadczyła, że dopóki sama nie sprawdzi dziewictwa położnicy, nic jej nie przekona. Wtedy zdarzył się cud. A właściwie dwa cuda – pierwszy polegał na tym, że ręka, którą Salome badała Marię, została „spalona ogniem i odpadła”; drugi zaś na tym, że kiedy na polecenie anioła Salome objęła nowonarodzonego Jezusa, została uzdrowiona. Arabska Ewangelia Jana (powstała pomiędzy IX a XI wiekiem) przytacza nawet piękny i głęboki teologicznie (trynitarny!) hymn Salome, jej modlitwę wypowiedzianą po cudownym uzdrowieniu.
Nieco młodsza Ewangelia Pseudo-Mateusza (ok. VII – IX w.), której treść pokrywa się zasadniczo z treścią Protoewangelii Jakuba (obejmuje jednak nieco dłuższy czas – także ten po powrocie z Egiptu), przytacza więcej cudownych zjawisk.
Podobnie jak w poprzednich utworach, Józef udaje się do Betlejem w towarzystwie ciężarnej Marii. Po drodze ukazuje im się anioł, który nakazuje, aby Maria zeszła z osła i wkroczyła do podziemnej groty, w której nigdy nie było światła. Kiedy Maria tam weszła, w grocie pojawiła się wielka światłość. Wtedy narodził się Jezus, którego zaraz otoczyli aniołowie wygłaszający wspomnianą już, najsłynniejszą chyba chrześcijańską doksologię: Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.
W tym czasie Józef poszukuje położnej. Znajduje dwie akuszerki – Zelomi i Salome, które obawiają się wejść do groty z powodu oślepiającego blasku. Pierwsza do groty ośmieliła się wejść Zelomi, która zbadawszy Marię, stwierdziła ze zdumieniem, że położnica wciąż jest dziewicą, żadnego upływu krwi nie było w czasie porodu, żadnego bólu w czasie połogu. Salome oczywiście nie uwierzyła towarzyszce. I podobnie jak w Protoewangelii Jakuba, została za swe niedowiarstwo ukarana – uschła jej ręka. Zaraz jednak nastąpiło cudowne uzdrowienie. Anioł nakazał kobiecie dotknąć dzieciątka, ale wystarczyło dotknąć tylko jego pieluszek, aby ręka wróciła do poprzedniego stanu.
Podobnie jak w ewangeliach kanonicznych, także tu jest mowa o pasterzach, którym anioł zwiastuje dobrą nowinę i o gwieździe niespotykanej dotąd wielkości, która świeciła nad grotą. Po trzech dniach Maria wyszła z groty i udała się do stajni. Tam złożyła dzieciątko w żłobie, a wół i osioł – zgodnie z proroctwem Izajasza – oddały mu pokłon, a potem nieustannie wielbiły.
Ostatni akapit jest próbą rozwiązania rzekomej sprzeczności, jaką zauważono pomiędzy przekazami kanonicznymi a apokryficznymi. Otóż ewangelie kanoniczne miałyby sugerować, że Jezus narodził się w jakiejś szopie/stajence, w której stał żłób. Jednak na terenie Palestyny bardzo często zdarzało się, że żłób wstawiano do groty, która znajdowała się w pobliżu pastwiska. Zresztą żaden z ewangelistów nie mówi wprost, że miejscem przyjścia na świat Syna Bożego była stajnia, choć np. słowa Mateusza, iż mędrcy ze Wschodu „weszli do domu”, mogą na to w pewnym stopniu wskazywać. Jednak synchronia narodzenia Chrystusa i wizyty mędrców jest bardzo wątpliwa (mówi o niej tylko jeden i to dość późny apokryf); magowie mogli odwiedzić Jezusa i Jego matkę później (zazwyczaj mówi się o kilku lub kilkunastu dniach, choć np. Ewangelia Pseudo-Mateusza podaje, że mędrcy przybyli do Betlejem, gdy Jezus miał już dwa lata).
Utożsamienie miejsca narodzin Jezusa ze stajnią pojawiło się zresztą dopiero w średniowieczu. Wcześniej miejsce to kojarzono rzeczywiście z grotą, o czym wspominają takie autorytety jak Justyn Męczennik, Orygenes i Hieronim.
W pochodzącej prawdopodobnie z XIII lub XIV w. Liber de Infantia Salvatoris (będącej jedną z wersji rozpowszechnianej samodzielnie drugiej części Ewangelii Pseudo-Mateusza), Boże narodzenie opisane jest jeszcze bardziej szczegółowo. Pojawiają się kolejne postacie – Symeon, syn Józefa (męża Marii), bardzo troskliwie opiekujący się macochą w czasie podróży do Betlejem i dziewczynka „z krzesełkiem używanym zazwyczaj przez położne”, przysłana przez akuszerkę imieniem Zachel do rodzącej Marii. Akuszerka została oczywiście powiadomiona przez anioła, że oto w grocie niedaleko Betlejem młoda dziewczyna po raz pierwszy wydaje na świat dziecko.
W tej wersji Józef nie opuszcza swojej małżonki, dopiero po porodzie wychodzi naprzeciw zbliżającej się położnej. Ta, zbadawszy Marię, stwierdza, że krew nie skalała noworodka, a rodząca nie cierpiała bólu. Najciekawsza wydaje się relacja Zachel, którą składa Symeonowi: otóż w momencie narodzin Jezusa ustały wiatry, liście znieruchomiały na drzewach, uspokoiło się morze i rzeki, wszystko w wielkiej bojaźni milczało, Maria wyprostowana jak winna latorośl złożyła pokłon światłości, która pojawiła się w grocie; następnie światłość przybrała postać dzieciątka, które zajaśniało niczym słońce (a właściwie przyćmiewając blask słońca), a niewidzialne istoty wołały „amen”. Oprócz światłości grotę wypełniła też cudowna woń, piękniejsza niż zapachy wszelkich olejków. Nowonarodzony Jezus był nieskalanie czysty, niczym skąpany w rosie Boga najwyższego, lekki, jakby nic nie ważył, i uśmiechnięty.
Tę wersję przypomina (trudno powiedzieć, czy świadomie nawiązuje) widzenie św. Brygidy z XIV wieku. Kiedy mistyczka pielgrzymowała do Ziemi Świętej, ukazała się jej Maria, która zrzuciwszy płaszcz/maforion, a następnie buty, okryta jedynie cienką tuniką, bosa stanęła przed betlejemskim żłobem, niczym Mojżesz przed krzewem ognistym. Przygotowała pieluszki i padła na kolana modląc się z rękami wzniesionymi do nieba. Kiedy tak trwała w modlitwie, zobaczyłam w jej łonie dzieciątko, które natychmiast wydała na świat – opisuje wizję św. Brygida. Od Nowonarodzonego bił tak niewyobrażalny blask, że nawet słońce nie mogło się z nim równać, nie wspominając już o świecy, którą trzymał starzec [Józef], gdyż ziemski błysk świecy jest niczym wobec boskiego światła. Wszystko działo się tak szybko, że nie mogłam zrozumieć, jak do tego doszło. Nagle zobaczyłam dzieciątko – nagie, ale w światłości – leżące na ziemi. Jego ciało było wolne od jakichkolwiek skaz i nieczystości.
Od wymienionych apokryfów odbiega nieco Ewangelia Arabska, będąca prawdopodobnie przekładem wcześniejszego (V w.?) tekstu syryjskiego. Według tego przekazu, Maria (Miriam) nie była małżonką Józefa (Jusufa), lecz jedynie jego narzeczoną, ale towarzyszyła mu w drodze do Betlejem. Jeszcze nim dotarli na miejsce, poczuła, że zbliża się czas rozwiązania; znaleziono więc grotę, w której mogłaby urodzić. Jusuf wyruszył na poszukiwanie położnej i przyprowadził do groty starą kobietę pochodzącą z Jerozolimy, nieuleczalnie chorą. Ta dotknąwszy dzieciątka, została natychmiast uzdrowiona. Wtedy też do groty przybyli pasterze i zastępy niebieskie, chwaląc i wielbiąc Boga.
Autor apokryfu, powołując się na księgę Jusufusa, przywódcy kapłanów, wspomina, że Jezus (Jasu) jeszcze w kołysce zwrócił się do Miriam i wyjawił jej dokładnie, kim jest: Oto ja jestem Jasu, Synem Boga, Słowem, które zrodziłaś, jak ci to zwiastował anioł Gabrajil, a mój Ojciec posłał mnie dla zbawienia świata.
Ormiańska Ewangelia Dzieciństwa z XII w., będąca również przekładem wcześniejszego tekstu syryjskiego, wspomina, że Józef udał się do Betlejem w towarzystwie swojego najmłodszego syna imieniem Ozeasz i oczywiście z ciężarną małżonką Marią. W drodze Maria doznała wizji: ujrzała dwa liczne zastępy istot – zastępy po prawej stronie cieszyły się, zastępy po lewej stronie – smuciły. Jak później wyjaśnił anioł – po prawej stronie Maria ujrzała anioły uradowane narodzinami Zbawiciela, po lewej – oczekujące ostatecznej rozgrywki legiony Szatana. Kiedy dotarli na miejsce, Betlejem okazało się opuszczonym, niemal wymarłym miastem. Jedynym miejscem nadającym się na schronienie była grota, do której pasterze w lecie zapędzali stada; w zimie grota pustoszała.
Apokryf precyzyjnie określa datę Bożego narodzenia; miało to nastąpić 21 dnia miesiąca Tebeth, czyli 6 stycznia. Tego dnia właśnie Józef udał się na poszukiwanie położnej, zostawiwszy Marię pod opieką Ozeasza. Nagle wszystko zamarło, ziemia podniosła się, a niebo obniżyło. Był to moment narodzin Jezusa. Po chwili Józef ujrzał przechodzącą kobietę, położną, którą okazała się sama Ewa, matka wszystkich żyjących. Kiedy wrócili do groty, okrywał ją świetlisty obłok, nad nią unosił się słup ognisty i słychać było anielskie pienia. Józef i Ewa także wielbili Boga. Ewa wzięła Jezusa na ręce, owinęła go w pieluszki i położyła w żłobie, wciąż nie mogąc się nadziwić się temu, co wcześniej widziała. A widziała, że dziecko samo wzięło pierś matki i ssało, potem samo usiadło w żłobie. Po opuszczeniu groty Ewa spotkała Salome. Opowiedziała jej o wszystkim, ale Salome nie uwierzyła; sama musiała przekonać się, że Maria urodziła syna i pozostała dziewicą. Dalszy przekaz jest zgodny z wersją znaną z Protoewangelii Jakuba.
Średniowieczna Ewangelia Gruzińska opisuje wydarzenia w nieco innej kolejności. Wszystkie wymienione dotychczas teksty dopiero po omówieniu bardziej lub mniej szczegółowo narodzin Jezusa podejmowały temat mędrców ze Wschodu.
Tutaj jest inaczej – najpierw tekst rozpisuje się na temat zjawisk astrologicznych, obserwowanych przez indyjskich magów, ich podróży do Jerozolimy i spotkania z królem Herodem, potem dopiero następuje opis cudownego narodzenia. Poprzedza je oczywiście wędrówka Józefa i Marii do Betlejem. W drodze Maria ma prorocze wizje – w pierwszej widzi swojego syna schwytanego przez Żydów, uwięzionego i zabitego, w drugiej – Jego zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Potem Maria poczuła, że zaraz zacznie się poród i kazała Józefowi zatrzymać się. Jedynym miejscem, w którym mogliby odpocząć, była grota.
Jak w większości apokryfów – Józef nie był bezpośrednim świadkiem narodzin Zbawiciela, poszedł bowiem szukać akuszerki. Niestety, nie znalazł nikogo odpowiedniego na tym pustkowiu. Nieopodal groty czuwali natomiast pasterze. O północy ukazał im się anioł i powiedział, że na świat przyszedł Zbawiciel; następnie otworzyło się niebo i zastępy aniołów chwaliły Boga słowami przytaczanej już kilkakrotnie doksologii. Tej samej nocy przybyli do groty także mędrcy ze Wschodu prowadzeni przez gwiazdę. Złożyli pokłon Jezusowi, a każdy z nich inaczej widział dzieciątko: Baltazar ujrzał je siedzące na tronie w otoczeniu sławiących je aniołów, Kacper (Gaspar) jako cierpiącego i zmartwychwstałego Zbawiciela, któremu usługiwali aniołowie, a Melchior (Melkhi) jako sędziego, sądzącego żywych i umarłych. Następnego dnia mędrcy skonfrontowali swoje wizje, a każdy z nich ujrzał to, co poprzednio widział inny; trzeciego dnia historia się powtórzyła (podobne wizje magów opisane są też w Ewangelii Ormiańskiej).
Charakterystycznym rysem Ewangelii Gruzińskiej jest podanie jeszcze dokładniejszej daty przyjścia na świat Syna Bożego, niż uczyniła to Ewangelia Ormiańska. Miało to miejsce w czwartek, 6 stycznia, o północy. W starożytności, zanim w IV w. (336r.) wprowadzono 25 grudnia jako dzień Bożego Narodzenia, święto to obchodzono m.in. właśnie 6 stycznia. Tak zresztą pozostało w niektórych Kościołach przedchalcedońskich (np. w Kościele Ormiańskim/Ormiańskim Kościele Apostolskim).
Wspomniana już Legenda o Józefie cieśli, której oryginał pochodzi zapewne z V-VI w., znana jednak z późniejszych tłumaczeń i odpisów, podaje, że Maria w chwili urodzenia Jezusa miała zaledwie 14 lat. Legenda jest zresztą jednym z bardziej niezwykłych apokryfów, historię Józefa opowiada bowiem sam Jezus. Tekst różni się od wszystkich przytaczanych także stwierdzeniem, iż narodzenie nastąpiło w drodze powrotnej z Betlejem i miało miejsce przy grobie Racheli, żony patriarchy Jakuba.
Okazuje się, że te apokryficzne historie stały się inspiracją nie tylko dla twórców kolęd, ale także – i to o wiele wcześniej – dla ikonografii wschodniej i średniowiecznej ikonografii zachodniej. Interpretacja nasyconych symboliką bizantyjskich wyobrażeń Bożego narodzenia jest łatwiejsza, jeśli weźmie się pod uwagę nie tylko ewangelie kanoniczne, ale właśnie wspomniane wyżej apokryfy. Charakterystyczny dla tzw. Ikony Narodzenia (która swoją normatywną postać otrzymała już w IX w.) jest np. motyw groty pojawiający się we wszystkich tekstach pozakanonicznych. Symbolika tego motywu jest dość przejrzysta – odsyła do skojarzeń ze śmiercią, jest antycypacją grobu, w którym został pochowany Chrystus.
Charakterystyczne jest również przedstawienie postaci i symbolika kolorów. Centralną postacią ikony jest Maria – leżąca lub siedząca (ta ostatnia poza sugeruje poród bez bólu) na purpurowym lub purpurowo-złotym łożu. Purpura i złoto zarezerwowane były dla królów i cesarzy; tu odnoszą się do godności Marii jako Theotokos. Ale odsyłają także do wyobrażeń ognia i światła, które towarzyszyły narodzinom Jezusa i uważane są za symbole Boga Ojca i Ducha Św. Dlatego też cała ikona tchnie teologią trynitarną: w słupie ognistym (ten motyw pojawia np. w Ewangelii Ormiańskiej i Liber de Infantia Salvatoris) Bóg Ojciec towarzyszył Izraelitom w czasie wędrówki przez pustynię, w postaci „języków ognia” wedle Dziejów Apostolskich Duch Św. spoczął na apostołach, a Chrystus jest tu wyeksplikowany jako nowonarodzone dziecko owinięte w białe (symbol boskości) lub zielone (symbol młodości i odrodzenia) pieluszki. Pieluszki przypominają zresztą bandaże, jakimi owijano ciała zmarłych – jest to antycypacja (podobnie jak wcześniej grota) śmierci i pochówku Syna Bożego. Nieco dziwne może się wydawać, że Jezus jest tak nieproporcjonalnie mały w stosunku do Marii i innych przedstawionych osób. W ten sposób zaznaczona jest aluzja do nowotestamentowej przypowieści o ziarnku gorczycy, które gdy zostanie zasiane do ziemi, jest najmniejsze ze wszystkich nasion.
Po lewej najczęściej stronie, nieco wyalienowany, siedzi podparty Józef w żółtej szacie, której kolor symbolizuje wątpliwości, jakie targają starcem. Przy Józefie często pojawia się również diabeł, przebrany za bosego starca odzianego w skóry. Z jednej strony nawiązuje to do wcześniejszych wydarzeń – oporów Józefa, aby uwierzyć w niewinność i czystość ciężarnej małżonki: Być może ktoś przybrał postać anioła Pańskiego i zwiódł ją (Ew PsMt), z drugiej zaś do wizji, jakie miała Maria w drodze do Betlejem, opisanych w Ewangelii Ormiańskiej.
Na ikonie pojawiają się też mędrcy ze Wschodu przynoszący swoje dary: mirrę, oznaczającą przyszłe cierpienie, kadzidło, wskazujące na boskość Jezusa i złoto, odnoszące się do jego królewskiej godności. Choć większość przekazów głosi, że ich wizyta nastąpiła nieco później, a nie w samą noc Bożego narodzenia, to jednak Ewangelia Gruzińska zdaje się potwierdzać tę synchronię. Jednak na ikonach czas, podobnie jak przestrzeń, traktowany jest symbolicznie, zwłaszcza czas boski/święty. Zatem całego wizerunku nie można interpretować ani w kategoriach diachronii, ani w kategoriach synchronii, ale jako ponadczasowość (i ponadprzestrzenność).
Kolejnym motywem pojawiającym się na ikonach jest apokryficzny motyw kąpieli dzieciątka. Przygotowują ją położne – Salome i Zachel – używając do tego misy w kształcie kielicha, który symbolizuje zarówno przyszłe cierpienie Zbawiciela jak i ustanowienie eucharystii.
Swoją symbolikę mają także zwierzęta: wół i osioł, które wychylają się z groty. Jak wspomniano, ich obecność przy narodzeniu wywodzi się z proroctwa Izajasza, ale wół często odczytywany jest jako symbol Żydów, a osioł, uznawany za zwierzę nieczyste, jako symbol pogan, oba więc wskazują na uniwersalność zbawienia przyniesionego przez Chrystusa. Uniwersalistyczną wymowę podkreśla także umieszczenie obok siebie postaci żydowskich pasterzy i cudzoziemskich mędrców.
Jeszcze do XIII/XIV w. zachodnie wyobrażenia Bożego narodzenia nie różniły się w zasadniczych szczegółach od ikon bizantyjskich. Z czasem zaczęto podejmować pojedyncze motywy, odchodząc od coraz mniej rozumianej ponadczasowości wizerunków wschodnich.
Wielki wpływ na ikonografię zachodnią, oprócz apokryfów i pogłębiających się różnic teologicznych pomiędzy Wschodem a Zachodem, wywierały widzenia mistyczne – takie jak wspomniana już wizja Brygidy Szwedzkiej, lub medytacje – zwłaszcza Medytacje nad życiem Jezusa Chrystusa (Meditationes vitae Christi) Johannesa de Caulibus (dzieło bardzo długo przypisywane św. Bonawenturze, stąd też jego autor określany jest też mianem Pseudo-Bonawentury).
Podstawową różnicą jest przeniesienie sceny narodzenia z groty do domu lub szopy; wspomnieniem po apokryficznej grocie pozostaje niekiedy jedynie górzysty krajobraz. Przedstawienie takie wywodzi się właśnie z Medytacji nad życiem Chrystusa. Wedle Pseudo-Bonawentury Maria o północy wyszła z szopy/stajenki, w której zatrzymała się wraz z Józefem, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie. Klęknęła przy kolumnie/słupie i pogrążyła w modlitwie. Zaraz za nią pospieszył Józef z wiązką siana, którą rzucił małżonce do stóp. Potem oddalił się, a wtedy w cudowny sposób, nie sprawiając bólu matce, przyszedł na świat Jezus. Maria więc mogła natychmiast nakarmić Syna i ułożyć w żłobie.
Ów bezbolesny poród jest tu oczywiście aluzją bądź reminiscencją tekstów apokryficznych. Pojawia się nowy motyw – przedstawienie dzieciątka, ułożonego na snopku siana, na ziemi i klęczącej, adorującej Jezusa Marii. Zachód odstąpił więc od przestawiania leżącej Theotokos, gdyż taka pozycja mogłaby sugerować bóle porodowe.
Do adoracji (zazwyczaj z drugiej strony snopka lub żłobu) dołącza Józef (wciąż jeszcze przedstawiany jako starzec) oraz zwierzęta – owe kolędowe „klękające bydlęta”. Wół i osioł, choć straciły wiele ze swojej pierwotnej symboliki, wciąż jednak są w tym kontekście przypomnieniem proroctwa Izajasza, a nawet zyskały nowe zadanie: ogrzanie nowonarodzonego Jezusa swoimi ciepłymi oddechami.
Motyw szybkich, bezbolesnych i czystych (zarówno w sensie duchowym jak i fizycznym) narodzin Jezusa w trakcie modlitwy Marii, a potem adoracja dzieciątka przez matkę pojawia się także w wizji św. Brygidy. A niewiele wcześniej przedstawiano jeszcze sceny kąpieli Jezusa (np. na trzynastowiecznych płaskorzeźbach na kazalnicach baptysterium w katedrze w Sienie lub na fasadzie katedry w Orvieto). Prawdopodobnie jednak już wtedy kąpiel ta ma wyłącznie symboliczne znaczenie – odwołuje się do tradycji chrzcielnej i do wspomnianych już motywów kielicha cierpienia i ustanowienia eucharystii. Podobnie bowiem jak w ikonografii bizantyjskiej, również w przedstawieniach zachodnich misa ma kształt kielicha.
Warto zauważyć, że wśród zachodnich wizerunków Bożego Narodzenia nie ma takiego, które przedstawiałoby scenę z Ewangelii Ormiańskiej, a mianowicie wizytę pramatki Ewy w grocie. Być może przyczyna tkwi w „nienawiści”, jaką średniowieczny Zachód żywił dla Ewy – przez nią bowiem ród ludzki obciążony jest grzechem. Choć Ewangelia Ormiańska zdaje się rehabilitować Ewę, malarze i rzeźbiarze nie podejmują tego motywu. Raczej przeciwstawia się dwie postacie kobiet, które przyczyniły się do zwrotu losów ludzkości. Pierwsza, Ewa, jest tą, która ludziom „zamknęła bramy niebios”, druga, Maria – jest tą, która to niebo otwiera (tak głoszą słowa na filakteriach, widniejących na obrazie Giovanniego da Modena z ok. 1420 r. w kościele San Petronino w Bolonii, przedstawiającym… ukrzyżowanie: po jednej stronie krzyża stoi Ewa, po drugiej Maria).
Sobór Trydencki zakończył na Zachodzie okres sięgania do motywów apokryficznych i umieszczania ich na obrazach czy rzeźbach. Zapewne zubożyło to sztukę. Wciąż jednak odwoływano się (do dziś się zresztą odwołuje) do pism mistycznych i utworów dewocyjnych, w tym także kolęd, w których w różnej postaci przetrwały elementy pozakanoniczne.