Błogosławieni eunuchowie
Co zdarzyło się w Sodomie?
Wedle egzegetów MCC zniszczenie Sodomy i Gomory (Rdz 19,1-25) nie miało nic wspólnego z homoseksualizmem ich mieszkańców, a niegdysiejsze nazywanie homoseksualizmu sodomią, było dla LGBT krzywdzące. Autor biblijny powiada, że do Boga dotarł „wielki krzyk przeciw Sodomie i Gomorze, że grzech ich jest bardzo ciężki” (Rdz 18,20), ale nie precyzuje, o jaki grzech chodzi. Czyni to dopiero Ezechiel (16,49-50): Oto winą Sodomy, twojej siostry, było to: wbiła się w pychę, miała dostatek chleba i beztroski spokój wraz ze swoimi córkami, ale nie wspomagała ubogiego i biednego. Były wyniosłe i popełniały obrzydliwości przed obliczem moim, dlatego je usunąłem. Don Eastman (Homosexuality: Not a Sin, Not a Sickness) tłumaczy, że termin „obrzydliwość” wcale nie łączy się z seksem, a jeśli już to z prostytucją sakralną. Podstawowe znaczenie odnosi się do idolatrii, „służenia obcym bogom”, pociągającej za sobą niewierność, nieczystość i niesprawiedliwość. Metoda stosowana przez Eastmana przypomina szczególny typ peszeru – antologie/testimonia tekstów biblijnych uporządkowanych tematycznie i komentowanych zgodnie z przyjętymi a priori założeniami. Jednak przy zestawianiu cytatów wyjaśniających zupełnie pomija się ich pierwotny kontekst, czas powstania, funkcje pragmatyczne. Naczelną ideą jest zebranie takich cytatów, które udowodnią tezę komentatora – którą tutaj jest przekonanie odbiorców, że występki mieszkańców Sodomy i Gomory dotyczyły przede wszystkim sfery kultycznej, a nie obyczajowej.
Widząc zatem te występki, Bóg posyła do Sodomy dwóch aniołów, którzy przyjmują gościnę w domu Lota. Dowiadują się o tym mieszkańcy miasta i przychodzą nocą pod dom Lota, żądając od niego wyprowadzenia gości, aby mogli ich „poznać”. „Poznać w sensie biblijnym” jest już przysłowiowe i nie ma wątpliwości, że dotyczy współżycia seksualnego. Bojowość sodomitów, którzy otaczają dom Lota i próbują wyłamać drzwi, oraz ich stanowcze żądania i pogróżki mają świadczyć o tym, że chodzi tu o popełnienie gwałtu, pokazanie, „kto tu rządzi” i do kogo należy władza w mieście. Prawo gościnności obliguje gospodarza do zapewnienia przybyszom ochrony, dlatego Lot gotowy jest poświęcić swoje córki, wydając je napastnikom. Teologowie MCC zadają tu zwykle retoryczne pytania: czy o zagładzie miasta mógł przesądzić ten jeden homoseksualny incydent? Czy chodziło raczej o karę za złamanie prawa gościnności i chęć dokonania gwałtu? Czy to możliwe, żeby wszyscy mieszkańcy Sodomy wykazywali skłonności homoseksualne? Jeśli tak, to jak tłumaczyć propozycję Lota, który gotów jest wydać im swoje córki? Wreszcie – czy kara Boża w ogóle dotyczy postępowania ludzi w sferze seksualnej? Jeśli tak, to dlaczego objęła tylko homoseksualistów, a oszczędzony został Lot, z którym później jego córki popełniły kazirodztwo? A zatem w interpretacji MCC historia zniszczenia Sodomy i Gomory jest historią o karze za próbę gwałtu i niegościnność, a z dalszej perspektywy także za wcześniejsze bałwochwalstwo, pychę i niesprawiedliwe traktowanie ubogich.
„Nowe spojrzenie” na „obrzydliwość”
Równie tendencyjna jest interpretacja zakazu z Kodeksu Świętości: Nie będziesz cieleśnie obcował z mężczyzną jak z kobietą; jest to obrzydliwością. Mężczyzna, który cieleśnie obcuje z mężczyzną jak z kobietą, popełnia obrzydliwość; obaj powinni być ukarani śmiercią (Kpł 18,22; 20,13). M. West (The Bible and Homosexuality) i D. Eastman (Homosexuality: Not a Sin, Not a Sickness) zgodnie twierdzą, że również tutaj chodzi o gwałt i demonstrację dominacji oraz o męską prostytucję sakralną, o czym ma świadczyć użycie terminu „obrzydliwość” o wspomnianych wyżej kultycznych konotacjach. Wielebna West przekonuje, że zakaz nie dotyczy miłości homoseksualnej, czyli stosunków partnerskich pomiędzy kochającymi sie partnerami tej samej płci, dotyczy tylko stosunków opartych na dominacji jednego z partnerów i poniżaniu drugiego. Wielebny Eastman rozwija wątki kultyczne. Zakaz ten, rozumiany oczywiście w kontekście idolatrii i prostytucji świątynnej, miałby dotyczyć wyłącznie kapłanów izraelskich. Miałby też akcentować odmienność religii izraelskiej od religii krajów ościennych nie tylko w sferze stricte teologicznej, ale też w najbardziej widocznej – obrzędowej. Wyznawcy politeistycznych religii kanaańskich oddawali się bowiem nierządowi sakralnemu (Pwt 23,18), Izrael zaś zobowiązany był do zachowania wierności Bogu i do czystości. Zresztą – i jest to bardzo mocno podkreślane – chrześcijanie nie muszą stosować się do wszystkich praw i rytów starotestamentowych. One według Ga 3,22-25 nie obowiązują już w Nowym Przymierzu i nie prowadzą do osiągnięcia świętości.
Nowe Przymierze opiera się na zbawczym dziele Chrystusa, który, jak wiadomo, prawie w ogóle się o homoseksualizmie nie wypowiadał.
O homoseksualistach wypowiadał się za to apostoł Paweł i to w ostrych słowach – tak się przynajmniej powszechnie sądzi, ale teologowie MCC oponują wobec takiego rozumienia tekstów Pawłowych, tłumacząc, kim są w istocie wymienieni w 1 Kor 6,9 (i w 1 Tm 1,9-11) „mężołożnicy” i na czym polega wspomniane w Rz 1,26-27 karygodne obcowanie mężczyzn z mężczyznami. Znów proponują spojrzenie na tekst w kontekście kultury hellenistycznej i drobiazgowo analizują greckie terminy arsenokoitai oraz malakoi, tłumaczone zwykle jako homoseksualiści/mężołożnicy/sodomici. Pierwszy składa się z dwu słów: arsen – męski, samczy i koite – łoże, legowisko. Złożenie, którego próżno szukać w innych greckich tekstach z przełomu er, interpretowane jest przez biblistów MCC jako wyraz oznaczający męską prostytucję, tym bardziej, że Paweł w liście do Koryntian i w Liście do Rzymian odnosi się do świata pogańskiego, w którym męska prostytucja była rozpowszechniona. Malakoi z kolei to przymiotnik używany na określenie czegoś miękkiego. Może dotyczyć rzeczy materialnych, np. ubrania, ale równie dobrze może odnosić się do postępowania i wtedy oznacza kogoś niezdyscyplinowanego, pozbawionego hamulców moralnych. Słowa tego jednak nie używano w kontekście seksu, więc Paweł również nie nadaje mu seksualnego znaczenia, pozostając przy znaczeniu etycznym.
Jak wspomniano, MCC podkreśla mocno, że w świecie hellenistycznym akt seksualny wiązano z dominacją, przemocą, poniżaniem jednego z uczestników – bo trudno mówić tu o partnerstwie. Dominacja była widoczna zwłaszcza w preferowanych długo w Grecji związkach starszych mężczyzn z bardzo młodymi chłopcami, 12-13-latkami, co dziś postrzega się jako pedofilię. Taką nierówność w relacjach między partnerami miał na myśli Paweł, gdy krytykował mężczyzn obcujących z mężczyznami, a nie same homoseksualne zachowania. Eastman, który jak się okazuje, niemal wszędzie szuka uzasadnienia kultycznego dla biblijnych wypowiedzi antyhomoseksualnych, tutaj również dopatruje się odniesień do idolatrii i związanej z nią męskiej prostytucji. Poprzez odwołanie się do powszechnych w świecie rzymskim zjawisk, a takim były praktyki homoseksualne, i do nadużyć jakie z nich wypływały, apostoł miałby wskazywać na różnice pomiędzy trwaniem w grzechu a usprawiedliwieniem przez łaskę w Chrystusie (Rz 3,23). Podobnej retoryki używa w stosunku do Żydów, wytyka niewierność Izraela, by stwierdzić wreszcie, że „wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (Rz 3,23).
Dyskusje wśród biblistów dotyczyły też zwrotu para physin. Eastman autorytatywnie stwierdza, że choć zwrot ten oznacza coś nienaturalnego, to równocześnie może odnosić się do czegoś zgodnego z własną naturą. Sięga przy tym po argument z najwyższej półki – powołuje się na działanie Boga, które z jednej strony jest nadnaturalne/nienaturalne, z drugiej jednak jak najbardziej zgodne z Bożą naturą. A zatem w Rz 1,26 oraz 11,24, gdzie występuje fraza para physin, chodzi o postępowanie LGBT, które choć wydaje się nienaturalne dla większości heteroseksualnej, to jest zgodne z naturą LGBT.
Konsekwencją zaprezentowanego „nowego spojrzenia” na Biblię jest wykreślenie przez MCC homoseksualizmu z rejestru grzechów. Skoro, jak stara sie udowodnić Eastman, Biblia nie potępia miłości homoseksualnej, to geje i lesbijki (oraz inni identyfikujący się ze społecznością queer) powinni być akceptowani wraz ze swoją orientacją w każdym Kościele chrześcijańskim. Tragiczne – pisze w Homosexuality: Not a Sin, Not a Sickness – że Kościoły chrześcijańskie wykluczają i potępiają homoseksualistów. Wszyscy ludzie zostali stworzeni tak, że potrzebują osobistych relacji, miłości w rodzinie, wśród przyjaciół, wreszcie miłości fizycznej. Ale uważa się, że wśród gejów i lesbijek te relacje są zaburzone (od relacji w rodzinnym domu po relacje z partnerem seksualnym). Tymczasem Jezus powołuje nas, abyśmy znaleźli ostateczny cel życia w osobistej relacji ze Stwórcą. Postuluje nawet uświęcenie stosunków homoseksualnych. Szybko postulat ten podchwycili radykalni działacze MCC, dążący do stworzenia alternatywnego wobec chrześcijaństwa tradycyjnego, a nawet otwartego (jak ONA) chrześcijaństwa queer, skoncentrowanego na cielesności i seksualności, odrzucającego ograniczenia związane z płciowością, koniecznością zachowania wierności i odpowiedzialnością za partnera i związek (T. Terlikowski, Tęczowe chrześcijaństwo, Warszawa 2004). Oficjalnie MCC nie jest aż tak radykalny, choć pewne ekstremalne elementy można dostrzec w propagowanej przez Kościół „teologii ujawnienia”.
Ujawnienie
Ujawnienie swojej orientacji seksualnej jest uważane przez teologów MCC za jeden z najważniejszych, jeśli nie najważniejszy element budowania tożsamości wspólnoty wierzących LGBT. Chris Glaser, autor pracy Ujawnienie jako sakrament (Coming out as Sacrament), twierdzi, że w ten sposób indywidualna historia zostaje wpisana w ogólną historię, kulturę i duchowość queer. Mniej więcej do lat 60 XX w. ujawnianie własnych preferencji seksualnych odbywało się najczęściej przez przypadek, nie była to świadoma inicjatywa, a już na pewno nie miała ona nic wspólnego z przeżyciem religijnym. Od lat 60 LGBT zaczęli nabierać świadomości życia/pozostawania w ukryciu i znaczenia ujawnienia się dla kształtowania i rozwoju własnej duchowości.
Ujawnienie się jest niewątpliwie przełomowym momentem w życiu LGBT, jedną z tych szczególnych chwil, kiedy – jak pisze Glaser – przelotnie pojmujemy, że uczestniczymy w czymś wielkim, przelotnie doświadczamy naszej własnej, boskiej natury, czyli prawdziwego Bożego obrazu, który w nas jest. Odkrycie w sobie obrazu Boga prowadzi do nowej jakości życia bez potrzeby ukrywania się, strachu, obaw, bez opracowywania strategii dostosowania się i technik przeżycia w heteroseksualnym społeczeństwie ogarniętym różnymi uprzedzeniami. Oznacza to porzucenie dotychczasowego fałszywego obrazu własnej osoby i rozpoczęcie procesu budowania nowej, niezafałszowanej tożsamości, zaplanowanej i przeznaczonej przez Boga.
Ponieważ nie jesteśmy dostatecznie przygotowani na Bożą obecność, jest ona tak często przed nami ukrywana (…) Poznanie Boga może być wyzwaniem. Będzie ono dla nas osiągalne, gdy tylko będziemy na nie gotowi (…) Życie w ukryciu należy potraktować jako przygotowanie, czynione tu i teraz, do tego, aby zareagować na kairotyczne momenty [momenty przełomowe, decydujące], kiedy nastanie dla nas najlepszy czas, aby się otworzyć na siebie i na świat. Ujawnienie bowiem – przekonuje pani Heyward – ma głęboki wpływ na ujawniającego się; pozwala na odpowiedzialność i uczciwość wobec własnej tożsamości seksualnej i przynosi dobre relacje ze światem.
W związku z ujawnieniem się pojawia się jednak problem, który szeroko opisuje Christian de la Huerta. Od wieków homoseksualiści pełnili w społeczeństwie szczególne role: byli artystami, szamanami, uzdrowicielami, wizjonerami, kapłanami. Uważano ich – jako tych, którzy mają udział w świecie ziemskim i w świecie boskim, w rzeczywistości wyższej – za predestynowanych do duchowego przywództwa. Sytuacja uległa zmianie, gdy religia, zwłaszcza chrześcijańska, zaczęła oddzielać sferę duchowości od sfery seksualności, gloryfikować tę pierwszą i degradować tę drugą. LGBT mogli pełnić swoje „naturalne” przywódcze role tylko wtedy, gdy ukrywali swoją orientację seksualną. Ujawnienie się stawiało ich w trudnej sytuacji: z jednej strony nadal czuli się wybrani do duchowego przewodzenia innym, z drugiej byli automatycznie wykluczani ze społeczności i instytucji religijnej i skazywani na zamknięcie się i ewentualną duchową aktywność wyłącznie w środowiskach LGBT. Izolacja oraz pozostawienie wierzących homoseksualistów bez duchowej pomocy powodowało coraz większe rozdarcie i dylematy innych LGBT, czy rzeczywiście warto ryzykować utratę miejsca w społeczności wierzących przez ujawnienie swoich preferencji seksualnych?
Z drugiej strony reakcją środowisk LGBT na odrzucenie ich przez społeczności religijne było odwrócenie się od religii i zaniedbanie sfery duchowej poprzez koncentrację na seksualności. Ujawnienie się więc w tym środowisku i w tej atmosferze jako osoba wierząca również wywoływało co najmniej konsternację i nieufność. Dlatego obecnie wierzący LGBT związani z MCC tak mocno podkreślają, że ich orientacja seksualna jest zaplanowana przez Boga, a oni sami przeznaczeni do tego, by – jak dawniej – odgrywać szczególną rolę w społecznościach religijnych. Aby uchronić się przed dylematem: ujawnić się czy nie, Glaser proponuje nawet, aby Biblię odczytywać przez pryzmat ujawniania się. W ten sposób można uzyskać biblijne potwierdzenie wybrania LGBT przez Boga i związanej z wybraniem konieczności ujawnienia się, które staje się prymarną wartością duchową, warunkiem uzyskania nowej tożsamości.
Za jedną z najbardziej budujących biblijnych historii ujawniania się teologowie MCC uważają historię wyjścia Izraelitów z Egiptu. Ma ona ukazywać, jak żyjące dotąd w izolacji od Egipcjan i jednocześnie w oddaleniu od siebie grupki Hebrajczyków jednoczą się, ryzykują zawierzenie Bogu, o którym niewiele wiedzą, i porzucają dotychczasowe życie w Egipcie, gdzie byli niewolnikami. Kluczowe znaczenie ma tu zawierzenie Bogu i zaryzykowanie nieznanej przyszłości. To pozwoliło im przemienić się na pustyni w prawdziwy lud Boży, z którym Bóg zawarł przymierze. Przemiana jednak nie nastąpiła nagle: nie od razu po przekroczeniu Morza Czerwonego Hebrajczycy stali się wiernym Bogu narodem. Zanim się to stało, wiele razy upadali, wiele razy chcieli wracać do Egiptu, do życia, które znali.
Całą tę historię można odczytać jako kształtowanie się nowej tożsamości Hebrajczyków. Wyjście z Egiptu oznacza porzucenie dotychczasowego życia i dotychczasowej niewolniczej tożsamości. Wędrówka przez pustynię to budowanie nowych relacji z Bogiem, który ich wezwał do opuszczenia kraju niewoli, to jednocześnie czas kształtowania nowej tożsamości w nieznanych dotąd, budzących niekiedy strach i/lub bunt okolicznościach. Mona West podkreśla, że równie ważne jak sama historia wyjścia jest jej późniejsze przekazywanie następnym pokoleniom. Dzięki temu duchowe przeżycia Hebrajczyków z czasów Mojżesza stają się udziałem współczesnych Izraelitów.
Nietrudno to teraz przenieść na sytuację wierzących LGBT: Bóg wybiera ich i powołuje, aby zyskali nową tożsamość. Kiedy odpowiadają Bogu „tak”, decydują się na porzucenie dotychczasowego życia w ukryciu i ryzykują nieznaną przyszłość. Strach przed nieznanym – tutaj przed nową nieznaną tożsamością – jest wliczony w to ryzyko. Ujawnienie się jest jednak warunkiem przemienienia z niewolników fałszywej tożsamości w wierny lud Boży, wybrany, aby innych prowadzić ku jedynemu prawdziwemu Bogu.
Duchowość i cielesność
Jak wspomniano, radykalni teologowie MCC głoszący teologię ujawnienia podkreślają, że tradycyjne chrześcijaństwo wykopało przepaść między duchowością a seksualnością czy cielesnością w ogóle. O ile kiedyś miała istnieć równowaga pomiędzy tymi dwiema sferami, o tyle w tradycyjnym chrześcijaństwie została ona zaburzona przez demonizację cielesności. W 1992 r. w Ohio powstała Wspólnota Ciała i Ducha (Flesh and Spirit Community), która zainicjowała poszukiwania jedności pomiędzy cielesnością/ seksualnością/erotyzmem a duchowością. Ciało musi stać się miejscem uświęcenia dla każdego z nas – mówi Penny Nixon w jednym z kazań – O ile nie zmienimy naszego spojrzenia na ciało i rolę, jaką ono odgrywa, nie zapobiegniemy zniszczeniu ogarniającemu nasz świat. Religia nie była łaskawa dla ciała. (…) Niektórzy fundamentaliści wstydzili sie nawet wypowiedzieć słowo „ciało”. Wielebna Nixon stara się udowodnić, że Bóg ukrywa się również w cielesności, czego dowodem jest sam akt inkarnacji; powołuje się przy tym m.in. na obraz sądu ostatecznego, kiedy Jezus przypomina akty zaspokajania potrzeb cielesnych – głodu, pragnienia, okrycia nagiego ciała – i na tej podstawie oddziela wybranych od potępionych. Dziwi ją to, że chrześcijaństwo zabraniało celebracji, uświęcenia cielesności i uważa, że należy temu zaradzić.
Jednak w apoteozie cielesności posuwa się często zbyt daleko. Odchodzi nie tylko od tradycyjnego chrześcijaństwa, ale od chrześcijaństwa w ogóle, zwłaszcza gdy używa języka inkluzywnego, który sprawia, że jej wypowiedzi są dwuznaczne: Bóg, Bogini (sic!), Duch obecni są w erotyce – tam uświęca się ciało, tam na różne sposoby doświadcza się miłości. (…) Seksualność i duchowość pochodzą z tego samego źródła i obie są równie uświęcające oraz godne uświęcenia. Tylko wtedy, gdy zaakceptujemy własną cielesność, będziemy mogli zaakceptować cielesność innych i w cielesności odnaleźć świętość(…). Dopiero wtedy możemy dawać nadzieję, że Duch wyznaczył nas [LGBT], abyśmy przynieśli światu wyzwolenie.
Z czasem wyznawcy idei jedności seksualności i duchowości jeszcze bardziej oddalali się od chrześcijaństwa, tworząc synkretyczną światopoglądowo wspólnotę, w której tak samo istotne są elementy tradycji buddyjskiej, taoizmu, religii afrykańskich, misteryjnych religii neopogańskich, judaizmu, sufizmu, feminizmu oraz medycyny alternatywnej i różnych terapii orientalnych. Naczelną zasadą organizacji jest wspólna celebracja homoerotyzmu, która przybiera najczęściej postać ekstatyczną, a wszystko to pod sztandarem powrotu do jedności ciała i ducha.
Nic dziwnego, że te najbardziej radykalne odłamy MCC zniechęcają i do Kościoła, i do jego bardziej umiarkowanych idei inne wspólnoty chrześcijańskie. Niejednokrotnie MCC postrzegany jest właśnie przez pryzmat grup takich jak Flesh and Spirit (ciekawe, że np. do Polski docierają głównie takie informacje na temat teologii queer, które z samą teologią niewiele mają wspólnego, a dotyczą obyczajowości). Jest to jedną z przyczyn antagonizowania się i radykalizowania postaw innych chrześcijan wobec LGBT.
Postawy wobec LGBT
Najczęściej mówi się o dwóch postawach wobec LGBT; jedną reprezentują środowiska fundamentalne, które nakazują nawet wykluczyć homoseksualistów ze społeczeństwa, drugą reprezentują środowiska skrajnie liberalne, które w pewnym sensie promują homoseksualizm. Między nimi jest jednak jeszcze kilka innych, mniej radykalnych i mniej liberalnych stanowisk. James B. Nelson, wykładowca etyki chrześcijańskiej w United Theological Seminary of the Twin Cites w New Brighton, wyróżnił cztery postawy wobec homoseksualistów funkcjonujące we współczesnych społeczeństwach i we wspólnotach chrześcijańskich:
- odrzucenie domagające się kary – oznaczające nie tylko alienację homoseksualistów w społeczeństwie, ale wręcz represje nawet za prywatne praktyki seksualne osób dorosłych;
- odrzucenie bez domagania się kary – oznaczające potępienie praktyk homoseksualnych, ale bez wprowadzania represji wobec gejów i lesbijek;
- częściowa akceptacja – oznaczająca tolerancję wobec homoseksualistów, którzy żyją w stałych związkach z partnerem tej samej płci;
- pełna akceptacja – oznaczająca zrównanie praw związków hetero- i homoseksualnych.
Wydawałoby się, że Kościoły chrześcijańskie, kierujące się przede wszystkim miłością bliźniego, nie powinny mieć problemu z wyborem postawy wobec homoseksualistów. Można przypuszczać, że większość odrzuci dwa skrajne stanowiska i przyjmie postawę drugą bądź trzecią. Tymczasem rozgłos zyskują właśnie stanowiska skrajne, głos chrześcijan umiarkowanych prawie w ogóle nie jest słyszany.
Stosunek do LGBT często staje się powodem rozłamów lub przynajmniej bardzo poważnych kryzysów w Kościołach. W 1976 r. od Kościoła adwentystów w USA odłączyło się afirmujące homoseksualizm Międzynarodowe Braterstwo Adwentystów Dnia Siódmego, w Zjednoczonym Kościele Metodystycznym w USA w latach osiemdziesiątych XX w. zaczęła działać organizacja o nazwie Sieć Służby Pojednania (Reconcaling Ministries Network) propagująca metodyzm otwarty na i dla środowisk homoseksualnych; nawet wśród konserwatywnych baptystów pojawiły się wspólnoty w rodzaju W&A (Welcoming and Affirming Baptists), zrzeszające te społeczności, które nie tylko akceptują wszelkie preferencje seksualne swoich członków, ale też ordynują jawnych homoseksualistów na duchownych i zabiegają o możliwość zawierania małżeństw przez LGBT.
Godność czy Odwaga?
Nawet w łonie Kościoła rzymskokatoliskiego działały do niedawna dwa rodzaje wspólnot podejmujących problem wierzących homoseksualistów: Godność (Dignity) i podobne jej Duszpasterstwo Nowych Dróg (New Ways Ministry) oraz Odwaga (Courage). Oficjalnie Katechizm Kościoła Katolickiego (par. 2357-2359) zaleca szanowanie homoseksualisty jako człowieka, potępiając jednocześnie czynny homoseksualizm jako grzech, czyli postępować zgodnie z ogólną zasadą kochać grzesznika, ale nienawidzić grzechu. W praktyce okazuje się to trudne do wykonania. Pojawiało się coraz więcej głosów „zezwalających” homoseksualistom na trwanie w związku z jednym partnerem, wychodzono bowiem z założenia, że związki takie mogą nam się nie podobać, ale dają pewne szanse na wierność i świadczenie miłości. Zmiana jest bardziej możliwa w atmosferze miłości niż potępienia (J. Petry Mroczkowska, Amerykanie wobec homoseksualizmu). O ile grupy typu Dignity stoją na stanowisku, że homoseksualizm jest naturalną dyspozycją człowieka, którą należy zaakceptować, o tyle grupy typu Courage (w tym polska działająca w Lublinie społeczność Odwaga) uważają, że homoseksualizm można „leczyć i wyleczyć”, ponieważ „z Bożą pomocą wszystko jest możliwe”. Trudno się dziwić, że Watykan już w 1986 r. orzekł niezgodność idei głoszonych przez Dignity z ortodoksyjną nauką katolicką, choć były to poglądy popierane przez wielu biskupów, zwłaszcza w USA.
Sparowani
Stosunek do homoseksualizmu duchownych wywołał wielki, wciąż niezażegnany, kryzys w Kościele anglikańskim. W 2003 r. na duchownego Kościoła episkopalnego w USA wyświęcony został czynny homoseksualista Gene Robinson. Przeciwnicy ordynacji homoseksualistów i wynoszenia ich na eksponowane stanowiska kościelne podpisali dokument Głosząc naszą anglikańską tożsamość. Argumenty przeciw Kościołowi episkopalnemu w USA (Claiming our Anglican Identity. The Case Against the Episcopal Church, USA). Kiedy wydawało się, że kryzys został zażegnany, biskup Robinson ogłosił, że planuje oficjalnie poślubić swojego wieloletniego partnera. Możliwości takie daje mu prawo stanu New Hampshire, które od przyszłego (2008) roku będzie legalizowało związki jednopłciowe. Oprócz kolejnej fali oburzenia plany Robinsona odnowiły dyskusję na temat różnic i równości małżeństw heteroseksualnych i związków homoseksualnych, a tym samym o możliwości bądź niemożliwości udzielania ślubu kościelnego parom LGBT.
Jak dotąd, pomijając stanowiska ekstremalne, rezultaty dysputy były niekorzystne dla związków jednopłciowych, nawet wśród społeczności chrześcijańskich otwartych dla i na środowiska LGBT. Wiele Kościołów bowiem, choć angażuje się w walkę o prawa człowieka, w tym prawa homoseksualistów, to jednak sprzeciwia się takiemu samemu religijnemu usankcjonowaniu małżeństw heteroseksualnych i związków jednopłciowych. Stąd odmienne ryty zawierania małżeństwa przez kobietę i mężczyznę oraz przez dwie kobiety, czy dwóch mężczyzn nawet w tych społecznościach, które aprobują związki homoseksualne.
Skandale, jakie towarzyszyły „chrystianizacji” homoseksualizmu (a potem również jego „dechrystianizacji”), pozwoliły zwrócić uwagę opinii społecznej na rzecz bardzo istotną, która umykała zwłaszcza przy globalnym potępieniu homoseksualizmu i utożsamieniu go z działaniami gejowskimi. Pomijano mianowicie niemal zupełnie fakt, że wśród LGBT mogą być ludzie głęboko wierzący, a konfrontacja ich religijności ze skłonnościami homoseksualnymi prowadzi do dramatu sumienia i wielkiego cierpienia. Źródłem cierpienia może być zarówno potępiająca reakcja środowisk kościelnych, jak i brak akceptacji dla własnej orientacji seksualnej.
I choć jakieś jedno ogólnochrześcijańskie stanowisko wobec homoseksualizmu nie zostało wypracowane, właściwie trudno mieć nawet nadzieję, że kiedykolwiek takie będzie, to jednak wszystkim wyznawcom Chrystusa powinna towarzyszyć idea streszczona przez Cezarego Gawrysia: Ewangelia ukazuje miłosiernego Boga, wszechmocnego w miłości,który stoi zawsze po stronie człowieka, szanując jego wolność – człowieka grzesznego, buntującego się, błądzącego, zagubionego, cierpiacego. (…) Chrześcijanie – będacy jak wszyscy ludzie uwikłani w trudne problemy społeczne i spory ideologiczne swojego czasu – nie mogą zapominać o tym, że przede wszystkim mają wiernie trzymać się Ewangelii i naśladować Mistrza i Pana (C. Gawryś, Nie zatrzaskujmy drzwi, Więź 3/2006).