Wspomnienia turysty zorganizowanego
Wybraliśmy się na wycieczkę do Chorwacji i Słowenii. Pragnę podzielić się z wami zdobytym doświadczeniem.
Była to wycieczka zorganizowana. Już na początku zaznaczam, że tu trzeba mieć dobre nogi. Jeśli nie, to biada takiemu człowiekowi, gdyby chciał wrócić żywym do domu.
Po lądowaniu, przy pierwszej próbie kupna czegoś stwierdziłem, że mam w portfelu cztery waluty. Naszą, chorwackie kuny, tolary i to euro, które rządzi Europą.
Kuny to trochę dziwny pieniądz. Chorwaci kochają to zwierzę, ale nazwa jest trochę staromodna. Jak by to wyglądało, gdyby zamiast złotówki w Polsce wprowadzono niedźwiedzie? Bo takie kiedyś tu były. Za kilka niedźwiedzi można by było kupić jedno piwo. Śmieszne, nie?
Wycieczka zorganizowana przebiegała dawniej pod znakiem T&T – czyli toalety i telefonu. Obecnie prawie wszyscy mają telefon komórkowy i zostaje to pierwsze „T” . Teraz nazywa się tę czynność coffee in, coffee out, czyli latanie po toaletach.
Tak więc zwiedziliśmy ogromną ilość tych niezbędnych instytucji, płacąc za to dobrze. Ale przy tej czynności pomogliśmy w rozbudowie zwiedzanych krajów. Pamiętam, jak pewien człowiek, który miał kłopoty z prostatą, żalił się w ubikacji: – Za 2 kuny wyszło mi tylko kilka kropel…
Pierwszym obiektem, który zwiedzaliśmy w Zagrzebiu po lądowaniu, był cmentarz. Nie jest to zbyt budujące jak na początek, podobno ciekawej, wycieczki.
Po zwiedzeniu Zagrzebia pojechaliśmy do Słowenii.
Słowenia to piękny kraj. Już jest w UE. Na szosach nie ma ani jednej dziury – dziwne to, ale prawda. Drogi w Słowenii są bardzo kręte, więc ci, którzy łatwo dostają zawrotu głowy, niech wybierają inny kraj do zwiedzania. Koło tak znanego jeziora Bled przelecieliśmy ekspresem, choć inni w tej miejscowości siedzą przez kilka dni. Ale co może być ciekawego w zwykłej wodzie jeziora?
Za to zwiedziliśmy piękny zamek, położony na szczycie góry. Nie byliśmy tam sami, więc widocznie jest to dość znane miejsce.
W Słowenii można kupić świetne cremeschnitte. Ponieważ zwiedziliśmy dużą ilość kawiarni, więc mieliśmy możliwość spróbować tego cuda.
Trzeba zaznaczyć, że po wjeździe do Chorwacji już nie wiedziałem, co poprzednio zwiedziliśmy. Zatem w każdej kawiarni lub restauracji brałem rachunek, ponieważ jest tam podana miejscowość i data – czyli będzie możliwość ustalenia trasy naszej wycieczki po powrocie do domu .

Znów zwiedzamy kawiarnie i toalety.
Podobno jakiś dawny szczep Chorwatów był bardzo wysoki. W jednym z hoteli zobaczyłem młodą kobietę wysoką na ponad dwa metry. Szła z taką niską, która mogła mieć 1,85 metra. Moje oczy były na wysokości piersi tej wysokiej. Ale złośliwa kobieta z naszej wycieczki stwierdziła, że one były o wiele niżej. Kłamała.
Split. Posiadłość cesarza Dioklecjana, aż do obecnych czasów. A w jego posiadłości zagościła ogromna ilość straganów. Tam właśnie dowiedziałem się, co to znaczy mensa – tak nazywał się stół tego cesarza, przeznaczony do podawania gorących dań. A ja kiedyś latami jadałem w mensie, nie wiedząc co to znaczy. Ale nawet gdybym znał znaczenie tego słowa, spożyte tam posiłki nie byłyby smaczniejsze.
Jeden ze znajomych na widok pięknej Chorwatki jęknął. Wytłumaczył swój problem bardzo prosto: the soul wants, but the flesh is weak. Zrozumiałem jego wielki żal.
W Narodowym Parku Plitvicka Jezera myślałem, że wyzionę ducha. Bo ja mam trudności z chodzeniem. Trzy godziny pętania się po krętych ścieżkach, mostkach i schodach, raz w górę, raz w dół – też pomysł! W połowie drogi zobaczyłem karetkę pogotowia, to mnie trochę podniosło na duchu.
A wszyscy pędzili do przodu, jak mogli, bo przewodnik oznajmił, że w parku żyją niedźwiedzie. I nikt nie zamierzał zabłądzić i być potrawą dla tych chronionych zwierzaków.
Dubrownik – perła Chorwacji. Deptak lśni, wypolerowany butami milionów ludzi.
Piękny kościół, z Adamem i Ewą na ulicznej ścianie. Warto zobaczyć, jak wyglądali, kiedy wychodzili z raju.
Pełno kawiarni i restauracji. Problemem jest, w której zainwestować swoje banknoty. Robi się fotografie jak największej ilości obiektów, żeby pokazać znajomym, że tam byliśmy. Niech pękną z zazdrości.
I już trzeba wracać do kraju.
Szkoda, ale i tak jesteśmy zmęczeni, więc lepiej wracać do domu.
Ilustracje: Joanna Titeux/pinezka.pl