Praskie impresje. Część I
Czechy. Praga.
To zapach przyciąga nas w stronę tych małych, gościnnych drzwiczek. Zapach świeżych bułek, ciastek z kremem i oczywiście kawy. Radosne dźwięczenie kufli piwa nie pozwala nam się już wahać – wejść i odpocząć, czy iść dalej i wciąż nienasycenie zwiedzać?
Wchodzimy.
Kafejka U Budovce. Praga, Stare Miasto, ulica Tyńska 7.
Z sepiowych zdjęć zerkają na nas Babcie i Dziadkowie. Wiekowi, pewno aparat fotograficzny uważali za wynalazek Belzebuba.
Zresztą całe wnętrze pełne jest sentymentalnych staroci, rodem z saloniku starszej pani – tiulowe firaneczki, kryształowe lustro, stare radio i koronkowe serwetki. Wszystko to miłe, frywolne i bardzo domowe. Poproszenie o sałatkę z jajkiem i piwo jest naturalnym odruchem w tej przyjemnej kawiarence.
Toalety jakoś nie widać, więc o nią pytam. Kelnerka prowadzi mnie do… szafy, otwiera ją, wciska w dłoń klucz i zamyka za mną drzwi.
Ja, Praga i stara szafa.
Nagle, jak w bajce, znajduję się w maleńkiej uliczce w bramie a przede mną kolejne drzwi, tym razem prowadzące już do właściwej toalety.
Gdy wracam, czuję się jakbym wróciła z innej czasoprzestrzeni.
Radio cicho gra, kawiarka bulgocze, czas płynie, a Praga czeka.
Gdy wychodzimy, jest już wieczór. Ciemność zapada, ale rozświetlone Stare Miasto nabiera przyjemnego, tajemniczego klimatu. Wokół ciepło oświetlone kamieniczki, lśniące kocie łby, muzyka i gwar dochodzący z restauracji i piwnicznych pubów. Języki wszystkich narodów, każdy uśmiechnięty i wypoczęty z ulgą oddycha chłodnym, wieczornym powietrzem. To nic, że skończył się dzień. W Pradze zaczęła się noc, a z nią długie rozmowy, wymiana wrażeń, pyszne jedzenie i sławne, czeskie, zimne piwo. Oczu nie możemy oderwać od tego vangoghowskiego obrazu, ale nagle przeszywa mnie dreszcz grozy. Nad nami milcząco wznoszą się dwie potężne, czarne wieże. Oświetlające je białe światło podkreśla ich demoniczny, posępny charakter.

Kościół Marii Panny przed Tynem. Rynek Starego Miasta.
Kościół stoi tak milcząco i groźnie obserwuje Pragę od połowy XIV wieku. Kiedyś najważniejsza husycka świątynia Pragi, dziś… mimo iż w remoncie, przytłacza swoją potęgą i mrocznym charakterem, tak różnym od klimatu małych uliczek Starego Miasta. Widok wież sprowadza nas na ziemię. Wydaje mi się, że słyszę ich średniowieczny szept – Memento…
Zbliżająca się północ przypomina, że jutro też jest dzień. Wracamy. Nie mieszkamy w centrum miasta, musimy dojechać do domu, więc idziemy na przystanek tramwajowy. Podjeżdża gwarny, jasno oświetlony tramwaj. Mkniemy szybko przez nocną Pragę, zdziwieni, że mimo późnej pory komunikacja, sklepy i ludzie wciąż jeszcze nie śpią.
Pnącza roślin, kwiaty, liście wyłaniają się z każdego zakątka Pragi. To secesja. A secesja to Mucha. Alfons Mucha. Zaznacza swą obecność już w katedrze świętego Wita na Hradczanach, gdzie witraż jego autorstwa zmienia mleczne światło w lśniącą tęczę.
Potem już tylko krok i oglądamy rysunki Muchy w poświęconym mu muzeum.
Muzeum Alfonsa Muchy. Kaunický palác, ul. Panská 7.
Z plakatów spoglądają rozanielone kobiety, otoczone falami włosów, kwiatów i arabesek. Aż wierzyć się nie chce, że reklamują papierosy i ciastka. Projekty biżuterii i strojów onieśmielą każdą kobietę. Film jest dopełnieniem obrazu wrażliwego i wyczulonego na piękno artysty, który wyłania się z jego dzieł. To esencja sztuki totalnej.
W muzeum znajduje się to, co zwykle najbardziej przyciąga turystów: sklep z pamiątkami. Kalendarze, albumy, pocztówki, koszulki, zapałki i magnesy na lodówkę. Wszystko z motywami z prac Muchy. Jest też wino Alfonsa i przepiękna biżuteria jego projektu, często zrobiona ze słynnych czeskich granatów.
Chciałoby się pomyśleć z oburzeniem: sztuka na pudełku od zapałek?! A jednak Mucha był projektantem przemysłowym, więc takie wykorzystanie jego rysunków jest swoistym hołdem dla długo niedocenianego artysty.
Secesja Muchy wprowadza nas w klimat dawnej Pragi. Cofamy się więc jeszcze bardziej w czasie. Jest XVI wiek, strażnicy Rudolfa II skupiają się w maleńkich mieszkankach przy maleńkiej uliczce.
Złota Uliczka, Hradczany.
Sto lat później, w XVII wieku, domki zamieszkują złotnicy. Stopniowo, z wieku na wiek, uliczka staje się miejscem zamieszkania praskiej biedoty, ale też i znanych pisarzy – Franza Kafki i Jarosława Seiferta. Do Franza wrócimy później. Teraz wejdźmy do jednego z wielu mieszczących się obecnie w kolorowych domkach sklepików. Na półkach stoi kolorowe szkło, buteleczki, biżuteria. Trzeba uważać, ponieważ przy jednym nieuważnym ruchu można wszystko stłuc. Wnętrza domków są tak wąskie, że miejscami nie można rozłożyć rąk na boki. Malutkie drzwiczki, malutkie okienka. Wszystko jak dla lalek, jak dla praskich marionetek. Nawet do kominów prowadzą, przez skośne, czerwone daszki, maleńkie schodki ozdobione kwiatami w doniczkach.
Wracamy do Kafki. Na kawkę. To kamieniczka z numerem 22, teraz zmieniona w kawiarnię. Można pić kawę na zewnątrz, sycąc jednocześnie oczy widokami, ale można też wejść do środka. Tam znów wszystko maleńkie i ciasne: żeby otworzyć jedne drzwi, należy zamknąć drugie. Maleńkie, ale nie klaustrofobiczne. Po prostu – skromne.

Most Karola. Łączy Małą Stronę ze Starym Miastem.
Mostem idzie mnóstwo osób. Wszyscy rozmawiają. Gra orkiestra, kapelusz leży, od czasu do czasu rozlega się brzęk monet. Woda cicho niesie zielone barki z jednego brzegu na drugi. Idąc mostem można zajrzeć w okienka kamienic – a one, jakby świadome zainteresowania, przystrojone są kwiatkami w ceramicznych doniczkach, książkami, bibelotami. A za nimi miłe, praskie mieszkania. Marzenia galopują – wspaniale byłoby mieszkać w tym miejscu. To życie prawdziwe do szpiku kości.
Idziemy dalej, aż zauważamy kolejnych, milczących strażników – trzydziestu świętych, zaklętych w kamień. Krańce mostu wieńczą wieże mostowe, na szczyt których prowadzą kręte schodki. Widok z góry jest niezapomniany.
A w środku atrakcja dla turystów – wytłaczamy sobie w specjalnej machinie monetę na szczęście.
Nie wrzucamy jej jednak do rzeki – przecież i tak wrócimy do Pragi.
Zdjęcia autory
Zobacz też: Praskie impresja, cz. 2