Kajaki na Dordogne
Pojechaliśmy na kajaki. Żona po 27-letniej przerwie, ja po raz pierwszy w życiu. Żona wolałaby była nie czekać tak długo, ale zawsze wypadało coś innego. Poza tym, przyznaję, obawiałem się, że w kajaku pływa się głównie z głową w wodzie, po czym rozbija się ją o skały. A ja potrzebuję głowy do zarabiania.
Kiedyś widziałem przy brzegu, jak jakąś panią doświadczony kajakarz wkładał do kajaka, a ten natychmiast obracał się do góry nogami. Pani ta była entuzjastką, więc za każdym razem na jej mokrej twarzy między mokrymi włosami pojawiał się uśmiech. Aż odpuściła. Obawa o rozbijanie głowy wzięła mi się z reportaży w National Geographic, gdzie skuszeni żądzą sławy i spodziewaną zapłatą śmiałkowie przemierzają wiry i porohy Ucayali, niosąc kajak przez połowę drogi na plecach.
Lecz pewnego dnia znalazłem broszurkę firmy oferującej wakacje kajakowe we Francji. Po wykluczeniu zbyt atrakcyjnie wyglądających rzek zdecydowaliśmy się na Dordogne. Przeżycia z jazdy i pierwszego wieczoru na campingu opisane są w zamieszczonych w tym numerze Jakach wakacyjnych. Nigdy nie byłem w tym regionie Francji, więc uzupełniłem atrakcje sportowe o przeżycie kulturalne – zwiedziliśmy grotę Lascaux II, tak interesująco opisaną przez Annę Fudymę. Lascaux II, bo do zwiedzania jest kopia najciekawszego fragmentu, reszta jest zamknięta ze względu na niszczenie malowideł pod wpływem ludzkiego oddechu.
Ale wracajmy do naszych kajaków, jak mówią Francuzi. Firma oferuje różne warianty korzystania z kajaków. Można je po prostu pożyczyć i oddać. Można zrobić tygodniową wycieczkę w dół rzeki z własnymi namiotami – transport bagażu załatwia firma. My wybraliśmy wariant drobnomieszczański: nocowaliśmy w domku campingowym w środku trasy bez przemieszczania się, a na odcinki kajakowe byliśmy dowożeni i wieczorem z nich zbierani. Żona co prawda wspominała bohaterskie czasy dwutygodniowych wakacji kajakowych pod namiotem, codziennie w deszczu, z ręką w wodzie nad ranem. Przyznała jednak, że suche łóżko i domek, w którym można stanąć, nie są takie złe.
Na wstępie zapytałem, czy te kajaki się przewracają. Gościu z obsługi powiedział, że tak, jeżeli tego naprawdę chcę, dodając uprzejmie: i jeżeli chce się pan pozbyć żony. Dostaliśmy więc kajak, dwa wiosła (chcieliśmy dwustronnych, wydają się sensowniejsze) i szczelny pojemnik na rzeczy. I w drogę!
Początek był dziecinnie łatwy. Myślałem, że będę mógł się wreszcie odprężyć i delektować przyrodą i zamkami. Wtem, po dwudziestu minutach wyrósł przed nami most z ostrymi kamieniami przy filarach i płynącym w poprzek zaskakująco ostrym nurtem. Zabrakło czasu na spokojną decyzję – wylądowaliśmy na filarze. Jednak wyciszyliśmy się. Udało się nam w końcu odepchnąć i jakoś wejść w nurt.
Zobaczyłem rzekę od innej strony. Szczur lądowy patrzy z góry i widzi, że jakoś tam płynie. Od środka jest to o wiele ciekawsze. Nagle pojawiają się płycizny, wały z kamieni na ukos, zakręty nurtu w stronę skalnego brzegu. Jeżeli widzę wapienną skałę wyżłobioną na parę metrów na wysokości wody, mogę się spodziewać, że uderza w nią solidny strumień wody. Ale bez strachu – trzeba skontrować wiosłem, nurt ten nie płynie na wylot, odbija się w końcu od skały. Przy zbyt ostrym skontrowaniu pod wpływem strachu po chwili pojawia się pod nami schodząca łagodnie łacha kamieni vis-à-vis. I tak dalej.
Po paru dniach, gdy już się swobodniej czułem w łódce, robiliśmy postoje na spokojniejszej wodzie, między konarami. Przyglądaliśmy się ważkom, wielkim i kolorowym. Robiłem zdjęcia, ale w końcu nie udało mi się sfotografować granatowej ważki z boku pod światło. A wyglądały świetnie! Fascynowały mnie również pary ważek robiących w powietrzu wiadomo-co, choć do końca nie byłem w stanie tego udowodnić – może negocjowały konflikty terytorialne? Latały w każdym razie nerwowo i szybko tam i z powrotem i zastanawiało mnie, kto przy tych nagłych manewrach decyduje, w którą stronę jest zwrot i jak to przekazuje drugiemu(-iej)? I czemu w takiej dziwnej pozycji? Zawsze myślałem, że wygodniej siąść spokojnie w zaroślach.
Ten drobnomieszczański sposób korzystania z rzeki ma taką zaletę, że można sobie wybierać odcinki w dowolnej kolejności, stosownie do warunków, stopnia trudności i umiejętności. Przyznaję, że górne, trudniejsze odcinki, zostawiłem sobie na przyszły rok. Będę miał w końcu roczne doświadczenie jako kajakarz!
Zdjęcia: johnny_p; archiwum własne autora