Wrześniowy urlop marzył nam się od dawna. Lubimy ten lekko rozleniwiony nastrój, kiedy cichnie powoli letni harmider, wakacyjne miasteczka zaczynają pustoszeć i same szykują się na odpoczynek, gdy lato wygrywa swoje ostatnie akordy, jeszcze jest ciepło, ale upał już nie dręczy. Idealny czas na wypad nad Morze Śródziemne.
W naszych marzeniach pojawiały się różne miejsca, w końcu wybór padł na Chorwację i tak pierwszego września ruszyliśmy na południe.

Zdecydowaliśmy się na samochodowo-kempingowy wariant podróży – daje większą swobodę w wyborze trasy, łatwiej jest dotrzeć do różnych ciekawych miejsc leżących poza głównymi szlakami turystycznymi. A chcieliśmy odwiedzić i jedne, i drugie.

Długo zastanawialiśmy się, co konkretnie wybrać, a raczej z czego zrezygnować. Plany zresztą modyfikowaliśmy kilkakrotnie już na miejscu – kolejna zaleta „koczowniczego trybu życia” na wakacjach. Ostatecznie trasa wyglądała następująco:
Warszawa – Budapeszt (dobry wybór, już pierwszego dnia dopadły nas rozkosze podniebienia) – Park Narodowy Plitwickich Jezior – Nin – Zadar – wyspa Murter – Szybenik – wodospady rzeki Krki – Trogir – Split – Twierdza Klis – Salona – Riwiera Makarska – Dubrownik. Na monotonię uskarżać się nie mogliśmy…

    Pewnym mankamentem wydawała nam się konieczność powrotu tą samą drogą, ale okazało się, że martwiliśmy się na zapas. Te same miejsca oglądane z drugiej strony były trudno rozpoznawalne, za to nie mniej piękne.

Trasę powrotną uzupełniliśmy o Trsteno, Rezerwat Przyrody Biokovo i Park Narodowy Paklenica. Zapewne wiele z tych miejsc już znacie – czy to z własnych wypraw, czy z opowieści znajomych.

Trudno jest opisać je wszystkie w ramach jednego artykułu, spróbuję więc opowiedzieć nieco o dwóch miejscach z tych rzadziej odwiedzanych przez polskich turystów lub o których niewiele można przeczytać w turystycznych przewodnikach, a jakie szczególnie zapadły mi w pamięci.


Park Narodowy Plitwickich Jezior

Park zajmuje 20 000 ha między pasmami górskimi Mala Kapela i Pljesevica. Jego największą atrakcją jest 16 jezior krasowych o bajecznie turkusowej wodzie, połączonych strumieniami i malowniczymi wodospadami, leżących wśród stromych, bielusieńkich, wapiennych skał, poprzecinanych niezliczonymi kanionami. 

Przy ścieżkach rosną, znane nam wcześniej tylko z kwiaciarni, fiołki alpejskie. Na zboczach i skalnych ścianach kipi bujna roślinność, przy wodospadach tworząc zielone kaskady. Wodospadów jest ponad dziewięćdziesiąt. Woda wypływa z najbardziej nieoczekiwanych miejsc. Drąży głębokie jaskinie (niestety, nieudostępnione do zwiedzania), a przesączając się przez wapienne skały, wypłukuje z nich związki wapnia. Niezwykły, turkusowy odcień wody to właśnie ich „zasługa”.

Wysycenie wody związkami wapnia jest przyczyną jeszcze jednego ciekawego zjawiska – wszystko, co znajdzie się w wodzie, po jakimś czasie pokrywa się białymi kryształkami węglanu wapnia. Zwykły badyl zmienia się więc w dekoracyjny drobiazg, a rośliny wyrastające ponad taflę wody wyglądają jak poustawiane w wąskich, ozdobnych wazonikach. 

Zresztą, gdzie nie spojrzeć, zadziwia bogactwo kształtów i kolorów, które układają się w krajobraz tak piękny, że wręcz nierzeczywisty, baśniowy. Mimo że park leży trochę na uboczu, naprawdę warto tak zaplanować podróż, żeby odwiedzić to miejsce, a najlepiej… sami oceńcie po zdjęciach…

Park jest wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.

 

Twierdza Klis

Z ogromnej rzeszy turystów, oblegających uliczki Splitu i włóczących się po twierdza Kispałacu Dioklecjana, niewielu dociera do odległej o 10 km od miasta twierdzy Klis. A szkoda, bo warto.

Chorwaci nazywają tę budowlę „kluczem do Dalmacji”. Jej niebagatelne znaczenie strategiczne wynika z wyjątkowego położenia.
Twierdza wznosi się na szczycie stromej góry w łańcuchu Mosor, ponad przełęczą, przez którą dawniej prowadziła jedyna droga z głębi lądu na nadbrzeżną równinę. Kilkaset metrów niżej świetnie widać wybrzeże i Split. Twierdza skutecznie więc odgradzała miasto od lądu i broniła doń dostępu niepożądanym gościom.

Źródła historyczne wspominają, że budowle obronne istniały tu jeszcze za czasów rzymskich. Pierwsza wzmianka o chorwackim panowaniu w tym miejscu pochodzi z 852 r.

O twierdzę i próbę panowania nad miastem toczyło się wiele bitew, ale przez stulecia twierdza pozostawała niezdobyta. Udało się to dopiero Turkom w 1537 r. W ich rękach pozostawała przez następnych 111 lat, a o znaczeniu, jakie miała dla Splitu, może świadczyć fakt, że w ciągu tych lat miasto przestało się rozwijać – nie wzniesiono ani jednego reprezentacyjnego budynku publicznego, ponieważ koniecznością stało się przeznaczanie wszystkich miejskich funduszy na cele obronne.

Paradoksalnie przyczyniło się to do dzisiejszej sławy miasta – jako że nie budowano nic nowego, niczego też nie wyburzano, więc wiele budowli, które w tamtych czasach nie były doceniane, przetrwało do dziś. W 1648 roku, po krwawych walkach, mieszkańcy miasta i wojska weneckie odzyskały panowanie nad twierdzą. Budowla została odnowiona i rozbudowana, a do celów obronnych służyła do 1944 r.


Zdjęcia: feldmarshall i Paweł Pomorski