fot. Katarzyna Kromka
Andorę odwiedziłam w drodze powrotnej z wakacji na katalońskim Costa Brava. Na terytorium tego maleńkiego, położonego na południowych zboczach środkowej części Pirenejów państwa wjechaliśmy od strony La Farga de Moles, na południowej granicy z Hiszpanią. Jest to najniższy rejon Andory, położony na poziomie 838 m n.p.m., podczas gdy średnia wysokość terenu w tym państwie wynosi 1996 m, a najwyższe wzniesienie, Pic de Coma Pedrosa, wznosi się nad poziom morza na wysokość 2946 m.

Droga prowadząca w głąb Andory doliną rzeki Valira pięła się stale pod górę. Przejeżdżaliśmy przez tunele i kamienne mostki, dokoła wznosiły się stoki porośnięte liściastym lasem, co dla nas, przyzwyczajonych do górskiego świerkowego regla, stanowiło pewne zaskoczenie.

Studiując w międzyczasie przewodnik dowiedziałam się, że powierzchnia tego kraju to zaledwie 453 km2. Zarówno wszerz jak i wzdłuż da się go przejść w jeden dzień. Z północy na południe trzeba pokonać 25 km, a ze wschodu na zachód 29.  Na tym obszarze, w dolinie rzeki Valira i jej dopływów oraz na górskich zboczach, rozrzuconych jest około 40 miasteczek i wiosek. Niektóre z nich zamieszkuje zaledwie kilkanaście osób.

Historia Andory sięga głębokiego średniowiecza. Ziemie te wyzwolił spod panowania Arabów Karol Wielki w 803 r.  i, jeżeli wierzyć tradycji, nadał Andorze prawa miejskie w nagrodę za aktywny udział jej mieszkańców w walkach z Maurami. W 843 r. Andora stała się lennem hrabiów Urgel, a następnie przeszła pod władanie biskupa Urgel. W XII w. tereny te stały się przedmiotem sporu pomiędzy biskupami a francuskimi hrabiami z Foix. Spór ten rozstrzygnięto w 1278 r. zawierając porozumienie, na mocy którego biskup Urgel i hrabia Foix zostali współrządcami Andory. Porozumienie to do dziś stanowi podstawę ustroju tego państwa i jest jednym z najstarszych wciąż obowiązujących aktów prawnych na świecie. Zmianie uległa jedynie osoba francuskiego współrządcy – hrabia Foix przekazał ten zaszczyt królowi, a współcześnie funkcję tę piastuje prezydent Francji.
Maleńkie wysokogórskie księstwo, pozostające z przyczyn naturalnych przez długie wieki w stanie pewnej izolacji, żyło poza głównym nurtem europejskiej historii. Status współwładztwa zapewniał w tym rejonie równowagę sił i uchronił Andorę przed losem większości średniowiecznych księstw i hrabstw, tj. przed wchłonięciem przez sąsiadów. Spokój górskiego zakątka zakłóciła na pewien czas napoleońska wyprawa na Hiszpanię, jednak już obie wojny światowe XX w. Andora przetrwała w stanie bezpiecznej neutralności (mimo formalnie wypowiedzianej hitlerowskim Niemcom wojny).

Ustrój państwowy Andory uległ pewnym zmianom dopiero w latach 90 XX w. W referendum mieszkańcy opowiedzieli się za ustanowieniem niepodległej Andory o ustroju demokratyczno-parlamentarnego „współwładztwa”. Symboliczną funkcję głowy państwa pełnią obecnie „współksiążęta”: francuski (prezydent Francji) i episkopalny (biskup Seo de Urgel, Hiszpania). Ich rola  ogranicza się do funkcji reprezentacyjnych oraz prawa weta w sprawach międzynarodowych, jednakże w urzędach państwowych wiszą portrety aktualnego prezydenta Francji i biskupa Urgel, a listonosz dzwoni do drzwi domów zawsze dwa razy – raz w imieniu Republiki Francuskiej, a raz w imieniu Królestwa Hiszpanii. Językiem urzędowym jest kataloński, choć mówi się także po hiszpańsku i francusku. Już jednak znalezienie kogoś, z kim można by się porozumieć po angielsku, stanowi dla turysty pewne wyzwanie.

fot. Katarzyna Kromka

Pierwszy etap naszej podróży przez Pireneje zakończył się w największym mieście kraju i zarazem jego stolicy, Andorra la Vella. Zamieszkuje tutaj 2/3 ludności całego państwa. W stolicy, podobnie jak na terenie całego kraju, brak jest zabytków architektury, poza kilkoma romańskimi kościołami. Naszą uwagę zwrócił jednak charakterystyczny styl, w jakim wzniesiona jest większość zabudowań, od małych wiejskich domków po nowoczesne wieżowce – z szarego kamienia, uzupełnianego elementami drewna. Wydaje się, że w tej części świata niewiele się zmieniło od czasów średniowiecza, poza wysokością budynków i, rzecz jasna, wykończeniem wnętrz.  Wielopiętrowe, kamienne budynki wzdłuż ciągnącej się kilometrami głównej ulicy na tle skalistych zboczy wyglądały, jakby ktoś centrum miasta przeniósł na tatrzańską halę. Otoczył nas też labirynt gigantycznych wolnocłowych domów handlowych, stanowiący istny raj dla łowców okazji zakupienia taniego alkoholu, papierosów, kosmetyków czy obuwia sportowego.

Niegdyś ubogi, pasterski kraj znalazł dziś własną drogę rozwoju gospodarczego. Przede wszystkim wykorzystano wspaniałe warunki naturalne, tworząc bazę turystyki i sportów zimowych. Drugim pomysłem było wprowadzenie korzystnego systemu przepisów fiskalnych, celnych i rezygnacja z doliczania do towarów podatku VAT. Dzięki temu Andora stała się rajem podatkowym, gdzie swoje siedziby zakładają banki i liczne zagraniczne firmy. Turyści przyjeżdżają zaś tłumnie, nie tylko by podziwiać wysokogórski krajobraz i szusować na stokach, ale również na zakupy. Oferta pracy w obsłudze ruchu turystycznego i bankowości kusi imigrantów z Hiszpanii, Portugalii, Francji i innych krajów, skutkiem czego na około 70 tys. mieszkańców kraju obecnie tylko 30% stanowią rdzenni Andorczycy.

fot. Katarzyna Kromka

Noc spędziliśmy w niewielkiej miejscowości na północ od stolicy. Za niewygórowaną cenę hotel oferował nocleg w wielkich apartamentach, wraz z dwoma posiłkami w formie szwedzkiego stołu. Stojąc w hotelowym holu podziwialiśmy mapę okolicy z wytyczoną bogatą siecią nartostrad, szlaków turystyki pieszej i rowerowej. Zimą miejsce to musi być prawdziwym rajem dla amatorów białego szaleństwa. Gdyby tylko było bliżej i łatwiejszy dojazd… Na teren Andory nie dociera kolej, nie lądują tutaj samoloty. Dotrzeć można tu jedynie z terenu Hiszpanii i Francji, drogami prowadzącymi przez wysokogórskie przełęcze.
Rankiem następnego dnia mieliśmy okazję zapoznać się bliżej z jedną z tych wysokogórskich dróg. Sierpniowy, słoneczny poranek powitał nas chłodem kontrastującym z upałami panującymi na niedalekim Costa Brava i dobitnie przypomniał, że znajdujemy się na wysokości prawie 2000 m nad poziomem nie tak odległych, gorących plaż Morza Śródziemnego.

Droga do granicy francuskiej biegła początkowo doliną, potem w coraz bardziej szalonych serpentynach zaczęła wspinać się na zbocza. W dole zostały osiedla ludzkie, wjechaliśmy w krainę górskich łąk otoczonych skalistymi szczytami. W końcu dotarliśmy na najwyższą przełęcz Pirenejów, Port d’Envalira, położoną na wysokości 2407 m.n.p.m. Wokół roztaczały się zapierające dech w piersiach widoki na pirenejskie szczyty i doliny.
Po przekroczeniu przełęczy rozpoczęliśmy zjazd północną, francuską stroną Pirenejów. Żegnaj, Andoro!

 fot. z serwisu SXC.hu

(Korzystałam z informacji zawartych w przewodniku Francja. Część południowa Wyd. Pascal, 1997)

Zdjęcia z archiwum autory oraz z serwisu SXC.hu