ilustr. lolyta/pinezka.pl

Ścigam się codziennie, zaczynając skoro świt, każdego dnia zaczynam coraz wcześniej. Zawsze przegrywam. Bo ścigam się z czasem, jedynym przeciwnikiem nie do pokonania.

W sobotę spotkałam się z koleżankami na lunchu. To był baby shower dla jednej z nas. Przy stole usiadło pięć aktywnych zawodowo matek po trzydziestce, urodzonych w innych krajach, pracujących w różnych zawodach,  lubiących zupełnie inne jedzenie, które poza przyjaźnią łączyło tylko jedno: chroniczny brak czasu.

Żadna z uczestniczek baby shower nie zaakceptowała braku czasu jako stanu rzeczy. Brak czasu był przejściowy. Tak, jak można zlikwidować pryszcze odpowiednimi kosmetykami, uchronić się przed brakiem pieniędzy lepszym planowaniem budżetu, tak brak czasu można pokonać raz na zawsze. Pięć kobiet, pięć pomysłów na wygodniejsze życie.

Plan

    „You have to plan everything”  – dyrektor finansowy znanej firmy naftowej jak zwykle ma receptę na wszystko. Przy poprzednim lunchu radziła na nam, jak żyć oszczędniej, mówiąc ściśle – bardzo oszczędnie.  Jej wskazówki wydały mi się truizmami, ale po głębszym zastanowieniu zrozumiałam, ile pieniędzy wyrzucam w błoto zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.

Rad uroczej Szkotki nie mogłam jednak wprowadzić w życie na dłuższą metę. Planowanie wydatków z ołówkiem w ręku spowodowało u mnie poważne symptomy zdrowotne, zbliżone do tych, które przeżywa nałogowiec na odwyku. Ciekawa więc byłam, czy planowanie czasu wywoła jakieś inne dolegliwości.
Tym razem nie było aż tak źle.
– Czas to pieniądz – powiedziała, skubiąc dodatek, który jadła jako danie główne – pieniądze można wydać tylko raz i tak samo jest z czasem. Jeżeli zaplanujesz wszystko jeden dzień wcześniej, zrobisz to dwa razy szybciej i bez czkawek, a zaoszczędzony czas wydasz na to, na co masz ochotę.

– Ja wolę, kiedy życie odbywa się bardziej spontanicznie – wtrąciła rodowita Brazylijka, z czerwonym winem w ręku i wyrzutem w oczach – przecież takie planowanie jest nudne.
„I niebezpieczne dla zdrowia” – mruknęłam do siebie.
– Spontaniczność jest dobra, kiedy masz już czas, który sobie wygospodarowałaś. Nie chodzi przecież o to, żeby przygotować grafik –  Szkotka broniła swojej pozycji. – Chodzi o to, aby czynności z tzw. busy period (zwanego nad Wisłą „sajgonem”) przenieść na czas wolniejszy. Wystarczy, że wieczorem naszykujesz na komodzie czyste ubranie, w które ubierzesz siebie i dzieci następnego dnia rano, przed pójściem spać nastawisz kawę na siódmą, żeby był gorący termos, kiedy rano zejdziesz na dół do kuchni, a przygotowany lunch w pudełkach włożysz do lodówki, żeby od razu móc zapakować do tornistrów. Organizacja pracy właśnie na tym polega.

Przypominając sobie, ile razy biegam rano na górę po torbę na pieluchy, po skarpetki, po kosmetyczkę, po… postanowiłam tym razem wprowadzić w życie radę szkockiej koleżanki. W luźną niedzielę wieczorem gotuję trzy obiady na raz – na poniedziałek danie, które może spędzić 12 godzin w lodówce, na wtorek coś, co po dwóch dniach smakuje lepiej, czyli jakaś pieczeń czy kaserola, i jedno danie na środę, które albo leżakuje niczym wino lub też ląduje w zamrażalniku. W czwartki jest „pizza night”, a w weekendy wspomagamy przemysł restauracyjny.

ilustr. lolyta/pinezka.pl

Forlange at andre gjoer det

Delegate! Daj się wyręczyć – wysoka Norweżka, która spędziła w Japonii pierwsze lata swojej kariery inżyniera petrochemika, musi pochylać się nad stołem. – Tylko ci się wydaje, że bez ciebie nikt sobie nie poradzi. Chcesz sama dopatrzeć wszystkiego osobiście. Życie i tak toczy się za twoimi plecami, więc odpuść sobie. Sprzątaczka to najlepiej zainwestowane pieniądze, jakie wydaję w ciagu tygodnia. No i pralnia – dodaje po chwili. – Zwłaszcza odkąd mają okienko drive-thru. Tracimy tyle czasu na pracę, którą ktoś za nas może wykonać i to lepiej od nas samych, często za darmo.
– Wczoraj widziałam, jak kroisz warzywa do zupy. Dlaczego nie kupisz pokrajanej w kostkę marchwi, selera, cebuli i już obranego czosnku? Czyż nie lepiej kupić gotową poszatkowaną kapustę i marchew, skoro obieranie i szatkowanie zajmuje najmniej 15 minut? Myślisz, że te niepokrojone warzywa są tańsze? – tu oczy zgromadzonych kierują się na siedzącą obok Szkotkę. – Zastanów się, ile niezużytych kawałków kapusty i łodyg selera wyrzucasz w ciągu tygodnia. Za te same pieniądze kupujesz mniej, bo tak naprawdę nikomu nie jest potrzebny cały pęczek pietruszki.

Przez chwilę robi się cicho. Zastanawiam się, która z nas liczy kiełkujące ziemniaki i podgniłe cebule, wegetujące w dolnych szufladach naszych lodówek.

– Nie mam nic przeciwko gotowaniu obiadu, ale mogę przecież gotować na skróty. Rano nastawiam maszynę do gotowania ryżu, będzie gotowy, kiedy wrócę z pracy. Na głęboką patelnię wrzucam pokrojone i umyte warzywa z mieszanki orientalnej, dodaję mięso już pokrojone w stylu stir-fry, bo o to poprosiłam sprzedawcę na stoisku mięsnym. Sos też kupuję gotowy. Czy to nie wszystko jedno, czy to ja wymieszam miód, imbir i sos sojowy, czy maszyna gdzieś w fabryce? No i to niepotrzebne zmywanie, wycieranie, układanie naczyń po szafkach. Masz małe dzieci? Kup plastikowe talerze i kubki, takich naczyń nie stłuką, a po obiedzie jednorazowa zastawa stołowa ląduje w koszu na śmieci, a nie zasycha w zmywarce.

Nicht zu viel wollen

Nicht zu viel wollen – Niemka o porcelanowej cerze uśmiecha się znad cappuccino.  – Nie masz czasu, bo za dużo chcesz. Sterylne mieszkanie, samochód, wyprasowane ubrania i prześcieradła, obiad z dwóch dań i deseru, no i dodatkowe zajęcia dzieci:  gimnastyka, taniec, hiszpański, pływalnia, jazda konna, akordeon i pianino.
Uśmiechamy się na myśl o córce wspólnej znajomej, o jej szczególnych talentach muzykalno-rytmicznych.
– Zrezygnuj z rzeczy, które tylko wydają ci się konieczne. Czy naprawdę musisz codziennie przygotować ciepły posiłek i sprzątać? Czy wielka sterta prania musi być zlikwidowana tego samego dnia, w którym powstała, bo inaczej o północy zamieni się w dynię?

Walcz z perfekcją

Plan brazylijskiej koleżanki był rozsądny i mądry, ale dla mnie niewykonalny. To prawda że zaoszczędzę dużo czasu, robiąc wszystko „po japońsku”, czyli jako tako, ale tego nie potrafię. Tym niemniej przekazuję złote myśli z Săo Paulo.

– Wczoraj miałam gości, przyszli specjalnie na brazylijskie jedzenie. Dopiero po powrocie do domu z supermarketu zorientowałam się, że zapomniałam kupić jednego ze składników feijoady. Już miałam kluczyki w ręku, już miałam wychodzić, kiedy uprzytomniłam sobie, że nikt z zaproszonych gości nigdy nie jadł tego dania i nie ma zielonego pojęcia, jak ma smakować. Więc przepis uległ modyfikacji. Ktoś inny pewnie by wrócił do sklepu  (tu oczy zgromadzonych zwróciły się w moim kierunku). – A ja po prostu się nie przejmuję. Ciasto i pieczywo kupiłam gotowe w Café do Brasil – dodała, podczas gdy reszta dziewczyn bacznie obserwowała moją reakcję. – Skoro mąż nie zatrudnił kucharki, trudno, żebyśmy mieli wszystko przygotowane w domu.

Gdybym miała więcej odwagi cywilnej, przyznałabym się, dlaczego cierpię na perfekcjonizm. Ale jak wytłumaczyć, że chociaż moja babcia mieszka tysiące mil ode mnie, wciąż potrafię słyszeć jej głos, kiedy tylko w ramach pośpiechu coś sobie odpuszczę? Wczoraj jestem pewna, że powiedziała: „No, chyba z takim brudnym dzieckiem nie pójdziesz na zakupy!” –  powodując, że przebrałam małego w czyste ubranko, które pozostało czyste równie krótko jak poprzednie, czyli około dwóch minut i trzydziestu sekund. Walka z perfekcjonizmem to najważniejszy element w walce z czasem. Może zamiast po japońsku, trzeba przestawić się na metodę brazylijską i uświadomić sobie, że nie chodzę wszędzie z miniaturowym inspektorem na ramieniu, a wszystko jest czyste, zanim się pobrudzi.

Multitask

Multitasking to moja broń w walce z czasem. Przegrałam już niejedną bitwę, ale wojna jeszcze się nie skończyła.

Przeczytałam w jakimś czasopiśmie popularnonaukowym, że mózg kobiety poprzez ewolucje jest lepiej przystosowany do robienia kilku rzeczy naraz.  Mężczyźni skupiali się na jednym, polowaniu na zwierzynę, kobieta musiała pilnować ognia, przygotowywać posiłek, zajmować się dziećmi, posprzątać jaskinię…

Każdą jednostkę czasu można wykorzystać na 2-3 czynności. Rano w samochodzie, stojąc w korku, można nagrać na dyktafon plan dnia lub podyktować kilka listów do napisania przez sekretarkę, wysłuchać wiadomości w radio i wypić śniadanie. W pracy podczas conference call można uczestnicząc w negocjacjach i odpowiadając na pytania, posegregować akta na biurku, a kiedy rozmowa przejdzie na sprawy znajdujące się poza naszymi obowiązkami, odpowiedzieć na pytania zawarte w poczcie elektronicznej.
W domu można usiąść przed telewizorem, trzymając niemowlę na lewym ramieniu, prawą ręką pisać na klawiaturze, a palcami nóg przesuwać pionek na planszy chińczyka u naszych stóp.  Można też iść na baby shower, nadrobić zaległości towarzyskie, zjeść pyszny lunch i na serwetce koktajlowej zrobić notatki do artykułu dla pinezka.pl.

Grafika: Anna Fudyma/pinezka.pl