Okiem architekta

 

Tym razem nie będzie tu wskazówek, jak sobie radzić w świecie projektów, pozwoleń i budowy, ale prośba do wszystkich – zarówno inwestorów, jak i projektantów – o myślenie (które podobno nie boli). Spoglądając wokoło na domy, biura i inne budynki można mieć uzasadnione podejrzenie, że stwierdzenie to prawdą być nie może! Myślenie chyba jednak boli, ponieważ co rusz natykamy się na przedziwne pomysły i „usprawnienia” wynikające z ewidentnej bezmyślności albo z nadmiaru ambicji i przerostu formy nad treścią.

Przyznam się, że do napisania powyższych słów natchnął mnie własny przypadek, kiedy to po raz kolejny okazałam się bezradna wobec bramek z kontrolą dostępu w pewnym warszawskim biurowcu. „Uratowana” przez ochroniarza czułam się jak kompletna idiotka, dopóki nie zobaczyłam mojej własnej szefowej i paru jeszcze innych osób, walczących z tymi samymi bramkami zajadle i równie bezskutecznie. Opowiadając o tym co mi się przytrafiło, usłyszałam m.in. opowieści koleżanki o długotrwałych próbach wejścia do innego (obsypanego nagrodami za piękną formę i nie tylko) biurowca.

Te przeżycia spowodowały, że zaczęłam baczniej rozglądać się dookoła i zobaczyłam, że nie tylko niepełnosprawni, ale również zwykli ludzie codziennie walczą z różnymi „udogodnieniami”. Przykładów jest wiele! Kto z nas nie spotkał się z przyciskami do otwierania od wewnątrz bram i bramek umieszczonymi daleko od samego wejścia, w przedziwnie ukrytych miejscach, aby żaden złodziej ich nie odnalazł (ani żaden z gości)? Albo z pochylniami dla wózków w najmniej spodziewanym miejscu, tak aby nie szpeciły elewacji budynku? Albo z takimi, których pokonanie grozi wypadkiem, bo mają nachylenie godne skoczni narciarskiej i żadnych poręczy (nie mówiąc o takich, których osoba na wózku nie może dosięgnąć)?
Na marginesie – warto wiedzieć, że taka pochylnia, aby miała sens, nie może mieć spadku większego niż 6% (1% to spadek 1 cm na długości 1 m) i powinna mieć podwójne poręcze, jedną na normalnej wysokości 1,1 m, a drugą niżej, na 0,7 m.

Podobnie jak pochylnie, także schody zewnętrzne powinny być konstruowane zgodnie ze ściśle określonymi w prawie wytycznymi. Stopnie nie powinny być wyższe niż 15 cm, a schody jako takie powinny spełniać warunek: dwukrotna wysokość stopnia + szerokość stopnia mieści się między 60 do 65 cm, co wynika z długości ludzkiego kroku. Przeważnie schody są zbyt niskie i za szerokie, albo, co gorsza, nierównej wysokości. Dlaczego? Przeważnie budujący dom nie sprawdził, jak się mają założenia projektowe do stanu faktycznego i potem wykonawca usiłował dopasować je lepiej lub gorzej do rzeczywistości. W efekcie prawie każdy na takich schodach się potyka, co zaskoczeniem nie jest, bo przecież długość ludzkiego kroku wynika wprost z budowy fizycznej człowieka.
Jeszcze gorzej bywa ze schodami na antresole i poddasza. Często właściciele mieszkań, starając się ograniczyć do minimum zajmowaną przez nie przestrzeń, robią zbyt wąskie i wysokie stopnie, przez co ich pokonanie zapewnia doznania prawie jak w parku linowym i kończy się niespodziewanym zjazdem. Nie wspomnę o braku wyobraźni i takim sytuowaniu schodów (to częsta przypadłość biegów idących do piwnicy), że nasza głowa, szczególnie jeśli jesteśmy wysocy, niebezpiecznie blisko mija się z krawędzią stropu lub spodem wyższego biegu. Ta przypadłość wynika z różnicy wysokości stopni piwnicznych, które mogą być wyższe i jednocześnie węższe (to wynika z wyżej wspomnianego wzoru), a co za tym idzie bieg jest krótszy i stąd łatwo o pomyłkę! Zdarza się to dość często „zawodowcom”, którym nie chciało się zadbać o wszystkie szczegóły i wtedy mamy takie pięknie oklejone w żółto-czarne paski belki nad głową.

Jeśli już jesteśmy przy schodach, to innym efektem bezmyślności jest umieszczanie drzwi w taki sposób, że ich otwarcie powoduje zmiecenie ze schodów stojącej za nimi osoby. W tym przypadku „zawodowiec” nie pomyślał i nie przewidział, że ostatni podest przed drzwiami musi mieć taką szerokość, żeby drzwi mogły sie swobodnie otworzyć i żeby było jeszcze miejsce dla stojącego człowieka. Zresztą gość stojący przed wejściem (jeśli uda mu się znaleźć domofon, który bywa ukryty starannie, o czym mówiłam wyżej), bywa też narażony na stanie na deszczu lub kapanie za kołnierz wody z daszku, o ile taki daszek jest. Zgodnie z prawem daszek być powinien, i co więcej – przepisy precyzują, że powinien mieć wysięg co najmniej 1 metra od ściany budynku, właśnie po to, by chronić stojącą przed drzwiami osobę.

No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, szczególnie w czasach, kiedy zniechęca się wszelkiego rodzaju murami i zasiekami jakichkolwiek gości. Znam taki budynek, gdzie można utknąć pomiędzy drzwiami a furtką w ogrodzeniu i czekać, aż następny wchodzący nas wpuści, ponieważ przycisk otwierający jedno i drugie został zainstalowany w hallu wejściowym budynku – jeśli będziemy się za bardzo grzebać, to nie zdążymy dojść do furtki i utkniemy w przejściu.

Pewnie każdy z nas mógłby dodać jeszcze parę takich przykładów, nie wspominając o drobnych uciążliwościach typu włączniki światła za otwartym skrzydłem drzwi, lśniące jak lustro podłogi halli, które odrobina kurzu lub wody zamienia w lodowisko itd. Tylko czy każdy z nas z ręką na sercu może przysiąc, że nigdy sam, w imię względów estetycznych albo ze zwykłego lenistwa, nie przyczynił się do powstania takiego wątpliwego „udogodnienia”?

Warto więc myśleć, bo to nie boli i pamiętać, że domy i inne budynki mają przede wszystkim być wygodne i funkcjonalne dla tych, którzy z nich korzystają, a dopiero potem powinny być piękne, ekonomiczne, itp.

Ilustrowała Joanna Titeux/pinezka.pl