Zoo-rozmówki – Zakrzywiony

Ryba robił wrażenie zakrzywionego. Śledź postanowił to wykorzystać.
– Mózg ci się zakrzywia? – starał się być ostrożny.
– A co widać? – upewnił się Ryba.
– To nie wygląda na mózg – wtrącił szybko Wieloryb.
– Ale zakrzywianie jest ewidentne – Śledź ciągnął swoje.
– To Orka… – Ryba zdecydował się na szczątkowe wyjaśnienie.
– Orki są groźne – Śledź o orkach wiedział najwięcej.
– Wydawało mi się, że są przyjacielskie – rzekł Wieloryb.
– Może w akwarium… Bo na wolności, to one…
– I na filmie była bardzo grzeczna – upierał się Wieloryb.
– Mieszasz gatunki – tym razem Śledziowi udała się przygryzka…
– Może i mieszam – Wieloryb przełknął ją gładko, bo miał wyższy cel – no to już powiedz, jak cię Orka dopadła.
– Od tyłu, nie spodziewałem się – Ryba zdobył się na szczerość.
– Zgadza się, tak przyjaciele nie robią.
– Nie robią – zawtórował Śledź.
– Pomożemy ci się odkrzywić – zaoferował Wieloryb.
– Pomożemy – zaechował Śledź.
– Dzięki, już przechodzi.
– Chcesz przez to powiedzieć, że było gorzej? – zaniepokoił się Wieloryb.
– Było…
– Paskudna Orka – wydusił z siebie Śledź.
– Paskudne uczucia – poprawił go Ryba.
– Szczególnie przyjacielskie – uściślał Wieloryb.
– Szczególnie – bez widocznego entuzjazmu przyznał mu rację Ryba – szczególnie…

Zoo-rozmówki – Światło

– Uwielbiam chodzić… – zaczął Ryba.
– Ja też – dodał Wieloryb od niechcenia.
– Ja też – dodał szybko Śledź, który nie lubił być gorszy.
– … po czerwonych światłach – dokończył Ryba.
– Dużo ryzykujesz – zawyrokował Śledź.
– Przez samochody? – upewniał się Wieloryb.
– Przez puste czerwone – wyjaśnił Ryba. I dodał – To taki prywatny odwet.
– Co? Czy ja dobrze słyszę? Odwet na światłach? Za co? – Śledź rzucał pytania seriami.
– To mi się dziwnie nie zgadza – Wieloryb wydawał zgadzać się ze Śledziem.
– Na policji. Za dawne czasy – Ryba ciągle pozostawał tajemniczy.
– Acha – domyślił się Wieloryb – na policji za milicję.
– Można to tak nazwać – rzekł Ryba – bo dawniej nie pozwalali, a teraz nie mogą.
– Zara, zara – wpadł Śledź w ton – nie widzę tego tak prosto.
Ryba spojrzał na Śledzia i dojrzał zwykłą łuskowatą masę. Postanowił mu to wyjaśnić.
– Dawniej nie było przestępców, to oni nie mieli co robić, więc stali na każdym rogu i pisali mandaty – Ryba wyrzucał z siebie to wyznanie z dziwną, jak na niego, szybkością.
– No niby tak… – Śledź zaryzykował małe potwierdzenie.
– Nie niby, tylko wiem, co mówię – walił ostro Ryba – a teraz, to jest tyle przestępców…
– Bo jest lepiej – dodał Śledź, ale został pokazowo zignorowany.
– że oni na nic więcej nie mają czasu, tylko ganiają ich ze stadionu na pociąg lub odwrotnie.
– Nawet kieszonkowców ścigają – wpadł mu słowo Śledź, jak zwykle nadgorliwy,
ale Ryba zignorował go ponownie.
– A ja jestem uczciwy człowiek… – ciągnął Ryba.
– Ciągle jesteś – potwierdził Wieloryb – choć nie wiadomo dlaczego.
– i nie robię przekrętów…
– A nie robisz? – spytał Śledź.
– ani przewał…
– Bo nie umiesz – wtrącił Śledź, ale dostrzegł spojrzenie Wieloryba i zamilkł.
– nie kradnę, nie zabijam, nie cudzołożę, nie kłamię, nie oszukuję…
– A co to ma wspólnego ze światłami? – pogubił się Śledź.
– to chociaż z całą premedytacją, jak nic nie jedzie, przejdę na czerwonym świetle.