Stali przez chwilę. Nikt nic nie mówił.
– Na twoim miejscu, Śledziu, mniej bym mówił – powiedział Ryba.
– Przecież nic nie mówię – odparował Śledź.
– I mniej się rzucał – dopowiedział Wieloryb.
– Czy wy nie słyszycie, że nic nie mówię? – Śledź wyglądał na nieco podrażnionego.
– Właśnie spierasz się z nami – poinformował go Ryba – o nic.
– Jak zwykle – Wieloryb uzupełnił pośpiesznie.
– To przestaje być zabawne…
– bo nie można ci nic powiedzieć…
– … żebyś zaraz nie wpadał w kłótliwość…
– Jaką znowu kłótliwość? – Śledź wyraźnie wracał do swego normalnego stanu.
– No właśnie taką. I we wściekłość.
– No tego już za dużo! Ja we wściekłość? – podniecił się Śledź.
– To powiedz Wielorybciu, co to jest, jeśli nie wściekłość? – starał się coś osiągnąć Ryba.
– Jeśli nie wściekłość, to nieprzystosowanie – zdefiniował Wieloryb odgadując życzenie Ryby.
– No i widzisz, jak rozrabiasz – rzekł ponurawo Ryba – już lepiej było nic nie mówić.
– Ale ty nie potrafisz, Śledziu – Wieloryb podpierał Rybę ze wszystkich sił – taki po prostu jesteś.
– I nic na to nie poradzisz…
– a my dobrze cię znamy…
– i wiemy – nic nie poradzisz…
– … więc lepiej nie mów tyle – zakończył Wieloryb, a Ryba spojrzał ni to dziękczynnie, ni to współczująco.