– Dostałem list – rzekł dziwnie smutnawo Sarna.
– Lubię listy – niesmutnawo rzekł Łoś.
– Ja niby też – odrzekł Sarna – szczególnie dostawać.
– A ja wolę pisać – Daniel starał się być lepszy.
– Tak jest, żeby dostawać, trzeba pisać.
– Ja piszę, to dostaję – Daniel był ciągle wesolutki.
– A ja nie napisałem i dostałem – szczerze wyznał Sarna.
– To chyba od cioci – Łoś spróbował być złośliwy.
– List od cioci musi być nudny – wtrącił szybko Daniel – co u ciebie, bo ja jestem połamana, wujek ma zapalenie korzonków, pogoda jest brzydka, bądź zdrów… – Daniel dał wyraz nielubienia jakiejś wydumanej cioci.
– To nie jest nudny, to jest smutny list – próbował ocenić Sarna.
– Kochany, żebyś wiedział – Łoś podniecił się niespodziewanie – ciocia nie pisze listu, tylko księgę zażaleń …
– A ja najbardziej lubię liściki – Daniel zawsze umiał znaleźć jasny punkt.
– Z taką lekko dwuznaczną treścią? – upewniał się Łoś.
– Najlepiej z zupełnie jednoznaczną.
– Ale to nie był liścik – wtrącił Sarna – przynajmniej nie taki, o jakim mówicie.
– Jak nie był taki, to to nie był liścik – Daniel o liścikach wiedział wszystko.
– Ale nie był wcale długi, więc chyba to był liścik – lekko upierał się Sarna.
– Z kartką nie ma tych problemów, kartka to kartka – Łoś wszedł na wyższy stopień abstrakcji.
– Kartką dużo można powiedzieć – dodał pewny siebie Daniel.
– Okazać pamięć…
– Albo dać do zrozumienia…
– Można podziękować…
Sarna poczuł nagle, że nigdy nie wywali z siebie swego smutku, więc wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie jednym tchem:
– To był list z banku. Nie zapłaciłem raty za samochód.
I już zupełnie nie miał siły zareagować, gdy Łoś rzekł całkiem wesoło:
– Oj, jak ja lubię listy od cioci…