Zoo-rozmówki – Dawno

– Dawno… – zaczął Łoś zjawiając się znikąd, ale Sarna wpadł mu w słowo:
– Za Gomułki?
– A kto to był Gomułka? – nie kojarzył Daniel.
– Sekretarz – za Sarnę odpowiedział Łoś. I uznał za stosowne dorzucić:
– Pierwszy zresztą.
– Znałem jednego. To dużo było tych pierwszych – Daniel teraz zdawał się coś pamiętać.
– Facet, który nie robił długów – Sarna ciągnął jakby z mgły.
– I nie dawał paszportów – dopowiedział Łoś.
– I lubił dożynki – Sarna dociągał swoje.
– Niemożliwe. Sekretarz osobiście nie dawał paszportów. Na dożynkach? – Daniel wyraźnie nie łapał.
– Znaczy zakazał.
– I długo gadał – Łoś dużo wiedział.
– Bo taka była moda – wyjaśnił Sarna.
– Mody były wtedy z Diora – nie zgodził się Łoś.
– Ta była wschodnia – wyjaśniał dalej Sarna.
– Wschodnia moda na gadanie na dożynkach bez paszportów – posumował Daniel, ale nie znalazł uznania w ich oczach.
– No, kilku było – Sarna niespodziewanie wrócił do rachunków.
– Przecież nie jednocześnie – Łoś starał się nie stracić poczucia czasu.
– Wtedy wszystko wschodnie było modne – rozmarzył się Sarna – Zorki, Pobiedy, Wostoki, …
– Ortaliony, nylony, stylony, kaprony, non-irony!
– Czy to wtedy żyło się dostatniej? – znów chciał wiedzieć Daniel.
– Chciałem tylko powiedzieć, że dawno mnie tu nie było – Łoś uznał za stosowne nie podjąć tematu.
– Achaaaa… – wyachaczyli jednocześnie Sarna i Daniel.
Ale Łosia już nie było. Zniknął, jak się pojawił.

Zoo-rozmówki – Olej

– Kupiłem olej – Śledź uznał za zasadne pochwalić się swoim wyczynem.
– Jaki olej? – głos Ryba był prawdziwie znużony.
– Ciemnożółty.
– Taak – powiedział Wieloryb cokolwiek przeciągle – i jeszcze jaki?
– Przezroczysty – dopowiedział chętnie Śledź.
– A ten olej – spytał w dalszym ciągu znużony Ryba – to mniej więcej do czego?
– Do smażenia. A ty myślałeś, że do czego?
– Że do silnika, oczywiście – odrzekł jeszcze bardziej znużony Ryba.
– Chyba się nie pomylisz – niewinnie zauważył Wieloryb.
– A gdzie tu można się pomylić? – jak zwykle naiwny Śledź pakował się w pułapkę.
– Chodzi o to, by nie jeździć na jadalnym…
– Ani nie smażyć na silnikowym…
– Ani nawet nie próbować…
– Konsekwencje mogą być nieciekawe… – znużenie Ryby nie miało wprost granic.
– A nie lubimy, jak jesteś po konsekwencjach – wyznał Wieloryb.
– Na razie nie jestem – jednoznacznie uspokoił ich Śledź.
– Bo udało nam się cię ostrzec…
– A co byście pomyśleli, gdybym kupił silnikowy?
– Że bardziej przydałby ci się olej do głowy…
– Którego jednak nie można nigdzie kupić – zakończył Ryba z takim znużeniem, że Wieloryb pomyślał, iż Rybie, być może, brakuje oleju dobrego wychowania.