Zjawisko Oświeconej Luminescencji
Teatrzyk Rozmaitości Rzeczywistych
Cast’ra:
Locusta
Lekarza Łacinnik
Antosza – grubaso-tłuścioch
Zjawisko Luminescencji
Antosza dryfuje w przezabawnym staroświeckim kombinezonie płetwonurka. Głowę ma bezpiecznie umieszczoną w szklanej bani, resztę ciała opina skórzany kombinezon. Antosza jest cienki jak ołówek, gdyż ogromne ciśnienie panujące pod wodą, mocno ogranicza jego tuszę. Wokół rozciąga się nieprzenikniony mrok.
Antosza: Pierwszy raz pływam tak głęboko. No, no, no… Rów Mariański robi wrażenie. Dla przypomnienia niedowiarkom, to ponad dziesięć kilometrów pod wodą… Ile to stóp? E, nie liczyłem… Nikt mi nie uwierzy. Sam nie wierzę, że tu jestem. Tydzień temu niezwykły dżentelmen – marokański armator wynajął mnie do czyszczenia burt statku z upierdliwych pąkli. I dokładnie tydzień temu urwałem się ze sznurka, a silny prąd oceaniczny, obiegający całą kulę ziemską, nazywany pieszczotliwie el Niño, czyli dzieciątko, zdryfował mnie trochę. Ale to nic. Jestem chyba pierwszym człowiekiem na Ziemi, który od tak sobie zwiedza jej najgłębsze, najmroczniejsze miejsca… Rozejrzyjmy się. Jaki rozpościera się wokół cudownie mroczny widok. O, proszę, coś przepłynęło, nawet świeci.
Obok głowy Antoszy przepłynęła przezroczysta meduza z gatunku tych, które połykają na śniadanie gromady świecących bakterii.
– E, to niemożliwe to jest właśnie, ach… – zakrztusił się z zachwytu – To jest przecież Zjawisko Luminescencji! O matko! Odkryłem Zjawisko Luminescencji. Nareszcie, doczekałem się. Będę sławny, będę w encyklopedii! Mamo, możesz być ze mnie dumna.
Wygładza i obciąga swój i tak ściągnięty ciśnieniem kombinezon, lecz nagle…
– Co to? Coś mnie wkręca. O, nie to nie może być po prostu wir. A, co z moim epokowym odkryciem? Kto się o wszystkim dowie, jeśli mnie wykręci? Mamusiu, ja nie chcę, nie chcę! Ja… ja… ja… tak, tak, tak, to znaczy chcę! Aaaaaaa!
Godzina 6:13, Lekarz Łacinnik przyjmuje poród. Kobieta głośno krzyczy.
Lekarz Łacinnik: Lux in tenebris.
Locusta: Uuuaaaaa! Nic nie rozumiem! Co on gada?! Aaaa!
Lekarz Łacinnik: To tylko oznacza, że właśnie zobaczyłem światełko w tunelu.
Locusta: Acha, czyli, że jest jeszcze nadzieja? Uuuaaaa!
Godzina 6:13 następnego dnia.
Locusta: Nareszcie. Ale co to jest? AAAAAA!
Lekarz Łacinnik: Ecce homo! Ecce iterum!
Pacjentka wrzeszczy, a Antosza w kombinezonie płetwonurka, wyłania się spomiędzy jej nóg. Macha ręką na przywitanie, niczym kosmonauta w czasie transmisji telewizyjnej. Lekarz sprawnie odcina dopływ tlenu, przekonany, że to pępowina, i robi zgrabną kokardkę. Antosza zaczyna się dusić. Wali wściekły pięścią w gębę Lekarza, który natychmiast mdleje. Antosza ucieka w popłochu ze sceny. Po chwili słychać dźwięk tłuczonego szkła i donośny płacz noworodka.
Locusta: Non qui sed quo modo.
Kobieta jest naprawdę szczęśliwa.