Zenon w jesieni
Jesień dla Zenona zawsze była okresem interesującym. Im później przychodziła, tym lepiej, a w sposób szczególny doceniał jesienie ciepłe i łaskawe pogodą. Jesienie nieewidentne pasowały Zenonowi najbardziej ze wszystkich, bo starał się dostrzec niewidzialne – czyli granicę pomiędzy jesienią a nie-jesienią.
Nigdy indziej w całym roku granica nie była tak istotna, tak mało pożądana i tak mało wyczekiwana. Granica między odchodzącym latem, na które wszyscy czekali cały rok (prócz okresu letniego, naturalnie), a jesienią, która zwiastowała wszystko to, co z ludzkiego punktu widzenia w przyrodzie niepożądane – a więc zimno, deszcze, katary, korki na ulicach i rzadko kursujące autobusy – wszystko to przychodziło pewnego nieokreślonego dnia, jakby znienacka, ale nie do końca. Razem z jesienią.
I choć dla Zenona była już ewidentna jesień, obserwował, jak ludzie z determinacją, kurczowo trzymali się ostatków lata, co do którego wiedzieli, że już przecież poszło sobie i nie da się go zawrócić. Walka o lato w sposób najdrastyczniejszy unaoczniała się – w obserwacjach Zenona – w ubiorach. Podczas gdy część ludzi – i Zenon stwierdził, że była to część starsza – zakładała kurtki i długie spodnie na wyjście z domu, inna część – tym liczniejsza, im młodsza – nadal biegała w koszulkach z krótkim rękawkiem, udając, że jest ciepło. Czyniła to jednak bardziej z przyzwyczajenia niż z rozsądku, bo choć słońce nadal grzało, zdecydowanie nie było to już to samo słońce, w którym człowiek wygrzewał się po wyjściu z jeziora, morza czy basenu.
Okres przejściowy pomiędzy zdecydowaną jesienią a zdecydowanym latem trwał – zależnie od pogody i nasłonecznienia – kilka dni albo kilka tygodni. Nigdy jednak nie pozostawiał nadziei na powrót utraconego lata, co czuć było wyraźnie, szczególnie wieczorami i nocą, kiedy temperatury spadały poniżej oczekiwanych.
Kiedy Zenon doszedł do tego właśnie punktu swojego rozumowania, zatrzymał się na chwilę na słowie „temperatury” i uznał, że w nim właśnie musi tkwić sedno. Jednocześnie z rozważaniami na temat temperatur, inną część jego głowy zaprzątała nieporzucona kwestia granicy pomiędzy latem a jesienią. Kombinacja tych dwóch zagadnień popchnęła Zenona w kierunku rozpoczęcia badań. Badań i dociekań natury antropologiczno-ubraniowej.
Punktem wyjścia stało się Zenonowe codzienne wychodzenie z domu. Zenon zaciekawiony sam sobą poddał się obserwacji uczestniczącej, w której siłą rzeczy uczestniczył jako uczestnik i jako obserwator. Zenon-obserwator zadał sobie wieczorem pytanie, w jaki sposób decyduje, co na siebie założyć. Następnego ranka jako jeden (tj. uczestnik) i jako drugi (tj. obserwator), Zenon udał się w tę stronę zajmowanego przez siebie, wynajmowanego mieszkania, gdzie mieściła się strona północna. Tam za oknem przymocowany był termometr, na którym Zenon odczytał temperaturę.
Na chwilę jaźń Zenonowa musiała się rozdwoić, kiedy jednocześnie – jako uczestnik eksperymentu – decydował, co na siebie założyć, oraz – jako obserwator – analizował decyzję siebie pierwszego. Ponieważ Zenonowy mechanizm analizy działał całkiem sprawnie, przyzwyczajony do niesubordynacji swojego właściciela, Zenon nie miał większych problemów z wyjściem z sytuacji obronną ręką. Stosunkowo szybko dostrzegł, że co rano udaje się do pokoju z termometrem, by sprawdzić jaka jest temperatura na dworze, a następnie podejmuje decyzję o sposobie ubrania się w zależności od tego, co wyczyta z termometru.

Przypadek krajowy miał więc już z głowy, bo doświadczenie własnego siebie przeniósł i na innych mieszkańców tego samego kraju. Nurtowało go jednak, czy na podstawie obserwacji samego siebie i przeniesieniu wniosków na współziomków może posunąć się na tyle daleko, by wnioskować o ogólnej, globalnej czy chociaż kontynentalnej granicy pomiędzy latem a jesienią.
Tej nocy nie mógł zasnąć.
Rano, zamiast do termometru za oknem, ruszył do internetu i do swojej książki adresowej. Rozpoczął studia nad granicą.
Zajęcie pochłonęło go do tak bardzo, że prawie zapomniał o pracy, którą wykonywał zarobkowo i nie powinien jej zaniedbywać, ale też tak duże zaangażowanie niemal gwarantowało szybkie efekty. Przerzucając stosy stron internetowych, zaglądając do gazet, magazynów i książek, ale ponad wszystko rozmawiając ze znajomymi, którzy bywali w świecie, a którym Zenon dokładnie nie mówił o co chodzi, w obawie o swój własny wizerunek wśród znajomych, Zenon… zwątpił.
Tamtego ranka, kiedy poddawał sam siebie obserwacji uczestniczącej, i odkrył, że granica pomiędzy latem a jesienią przebiega gdzieś pomiędzy 15 a 20 stopni Celsjusza, był pewien, że już prawie dotarł do sedna. Właściwie to prawie całkowicie się usatysfakcjonował, bo znalezienie granicy, która posiada przedział zaledwie 5 stopni w całej skali Celsjusza, wydała mu się naprawdę precyzyjna. I na tym – pomyślał potem – powinien był poprzestać. Na satysfakcji. Zamiast tego – za co sam siebie skarcił – podjął dalsze dociekania, skutkiem których zupełnie się był pogubił w zawiłości kwestii.
Okrył, że w czasie, kiedy większa część populacji jego własnego kraju udaje się co rano do termometru, by wiedzieć, co się na świecie dzieje, punktem odniesienia dla narodów anglosaskich nie jest już termometr. Punktem odniesienia dla narodów anglosaskich jest barometr, w który co rano z namaszczeniem stukają palcem wskazującym, by poruszyć strzałkę decydującą o tym, czy danego dnia będzie padało czy nie. Narody anglosaskie – co wydało się Zenonowi dziwne, jeśli nie podejrzane – zupełnie nie są zainteresowane zagadnieniem, CO będzie padało.
W przypadku, kiedy barometr wskazuje, że będzie padało, należy ubrać się przeciwdeszczowo. Jeśli nie będzie padało, znaczy, że można sobie pozwolić na strój słoneczny. A w ojczyźnie Zenona od tego, czy będzie padało, czy nie, dostawało się tylko bólu głowy. Właściwie – podjął Zenon trochę rozczarowany i zły, że narody anglosaskie popsuły mu teorię – można by sprzedawać barometry jako magiczne urządzenia przepowiadające migreny.
Ale i ten pomysł Zenon szybko odłożył tam, gdzie odkładał i poprzednie, zawsze świetne pomysły na złote interesy albo na zbawienie świata.
Granica między latem a jesienią w krajach anglosaskich wydała się Zenonowi nieustanawialna ze względu na kompletną ignorancję narodów ww. krajów w kwestiach pogodowych. Poddał się. Ale tylko na chwilę.
Wybawienie przyszło z zupełnie nieoczekiwanego źródła: z Włoch, gdzie – jak się wydawało – granica między latem a jesienią jest czysta i klarowna. Niestety, nie miała nic wspólnego z temperaturami. Zatroskany anglosaską ignorancją, Zenon pozwolił sobie zupełnie zignorować fakt oderwania badanej granicy od kwestii temperaturowych.
Otóż Zenonowe źródło w sposób ogólnikowy podawało, że Włosi posiadają dwie szafy: górną i dolną. „Szafa jest instytucją i zajmuje całą ścianę. Dolna jest szafą aktualną, w której znajdują się ubrania aktualnie noszone. Górna jest szafą na ubrania nienoszone i przeznaczone na czas, kiedy ubrania noszone się dezaktualizują. Dwa razy do roku następuje zamiana szaf” (tutaj Zenon nastawił mocniej uszu, by po chwili, jaką sobie pozostawił na odetchnięcie i przełknięcie śliny, przeczytać dalej): „na Wielkanoc i w pierwszy weekend września. Na Wielkanoc ubrania ciężkie i ciepłe wędrują na górę, a ubrania letnie zajmują szafę na dole. W pierwszy weekend września jest odwrotnie – ubrania jesienno-zimowe ściągane są z górnej części rodowej szafy i lądują na dole, gdzie są pod ręką, gotowe do noszenia. Od tego czasu, bez względu na temperaturę czy ciśnienie atmosferyczne, niepodzielnie królują stroje jesienne i zimowe, a więc jest jesień.” Zaznaczenie granicy pomiędzy latem a jesienią jest więc instytucjonalne, nie ma nic wspólnego z pogodą czy sentymentami.
Kiedy Zenon czytał te słowa, uśmiech na jego zatroskanej twarzy stawał się coraz większy, bo czuł, że zbliża się do odkrycia zagadki granicy.
Od pierwszych słów artykułu Zenon zapałał gorącym entuzjazmem do pomysłu włoskiego, a miłością do Włochów. System był jasny i klarowny, a co więcej, odpowiadał na Zenonowe pytanie o granicę. Odpowiedź włoska brzmiała jednoznacznie: granica między latem a jesienią przebiega przez pierwszy weekend września.
Choć w warunkach naturalnych, to jest, kiedy Zenon był wypoczęty i skory do podejmowania badań i analiz, zdecydowanie nie przystałby na rozstrzygnięcie włoskie (jako zbyt uproszczone), tym razem nie potrafił znaleźć sam przed sobą argumentów do polemiki. W pojedynku z własną ciekawością odnotował stan nierozstrzygnięty i oddał się innym czynnościom.
Ilustrowała: spinelli/pinezka.pl