Zenon, Bank i żarówka
Przy okazji ostatniej wizyty w Banku Zenon poczuł się nadużyty. Nie tylko kolejka do kasy była kilometrowa, ale też i pani w okienku do odpowiadania na pytania nie miała w zasadzie do powiedzenia nic ponad to, żeby dzwonił na bezpłatną infolinię, gdzie jego dociekliwe pytania w sprawie prowadzenia własnego konta zostaną uwzględnione, a potem odpowiedziane.
Poddenerwowany, ale i zaintrygowany, udał się do najbliższego publicznego aparatu telefonicznego i zadzwonił na wskazaną infolinię Banku. Szczęśliwie znajdował się w tej dzielnicy miasta, gdzie władzę nad gruntami pod budkami telefonicznymi dzierżyli rozsądni radni, którzy nie poszli za przykładem innych radnych innych dzielnic i nie zażądali od monopolu publicznych automatów telefonicznych opłat za wynajem gruntu pod budkami telefonicznymi. Zenon zgadzał się ze wszystkimi tymi, którzy twierdzili, że wszelki monopol powinien być zlikwidowany raz na zawsze i zastąpiony pluralizmem rozwiązań, ale też jako człowiek mało radykalnych poglądów uważał, że walka z monopolami nie powinna odbywać się absolutnie wszystkimi środkami.
Walka z monopolem publicznych automatów telefonicznych w innych dzielnicach skończyła się odmową monopolu na płacenie za wynajem gruntu pod budkami telefonicznymi, a wkrótce potem – likwidacją samych publicznych telefonów. Choć prawdą jest, że większość ludności kraju zaopatrzona już jest w osobiste telefony komórkowe, są też i tacy, których na telefony osobiste nie stać lub takowych nie posiadają z przyczyn demonstracyjnych. Albo jak Zenon – nie posiadają osobistego telefonu komórkowego, bo nie jest im do niczego potrzebny. Nikt przecież do Zenona nie wydzwania. Na potrzeby jednorazowego skontaktowania się na przykład z Bankiem – jak teraz – Zenon nosił w portfelu kartę telefoniczną. Z okazji posiadania i używania karty telefonicznej potrafił też po cichu i skrycie, kiedy nikt nie mógł go zacząć podejrzewać o popieranie monopolu publicznych aparatów telefonicznych, wzdychać z ulgą, że karty do telefonów są tylko jednego rodzaju lub w najgorszym wypadku rodzaju dwojakiego, ale za to w zasadzie kompatybilne. Pluralizm telefoniczny zmusiłby go niechybnie do zapchania całego portfela kartami przeznaczonymi do różnych aparatów i odmawiającymi współpracy z maszynami każdej innej firmy.
Dodzwoniwszy się do bezpłatnej infolinii (do której żeby się dodzwonić, należy najpierw włożyć do automatu kartę telefoniczną), został postawiony wobec trudnego wyboru:
– Jeśli masz już swój Zindywidualizowany Kod, wybierz 1. Jeśli nie masz jeszcze swojego Zindywidualizowanego Kodu, wybierz 2.
Zenon nie miał pojęcia, o co chodzi, ale wolał wybrać wariant bezpieczniejszy, więc wcisnął 2. Bezpłciowy głos automatycznej centrali telefonicznej w słuchawce kontynuował:
– Nie masz Zindywidualizowanego Kodu? Udaj się do filii Banku i jak najszybciej zdobądź indywidualny i poufny Zindywidualizowany Kod. Nasi pracownicy z przyjemnością pomogą ci dopełnić wszelkich formalności.
Potem następowała dłuższa przerwa, po której bezpłciowy głos dodawał z rezygnacją:
– Albo czekaj na zgłoszenie się operatora.
Więc Zenon czekał w ciszy i tajemniczości płynących z telefonicznej słuchawki aktualnie przyłożonej do zenonowego ucha. Nic się jednak nie działo. Potem telefon rozłączył się. Niezrażony marnymi rezultatami pierwszej rundy, Zenon ponownie wykręcił numer bezpłatnej infolinii i ponownie został postawiony przed tym samym pytaniem o posiadanie Zindywidualizowanego Kodu, którego dobrze wiedział, że nie posiada. Wcisnął więc 2, jak sugerował bezpłciowy głos w słuchawce. I ponownie nic. Automat telefoniczny posłuchał dłuższej chwili ciszy, by wkrótce podjąć decyzję, że sytuacja w swej beznadziejności nie rokuje na żadne pozytywne rozwiązanie. Rozłączył się.
Po dwóch kolejnych próbach Zenon był już bliski poddania się, ale zaryzykował rozwiązanie przed-ostateczne – jeśli założymy, że ostatecznością byłoby zdemolowanie publicznego automatu telefonicznego, czego Zenon – gorący poplecznik telefonii publicznej – za wszelką cenę chciał uniknąć. Kiedy po raz kolejny został postawiony przed dylematem wciskania klawisza z numerem 1 lub klawisza z numerem 2, skłamał i wcisnął 1.
– Gratulujemy trafnego wyboru – ucieszył się bezpłciowy głos w słuchawce. – Posiadanie twojego indywidualnego Zindywidualizowanego Kodu znacznie ułatwi twoje życie.
A zaraz potem słuchawkę po drugiej stronie podniosła urocza ludzka istota, która choć mało kompetentna, robiła, co mogła, żeby Zenonowi pomóc, bardzo przepraszając za chwile przerwy, w których musiała się dowiadywać wszystkiego u kogoś, kto najwyraźniej stał za jej plecami. Po raz pierwszy w życiu Zenon tak bardzo był w stanie docenić zająknięcia i długie „mmmmmm…”, które po częstokroć przerywały ciąg odpowiedzi istoty ze słuchawki. Bo choć były to może oznaki niewiedzy i braku kompetencji, Zenon mógł być pewien, że ma do czynienia z żywym człowiekiem, a nie maszyną. O podanie swojego Zindywidualizowanego Kodu nikt Zenona nie poprosił, co tym bardziej potwierdziło jego sceptyczność wobec machinalizacji.
I choć sceptyczność rzeczoną wyraził w formie pisemnej rozpoczynając korespondencję z kierownictwem Banku, i tak został zmuszony do otworzenia dostępu internetowego do swojego konta. Wobec niekompetencji obsługi Banku i malejącej liczby publicznych aparatów telefonicznych, internet wydał się rozwiązaniem ostatniej nadziei. Nie tracąc czasu w kolejkach w Banku – kolejkach do płacenia i do zadawania pytań, Zenon mógł dokonywać transakcji nie ruszając się z domu. Naturalnie, w znaczny sposób ograniczyło to krąg ludzi, z którymi interreagował, ale jakości ludzi w kolejkach bankowych Zenon i tak nie cenił szalenie wysoko, wobec czego sądził, że stratę byłby w stanie szybko powetować.
Trzy tygodnie po tym jak Zenon rozpoczął nowej jakości relacje z własnym kontem bankowym, do drzwi zastukał listonosz. Dzierżył w ręku średniej wielkości, grubą kopertę i domagał się potwierdzenia odbioru.
– To do mnie? – zainteresował się zdziwiony Zenon.
Podpisał podsuwany mu przez listonosza kwitek i wolnym krokiem udał się do kuchni, badawczo przyglądając się kopercie. Potrząsnął nią. Nasłuchiwał. Otworzył ostrożnie. Po czym zajrzał do środka, a następnie delikatnie wsunął do koperty rękę i wyjął kartkę zgiętą na pół oraz przedziwny artefakt – opakowanie z żarówką. Żarówkę położył na stole, w dłoniach pozostała mu jedynie kartka, którą teraz rozprostował i obrócił, jako że była do góry nogami. Zaczął czytać:
– Szanowny Panie! – rozpoczynał się list. – Bardzo dziękujemy za udział w promocji „Stoen i Osram doradzają oszczędność”. Miło nam powiadomić, że jest Pan jedną z pierwszych osób, które otrzymują nagrodę w postaci świetlówki kompaktowej Osram Dulux EL Longlife. Z pewnością szybko przekona się Pan o zaletach świetlówki – długi czas świecenia, niski pobór mocy i w efekcie oszczędność energii do 80%. Natomiast oszczędność czasu gwarantuje Panu „Polecenie Zapłaty Internetem” przy opłatach za energię elektryczną. Z poważaniem Stoen i Osram.
– Jakie to życie dziwne – westchnął Zenon, zaskoczony niespodziewanym podarunkiem i znajomością z firmami Stoen i Osram, której wcześniej nie był świadom.

Ilustrowała: spinelli/pinezka.pl