Trzech solistów z Cassel – Wolność
Od kiedy B. napisał książkę, w której z niezbitą pewnością udowodnił, że dusza ludzka jest wolna, w zasadzie nie miał chwili spokoju. Zgłaszali się do niego wszyscy, od pism naukowych, poprzez ezoteryczne, a kończąc na miesięcznikach dla dzieci i poradnikach biznesowych (przedstawiciele tych ostatnich w każdym wywiadzie chcieli się dowiedzieć, jak jego odkrycie wpłynie na rynek pracy). B. z dnia na dzień stał się człowiekiem niedostępnym.
Przed jego domem czyhali paparazzi, którzy odpuścili sobie fotografowanie gwiazdek seriali telewizyjnych i pisarzy-skandalistów, rozwodzących się właśnie z trzecimi żonami (nie trzeba dodawać, że gwiazdki i pisarze – często właśnie ze sobą się rozwodzący – nigdy bardziej nie nienawidzili filozofii, abstrahując od faktu, że do tej pory obce im były dylematy stricte metafizyczne). Z B. nie szło się skontaktować, bo stale wisiał na telefonie, rozmawiając z krajami leżącymi za oceanem albo w okolicach Indii. Z domu – mając na względzie paparazzich – w zasadzie nie wychodził, listy skierowane doń przechwytywały panie z poczty, które raptem zapałały do niego miłością szczerą, acz nieodwzajemnioną, zaś mail i tak zawsze był zapchany.
Nie dziwi więc nikogo, że B. stracił w krótkim czasie wszystkich przyjaciół, z prasy dowiedzieliśmy się, że odeszła od niego żona, zabierając obie córeczki i twierdząc, że nigdy wcześniej nie doświadczyła życia z prawdziwie wolną – i bezcielesną – duszą i że nikomu tego nie życzy. Panie z poczty puściły to mimo uszu, zaś na mieście nikt nie wyrażał się o byłej żonie inaczej jak „podła ździra”.
A dwa tygodnie temu jakiś badacz z Kuala Lumpur odkrył poważną lukę w dowodzeniu B., dzięki czemu można było odłożyć teorię o wolności duszy ad acta. Szkoda, że B. tego nie dożył, bo korzystając z wolności, którą sam sobie uzurpująco nadał, trzy dni przed tym zdarzeniem powiesił się w swoim domu.