Trzech solistów z Cassel – Duch
Postać Pana D przemyka ulicami mojego miasta. Dawniej myślałem, że jest mleczarzem, ale od dawna już nikt nie roznosi mleka pod drzwi, co odbija się na inteligencji zięb i kosów (w dawnych czasach uczyły się, jak spijać śmietankę, przebiwszy uprzednio kapsel gałązką, bądź innym narzędziem).
Potem miałem nadzieję, że jest tym listonoszem, który przyniesie mamie jej niesamowitą wygraną, za którą mama kupi mi rower i będziemy żyć jak państwo z bajek.
Stopniowo jednak odrzucałem wszystkie hipotezy (udało mi się nawet znienawidzić prawdziwego listonosza, bo na rower odłożyłem sobie sam pieniądze), choć tajemnica pana D przemykającego po ulicach męczyła mnie coraz bardziej, miast tracić na ważności. Gdyby jeszcze przemykał o określonej porze, to może udałoby mi się wmówić samemu sobie, że to duch Immanuela, który wybrał się w podróż pośmiertną. Ale nawet tego nie można było stwierdzić.




Pan D (swoją drogą, nawet nie wiedziałem, jak się nazywa. D było pierwszą literką od Duch, co zresztą również naprowadzało mnie na królewieckiego filozofa) pojawiał się i znikał, nie wiem skąd i nie wiem dokąd. Aż któregoś dnia po prostu przestał. Myślę, że odszedł, pogodziwszy się z tym, że jedyna osoba, którą obchodziło, kim był, nigdy tego nie odkryje.
Choć, przyznam szczerze, czasem wyglądam zza zasuniętych rolet, czy się nie rozmyślił.
Grafika: lolyta, spinelli