„My jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO!!!” – grzmioł pon premier na gdańskim wiecu poparcia dlo rządu. Oj, to niedobrze, ponie premierze. Cały cas jest pon tamok, ka pon był za PRL-u? Nawet o krok sie pon nie rusył? I jesce jest pon z tego dumny? Krucafuks! To tak, jak by jaki turysta przyjechoł do mojej wsi, wysiodł z PKS-u i nika juz stamtąd nie seł, ani na Turbacz, ani na Lubań, ani na zoden inksy pikny wierch, ze ftórego mozno by sie piknyk widocków naoglądać. Do bacówki tyz by nie poseł skostować świezego oscypka. A potem by sie kwolił: „Cały czas jestem tu, gdzie wtedy, gdy przyjechałem do tej wsi”. Co by o takim „górskim turyście” pomyślano?

Ocywiście nie mozno wyklucyć, ze na takim Turbaczu jakiś zomowiec kiesik był. I jakby potem ftoś tyz wseł na Turbacz, to mozno by go wytykać palcami: O! Był tam, gdzie stało ZOMO! No i co? Byłoby w tym coś złego? Cy to juz jest powód po temu, coby sie nika nie rusać, coby przypadkiem nie stanąć tam, ka stało ZOMO? A choćby i nawet ftoś spotkoł sie na tym Turbaczu z zomowcem i nawet zamienił z nim tamok pare słów, byłoby to naganne?

Zanim odpowiem, co o tym sądze, powtórze wom prowdziwom opowieść pewnego cepra, ftóry kozdego lata przyjezdzo do mojej wsi. Ceper ten godoł, ze w schyłkowym okresie PRL-u powstoł taki śpasujący ruch pod nazwom Pomarańcowo Alternatywa. Ten ruch urządzoł na ulicak polskik miast happeningi, takie demonstracje na wesoło, ka wyśmiewano rózne PRL-owskie absurdy. No i władza chyba zgłupła – bo co robić z tłumem, ftóry przeciwko niej protestuje, to mniej więcej wiedziała, ale co robić z tłumem, ftóry sie z niej śmieje – no… nie miała pomysłu, co z tym zrobić. Zomowcy tyz pocątkowo byli osołomieni: przyzwycaili sie juz do tego, ze jak idom z pałami na tłum, to tłum ucieko, wyzywając jednoceśnie milicje od gestapowców. A na demonstracjak Pomarańcowej Alternatywy – nowość! Tłum wcale nie jest wrogi, ino uśmiecho sie, podchodzi do zomowców i wręco im kwiaty! I co w tej sytuacji zomowcy robili? Nie mieli inksego wyjścia – coroz mniej pałowali, a coroz cynściej tyz sie uśmiechali. Uśmiechnięty do demonstrantów zomowiec! Krucafuks! W stanie wojennym i tuz po nim to sie wydawało niemozliwe! A pare roków później – okazało sie, ze jednak mozliwe.

No i był we Warsiawie taki kapitan ZOMO (potem nawet na majora awansowoł, nazwisko znom, ale nie podom, bo nie widze tutok takiej potrzeby), ftóry dowodził  akcjami przeciwko odbywającym sie w stolicy demonstracjom. Kie Pomarańcowo Alternatywa zacęła robić happeningi, pon kapitan ze swojom zomowskom druzynom tyz tym happeningom towarzysył.

Ceper, o ftórym godom, regularnie  na te happeningi chodził i na własne ocy widzioł, jak ów kapitan pomału przestoje być groźnym oprawcom pacyfikującym manifestacje, jak coroz śmielej podchodzi do demonstrującyk studentów (bo w takik happeningak ucestnicyli głównie studenci) i nawet z nimi dowcipkuje. Zdarzyło sie roz (było to w cerwcu 1988 roku na placu Zamkowym we Warsiawie), ze pon kapitan fcioł, coby odbywający sie tamok kolejny happening wreście sie skońcył.
Siedząc w milicyjnym aucie wezwoł przez megafony:
– Proszę już zakończyć manifestację i się rozejść!
Studentom jednak ani w głowie było sie rozchodzić. Następne słowa pona kapitana zabrzmiały więc bardziej złowiesco i z megafonu popłynęło ostrzezenie:
– Proszę się rozejść, bo inaczej zaraz milicja wkroczy do akcji!
Na studentak nie zrobiło to zodnego wrazenia. Oni byli juz zahartowani w bojak, niejeden z nik nie roz pałom dostoł i 48 godzin w hereście przesiedzioł. No i zamiast sie rozejść, studenci zacęli krzyceć w strone kapitanowego auta:
– Gargamel! Gargamel! Gargamel!
Reakcja kapitana była równie natychmiastowo co zaskakująco. Po całym placu Zamkowym milicyjny megafon obwieścił:
– Proszę mnie nie obrażać! Jestem smurfem, nie Gargamelem!

Krucafuks! Znajomy ceper zapewnio, ze to wydarzyło sie naprowde, a jo wos zapewniom, ze ten ceper jest wiarygodny.
No to jo wom powiem, ze swoim psim nosem cuje, ze zomowiec, ftóry całemu tłumowi demonstrantów obwiesco, ze jest smurfem, nie moze być tak do końca złym cłowiekiem. Pocucie humoru i zło nie chodzom se sobom w parze. (No, w ostatecności w parze ze złem moze chodzić humor wisielcy, ale podsywanie sie pod smurfa chyba trudno uznać za wisielcy humor?)

Owsem – i  na happenigak zdarzały sie nieprzyjemne sytuacje w spotkaniak demonstrantów z zomowcami. To prowda. Ale mimo syćko te akcje Pomarańcowej Alternatywy wykazały, ze i z zomowca mozno było jakieś dobro wyłuskać. Ino coby sie o tym dowiedzieć, trza było jednak stanąć właśnie tam, gdzie stało ZOMO. Wcale nie po to, coby poprzeć ik działanie, ale po to, coby ik lepiej poznać. Hau!

 

Ilustrowała: Joanna Titeux/pinezka.pl