Szewc zabija szewca
Tak naprawdę, to jestem mechanikiem a tylko w wolnych chwilach strzelam do gołębi sąsiada. Swoje życie zacząłem od momentu wyjścia z kanału. Tam nie było nic.
Potem poszedłem na wzgórze i postanowiłem się urodzić. Tam znalazłem wiatrówkę i poznałem Ją, i tak stałem się.
A Ona była od zawsze i chyba mnie toleruje, bo mało mówię wśród ludzi, przez co oni myślą, że jestem. Zabiję jeszcze kilka gołębi i schowam się do garażu…
Zabijanie gołębi niezwykle uspokaja, to dużo mniej frapujące zajęcie od duszenia kotów. Po prostu biorę wiatrówkę i strzelam, ubijając je w locie patrzę. jak bezwładnie rozbijają się o asfalt. Uspokaja to moje sumienie. Zawsze jak te małe punkty znikają z mojego nieba, czuje się bardziej dowartościowany…
Najpiękniejszy jest moment, kiedy ugodzony ptak odskakuje z toru swego lotu panicznie chwytając powietrze skrzydłami! To jakby pociąg stracił styczność z torami zabijając dziesiątki ludzi. Ale gołębie są czystsze i dlatego dużo przyjemniej jest je zabijać.
Duszenie kotów jest nieco trudniejsze i ociera się o sferę erotyki, małe bezgłośne główki wijące się w konwulsjach, drapią z ogromną siłą starając się wyrwać. Ludzie czasami w takich momentach szczytują. Piękne, ale bardziej przyziemne od gołębi, no i masz bezpośredni kontakt, później musisz wypuścić zwłoki z rąk, a to już nieprzyjemne.
Następny gołąb spadł z nieba. Dzisiaj zabiję mojego przyjaciela. Nigdy jeszcze nie zabiłem bliskiej mi osoby, zrobię to dla Niej, żebym już nie musiał się do niego przyrównywać, może przez to skończy się zima. Ona znajdzie nowego kochanka, może go pokocha i znów będę widział Ją szczęśliwą.
Zabiję go w uścisku. Tak! Dzisiaj go pożegnamy, ja przytulę się do niego głaszcząc go po głowie, ucałuję ją, i nieśpiesznie włożę nóż między jego żebra, delikatnie żeby go bardzo nie bolało, on to zrozumie. Powoli położę go na kanapę aby zasnął. Później będziemy w milczeniu pili do rana, rozchodząc się na zawsze. Potem pójdę popatrzeć jak Ona tańczy. Wszyscy Jej tancerze chcą Ją posiąść.
Nie będę już zabijał kotów, to jednak jest okrutne. Nie wolno urzeczywistniać snów. To niesmaczne.
Zastanawiałem się, skąd ja właściwie mam przyjaciela. Chyba Ona mi go przyniosła, rankiem, kiedy spałem. Ale to było chyba zanim się urodziłem. On ma tyle potrzeb! Zupełnie, jak by nie był dla mnie! On tego nie rozumie, a ja tego nie wiedziałem! Dlatego wciąż się do niego chciałem upodobnić. Ale teraz już nie będę musiał.
Wczoraj zabiłem właściciela mieszkania, do którego mnie zaproszono na wieczór i noc. Piłem z nim wódkę, śmiałem się z nim, spałem na jego łóżku. Nawet nie musiałem go zabijać, choć był taki dziwny. I ta jego kurtka skórzana.
Tak po prostu uderzyłem jego głową o ścianę, ściskając mocno jego włosy i pasek u spodni. Wreszcie zrobiło się cicho, rozdeptałem później jego twarz aby nie musiał na mnie patrzeć. Wydawało mu się, że jest szczęśliwy, a był po prostu samotny. Ona mi to powiedziała, zazdrościłem mu. Zrobiłem to szybko, silny był. Przed zabiciem go uśmiechałem się do niego zapewniając o swej przyjaźni. Dalej uważam się za jego przyjaciela! Zrobiłem to dla Niej. A Ona znów zadała mi pytanie, dlaczego ją kocham. Zawsze odwraca się na pięcie i odchodzi z zimnym wyrazem twarzy. Najpiękniej wygląda jak ściska się ze swymi kolegami, całując ich w usta. Ja nawet nie dotknąłem Jej ust. Choć śnią mi się każdej nocy.
Za dużo Jej powiedziałem. Nie powinienem nic mówić. Ale ja żyję i muszę mówić, przynajmniej dopóki nie spotkam śmierci, bo to do niej wciąż mówię. Wiem już jak ją spotkać! Potrzebna jest wojna! Musi być bardzo długa i bezpardonowa, prawdziwa brutalna, czysta i bez kompromisów, totalna analna i piękna! Schowam tylko wzgórze, żeby się nie zbrukało, ale nikomu o tym nie powiem.
Muszę zabić więcej gołębi na zapas, podczas wojny nie będzie gołębi. Podczas wojny niczego nie ma, tylko czerwone niebo. Piękne, prawdziwe czerwone niebo i Śmierć, królowa życia. Będę czekał na nią pośród krwi, będę tam stał z rozłożonymi rękami i czekał a ona nadejdzie, aby mi odpowiedzieć, jak to jest z Nią. Śmierć mnie zrozumie, da mi siłę i wskaże skraj.
Znowu ustrzeliłem gołębia, już prawie nie chybiam. Nie, nie chcę żeby znalazła sobie nowego kochanka! Nie chcę! Jak go zauważę, to go uderzę, bardzo mocno uderzę, słyszysz?! I nie pozwolę mu upaść! Niech tylko go spotkam na ulicy! Ulice są moje! Tylko moje!
Widzę, jak idzie pewny siebie, uśmiechnięty. W jasnej kurtce. Młody bóg skurwysyn. Depcze mnie i nie czuje nawet, jak się miotam. Pobiję go najstaranniej jak potrafię! Tak, że aż światłość na mnie zstąpi, będzie mi błogo i czysto. Zrobię to z zamkniętymi oczami, ale nie po omacku, będę wiedział jak go zranić, będę czuł jego krew, rozsmakuję się w niej. Potem odejdę spokojny, napatrzywszy się jak płonie na ulicy. Nie powiem Jej o tym, bo mogłaby zrozumieć.
Pójdę na wzgórze odpocząć. Zawsze tam chodzę jak się dobrze czuję, jak świat jest piękny. Kocham piękny świat, cichy, pusty, czysty i pachnący. Ona jest piękniejsza od całego świata, ale Jej mam tylko troszkę, natomiast świat jest ogromny! Nawet nie wiem jak duży. Mówią, że nieskończony, ale na to jest zbyt piękny. Czasem wydaje mi się, że kończy się już za rogiem… Na wzgórzu nie przeszkadzają mi ludzie, oni tam są tacy jak Ona. Dlatego tam jest pięknie. Nienawidzę ludzi odmiennych od Niej, a szczególnie nie lubię inteligentów. Zawsze zamyśleni. Tacy wewnątrz pewni i puści, jak słoiki z uryną. Oni się boją. Boją się siebie. Myślą o tym samym, co każdy. Mają takie same potrzeby, nawet ich cele są takie same, ale ukrywają to. Chowają się za słowami. Nie ma nic gorszego od słów, oni ewoluowali poprzez słowa!
Brzydną przez nie. Kurczą się, parchnieją. Ich dłonie stają się brzydkie, nieszczere, jadowite. Z ich ust słychać nieustanny syk, potęgowany dymem, są obrzydliwi. Mówiąc o umieraniu, kurczowo trzymają się życia, jak karaluchy. Boże, jak ja ich nienawidzę! Przy nich tęsknię do robotników, szczerych, prawdziwych, brutalnych. Pachnących potem, silnych i zdrowych. Uciekających od słów. Ona nie jest robotnikiem, a na pewno nie inteligentem, Ona jest czymś innym, czymś, czego nie widziałem nigdy przedtem. Może niepotrzebnie wychodzę z garażu. A może to jeden z gołębi? Tego nie wiem, wiem natomiast, że muszę znów się schować, gołębie zaczęły omijać moją okolice a kotów już nie zabijam.
Żyję już trzeci dzień.