– Lubię pojeździć sobie – rzekł Turysta patrząc powyżej ramienia Sąsiada.
Sąsiad podążył za jego wzrokiem i dojrzał kardynała siedzącego w połowie gałęzi.
– Ten czerwony kolor przypomina mi, jak szukałem pizzerii.
– Przecież pizzerie są co krok – Sąsiad dał się wciągnąć w wymianę poglądów.
– Tak, to się bardzo rozpleniło – Kumpel nie mógł być gorszy.
– Wystarczyło stanąć i wejść – dalej wciągał się Sąsiad.
– Pizza pizzy nierówna… – zauważył dziwnie cicho Turysta.
– Duża konkurencja… zawsze można coś wybrać.
– Pozornie tak się wydaje…
– Dlaczego pozornie? Wystarczy stanąć i wejść – upierał się wciągnięty Sąsiad.
– … bo nieraz idzie się dość długo…
– No no, ciekawie zaczynasz…
– … po uliczkach…
– Nooo…
– … przez most i rynek…
– Wygląda nieźle…
– … wreszcie się pyta…
– Słyszę, ale nie wierzę…
– … nikt nie wie…
– ??
– … a właściwie wie jakieś dziewczę…
– Na dziewczyny zawsze można liczyć.
– … ale źle…
– Bo nie umiesz rozmawiać… – Sąsiad o dziewczynach wiedział wszystko.
– … wreszcie znajduje się, bardzo dobrze schowaną… – Turysta całkowicie ignorował Sąsiada.
– Lokalizacja, wiadomo…
– … zamawia, podają…
– Smacznego!
– … przecież mówiłem, że pizza pizzy nierówna…
– Coś mi świta – rzekł nagle Sąsiad – a w rynku fara.
– A w rynku fara – potwierdził Turysta.
– Ładne miasto… – od niechcenia wtrącił Kumpel.
– … na B. A znak pizzerii czerwony – Turysta nie pozostawił najmniejszej wątpliwości.