Pan Tofelek zostaje celebrity
Pan Tofelek, jak zwykle na kacu, przeglądał był sobie stare gazety i dumał. Dziwne to życie jest, rzekł sam do siebie, oto tutaj ta twarz pojawiła się w czterech periodykach jednocześnie, a po trzech miesiącach nikt nie pamięta w związku z czym. A nazwisko tego pana to było znane, no, w sprawie tamtej pani, tylko że sprawa ucichła, kiedy tamten jeszcze jeden pan złożył dymisję i teraz nikt nie pamięta, kto był kto i po co. A potem się dziwią, że ludzie myślą, że Kofi Annan to napój kawowy, a Condoleezza Rice to włoska potrawa z ryżu. No cóż, nikt nie jest Duchem Świętym i nie wiadomo, które z nazwisk galopujących przez nagłówki się wykopyrtnie i spadnie z pierwszych stron gazet za parę dni, a które nie.
Tak rozmyślając, Pan Tofelek zahaczył był wzrokiem o rosłego krokodyla, trzymanego żelaznym uściskiem przez równie rosłego gościa. Jakby już widział dziś to zdjęcie. A twarz też w sumie jakby znana. I nawet łatwa do identyfikacji, bo, w przeciwieństwie do innych celebrities, nie pokazywał się w towarzystwie Paris Hilton, tylko krokodyli. Nawiasem mówiąc, krokodyle które się pokazywały na łamach, też zazwyczaj były w towarzystwie tego gościa, za nic mając Paris Hilton. Taka jakaś obopólna sympatia. A jednak tą razą krokodyl na łamach pojawił się bez związku z sobą, a w związku z pewną płaszczką. Której na żadnym zdjęciu nie było.
Pan Tofelek wziął i się zadumał. Weźmy taką płaszczkę, myślał, ktoś jej przepłynął przed nosem, nie pierwszy i nie ostatni, no to go dziabnęła, no bo co. W miarę powolne, łatwo poszło, otrzepała się i popłynęła dalej. Bez żadnej świadomości, że właśnie została najsławniejszym stworzeniem na planecie, na tydzień przynajmniej. Że gdyby poszła po rozum do głowy i dała se zrobić zdjęcie w najbliższym automacie, to lekką rączką by zarobiła więcej niż noworodek Brandoliny. Że, jak głupia, teraz się dalej pałęta gdzieś po oceanach całkowicie incognito, a inne płaszczki nie mają dla niej ani trochę więcej respektu, niż zanim zabiła łowcę krokodyli. Kto wie, może teraz współmałżonek płaszczki ciosa jej kołki na głowie za to, że chodzi na ryby zamiast zająć się potomstwem, nie mając pojęcia, z kim zadziera?
Tak rozmyślając, odruchowo ukatrupił zwiniętą w ręku gazetą muchę, która, głupia, siadła nieopodal. I kto wie, rozmarzył się, a może ja właśnie zabiłem najseksowniejszą muchę świata i przez tydzień lub dwa będą o mnie brzęczeć na wszystkich gównach?
Ilustracje autory