Pan Tofelek, jak zwykle na kacu, w zamyśleniu spoglądał na resztki werandy w basenie.
To nie wyglądało za dobrze. Nic, tylko patrzeć jak przyjdzie Straż Miejska i wlepi mu mandat za psucie krajobrazu. Huragan pozrzucał wiele dachów, poprzewracał drzewa, niejedna też weranda wylądowała połamana w basenie, więc trochę czasu zajmie nim tu dotrą ze swoimi mandatami, ale że się zjawią, to było pewniejsze niż podatki. Pan Tofelek westchnął i podwinął nogawki.

***

    Strażnik Miejski sprawdzał podległe mu ulice. Hojnie obdzielał mandatami wszystkich, którzy wyłamywali się z regulaminu osiedla – mieli nieprzystrzyżoną trawę, nieprzepisowe kwiatki przy wejściu, zły kolor skrzynki na listy lub zbyt parweniuszowski samochód zaparkowany na widoku. Każdy taki nieprzepisowy detal wpływał ujemnie na cenę wszystkich apartamentów na osiedlu.
Strażnik miał jeszcze jeden adres do sprawdzenia – nie dalej jak dwa dni temu przywalił mandat pewnemu dupkowi, który – nie do uwierzenia – miał na tyłach domu zaparkowaną półciężarówkę i, o zgrozo, przyczepę. Dupek się mętnie tłumaczył, że jest dopiero w trakcie budowy i półciężarówką przywozi cement do jacuzzi, ale prawo jest prawem. Dupek dostał mandat i czterdzieści osiem godzin na uprzątnięcie ordynarnego pojazdu.
Strażnik zaszedł posesję od tyłu. Samochód z przyczepą znikł, za to pojawiła się sterta prefabrykowanych paneli ogrodzeniowych. Najwyraźniej dupek postanowił ukryć przyczepę i właśnie pojechał po resztę materiałów do budowy płotu. Bardzo dobrze. Wróci, to zastanie w drzwiach świeżutki mandat, tym razem za zaśmiecanie krajobrazu panelami płotowymi. Ostatecznie, to jest ekskluzywne osiedle, a nie jakiś skład budowlany.

***

    Pan Tofelek tymczasem pogwizdywał wesoło, wracając z punktu skupu złomu. Za połamane werandy nieźle płacili.
Zobaczył przez okno samochodu staruszka, próbującego wyciągnąć werandę z basenu. Mimo kaca miał dobry humor, toteż przepełniony miłością bliźniego zaoferował swą pomoc.
– Właściwie – pomyślał – przecież tu sami staruszkowie mieszkają, jeśli tylko im pomogę wyciągnąć te werandy i oddam je na złom, to w jeden wieczór zarobię tyle, ile zwykle mam w tydzień, no i dobry uczynek spełnię przy okazji.
Staruszków z werandami w basenach nawet nie musiał szukać. Kiedy zobaczyli, jak ładuje resztki metalowej ramy na samochód, sami zaczęli się ustawiać do niego w kolejce. Szybko zmiarkował, że opłaca się mu wziąć kilka dni urlopu i skoncentrować się na werandach.

Minęło parę ładnych godzin, zawartość wielu basenów wylądowała na złomie. Pan Tofelek właśnie walczył z kolejną werandą, gdy nagle wyrósł nad nim jakiś krawaciarz.
– Proszę natychmiast opuścić ten basen!
– Kiedy właściciel basenu wyraził życzenie wprost przeciwne – pogodnie zdziwił się Pan Tofelek.
– Nic mnie to nie obchodzi. Pan tu najwyraźniej kradnie. Jestem administratorem tego osiedla i widzę!
– Ale co kradnę i komu? Bo ta weranda należy do tego pana i wyciągam ją na jego prośbę.
– A zatem ten pan pana zatrudnił? To jest nielegalne – krawaciarz zapluł się nieco – takie zlecenia mogą wykonywać tylko licencjonowane firmy budowlane!
– Nie, nie zatrudnił. Robię to za friko, w ramach solidarności sąsiedzkiej.
– Aha! To znaczy, nie ma pan zlecenia od tego pana na piśmie? W takim razie pan nieupoważniony wtargnął na teren prywatny! Zabraniam panu jako administrator tego osiedla! – krawaciarzowi zaczęła się wydobywać piana z kącików ust.
– Nie rozumiem – stropił się Pan Tofelek – z zezwoleniem mi nie wolno, bo nie mam licencji, a bez zezwolenia mi też nie wolno, bo wtargam?
– Tak! – piana administratorowi zaczęła wydobywać się uszami.
– A gdyby ten pan to był mój tata, którego właśnie odwiedzam, to też jest wtargnięcie i nie wolno mi mu pomóc?
Administrator zabulgotał. – Proszę wyjść, albo zawołam policję!

Pan Tofelek postanowił nie psuć dnia temu miłemu człowiekowi i oddalił się, zostawiając werandę w basenie. Administrator skierował się do bramy posesji, do której właśnie od drugiej strony zbliżał się Strażnik Miejski. Zobaczył wystającą z basenu werandę i nie zwlekając wyciągnął blankiet z mandatami. Wpisał kwotę, wsadził druczek w drzwi i skrzyżował spojrzenie z administratorem. Panowie uśmiechnęli się do siebie szeroko.
– To może być początek pięknej przyjaźni – rzekł Strażnik i obaj zgodnie ruszyli spacerkiem w dół ulicy.