Pan Tofelek, jak zwykle na kacu, wyciągnął rzeczy z pralki. Z pełnym koszem skierował się do drzwi.
– Można wiedzieć, gdzie z tym idziesz? – spytała teściowa.
– Na zewnątrz, o – tu Pan Tofelek zaprezentował sznurek, uprzednio rozpięty przezeń między drzewami – żeby to wyschło.
– Chyba sobie żartujesz. Chyba nie zamierzasz tego rzeczywiście wieszać koło domu? Tam – wskazała – jest suszarka.
– To będzie jakieś półtora kilowatogodziny – uniósł brew Pan Tofelek – względy ekonomiczne i ekologiczne przemawiają jednoznacznie za tym, żeby wykorzystać darmową i przyjazną środowisku energię słoneczną, zwłaszcza, kiedy jest trzydzieści stopni w cieniu.
– Suszarka została wynaleziona po to, żeby sąsiedzi nie musieli oglądać twoich gaci przed domem.
– Za domem – poprawił Pan Tofelek – a suszarka została wynaleziona moim zdaniem po to, żeby jej producenci zbijali kasę, nie bacząc na dewastację środowiska. Mieszkańcy tego kraju zużywają osiemdziesiąt procent energii produkowanej na świecie, a protokół z Kioto…
– Panowie z Kioto nie zapłacą za mnie mandatu za oszpecanie sąsiedztwa. Jak im tak zależy, niech wynajdą suszarki działające na wiatr i słońce.
– Już jest wynaleziona – Pan Tofelek wskazał na sznur – ponadto spotkałem się z poglądem, że suszarki elektryczne niszczą tkaniny.
– Co ty nie powiesz, ja się spotkałam z poglądem, że nie niszczą.

Pan Tofelek się poddał. Otworzył suszarkę, wyciągnął z niej kupę czerwonych ręczników i załadował mokre pranie do środka.
– Filtr wyczyść – teściowa wskazała na małą szczelinkę. Pan Tofelek wyciągnął coś jakby ramkę z naciągniętą nań czerwonawą watoliną i naklejką „filtr należy czyścić przed każdym użyciem” (nie mógł się oprzeć myśli, że ta informacja powinna się znaleźć w zasięgu oczu kogoś, kto jeszcze o tym nie wie, a nie kogoś, kto jest w trakcie czyszczenia). Uznał, że watolina jest czysta i wsadził ramkę na miejsce.
– Można wiedzieć, co ty odstawiasz?
– No zakładam filtr przecie, nie wyglądał na brudny.

Teściowa spojrzała jakoś dziwnie, wyciągnęła ramkę, ściągnęła watolinę (filtr okazał się być cienką siateczką na ramce) i wyrzuciła ją do kosza obok. Dopiero teraz Pan Tofelek zwrócił uwagę na jego zawartość – całe garście delikatnych kłaczków w różnych kolorach.
Zadumał się.

– Jeśli ta suszarka nie niszczy prania – pomyślał – to z czego się ta watolina bierze? Wygląda na to, że z niczego. Ale to raczej nieprawdopodobne. Czy można wyssać z ubrań całe wiadra materii, zupełnie ich nie niszcząc? Jeśli tak, ciekawe, ile czasu by zajęło, powiedzmy, uzyskanie wiadra watoliny z pary majtek?

– Tak czy inaczej – wziął w rękę kłąb kłaczków – przecież to znakomity sposób na biznes: brać tę watolinę, uzyskaną, nieprawdaż, z niczego, zatem absolutnie za darmo – i robić z niej poduszki. A gdyby tak czyścić filtry mieszkańcom całej ulicy, to i fabrykę kołder można założyć…