Pan Tofelek, jak zwykle na kacu, wszedł na Zebranie. Na stole stały szklane pojemniki z czymś kolorowym. Kilku gości z Zarządu i Główny Technolog pochylało się nad ich zawartością. Na widok Pana Tofelka Prezes poderwał się radośnie.
– Niech pan popatrzy, oto nasze najnowsze osiągnięcie. Wróżę temu produktowi zawrotną karierę. Proszę spróbować – uśmiechnął się szeroko.

Pan Tofelek sięgnął do pojemnika z czerwoną zawartością. Cukierki w kształcie fasolek. O smaku wiśni. Bardzo dobre, skomentował, rzeczywiście smakują jak wiśnie. Żółty, jak się można było domyśleć, miał smak intensywnie cytrynowy, a ściślej smak cytryny posypanej cukrem. Dopracowane w każdym szczególe – smak, zapach, kolor i wrażenia dotykowe – cukierki różniły się miękkością, rozpuszczalnością, chrupkością i innymi parametrami, w zależności od tego, co imitowały. Prezes obserwował Pana Tofelka w napięciu, gdy ten brał do ust kolejną fasolkę.

Nuta, zrazu słodka, rozwinęła się po paru sekundach… yyyyyyyyy, co to jest? Wpadła wam ryba do maszyny?
– Znakomite, nie? – uśmiechnął się Główny Technolog.
– Nie. Obrzydliwe.
– Ależ to właśnie o to chodzi. To są Fasolki o Wszystkich Smakach!

Dopiero teraz Pan Tofelek dostrzegł tablicę z powiększonym projektem opakowania. Napis istotnie głosił, że fasolki są we wszystkich smakach, a towarzyszył temu rysunek z bajki, bijącej ostatnio rekordy popularności.
– Dostaliśmy od nich licencję – wyjaśnił wiceprezes – przysięgam, te smaki to nie nasz pomysł, to w książce takie są. I oni to jedzą.
– Wszystkie smaki, pan powiada? – upewnił się Pan Tofelek degustując kolejną fasolkę. To było coś obrzydliwego, rozpaczliwie rozejrzał się w poszukiwaniu kosza na śmieci.
– No, ja mówiłem, że te o smaku glutów z nosa są trafione w dziesiątkę, a pan się nie zgadzał – zawołał Wiceprezes do Prezesa.
– Nie no, dobrze, poddaję się, nie wykluczam, że w kwestii smaku glutów z nosa jest pan większym koneserem niż ja – rzekł Prezes pogodnie, a Wiceprezes zamilkł do końca spotkania na dobre.

Pan Tofelek z lekkim wahaniem nadgryzł kolejną fasolkę, przypominającą toffi z wyglądu. Popluwszy sobie serdecznie (gdyż był to smak woszczyny z uszu) zapytał ostrożnie, czy jest jakiś smak, którego na stole nie ma.
– To jest nasz mały problem – powiedział Prezes, częstując Pana Tofelka kolejnym cukierkiem – proszę, tu jest fasolka o smaku mydła, umyje pan sobie buzię w środku po tym syfie. No więc nasz Główny Inwestor zatrudnił jakiegoś kretyna, który się uparł, żeby zrobić fasolkę o smaku gówna. Twierdzi, że jak my tego nie zrobimy, to zrobi to i opatentuje nasza konkurencja. I że ludzie są na tyle wredni, że kupowaliby to, żeby podkładać swoim wrogom.
– To może nie taki całkiem kretyn? Skoro ludzie kupują sztuczne pierdy? Oraz broń palną?– uniósł brew Pan Tofelek.
– Nie no, może i myślenie prawidłowe, ale jak my mu mamy zrobić smak gówna? Zapach mamy. Konsystencja jest. Błyszczy się prawidłowo. Kolor, no, to było najłatwiejsze. Ale nikt się nie chce podjąć opracowania smaku. A dzisiaj powinniśmy przedstawić kretynowi pełną dokumentację i prototypy.
– Ale ja nie widzę, w czym problem? Osobiście mu to chętnie zaniosę. Możemy zacząć już obstawiać zakłady, czy powie, że smak trafiony, czy przeciwnie, że to jeszcze nie to. Właściwie czego by nie powiedział, będzie ubaw po pachy.

Prezes spojrzał w zadumie na Pana Tofelka.
– Ten facet zasługuje na podwyżkę, nie?