Pacjent i jego MUZA
Teatrzyk Rozmaitości Rzeczywistych
Cas’tra:
Pacjent – pomysłodawca, autor, dramaturg
Pacjentka – ubożuchna literatura w jego wykonaniu, a także MUZA
Anarchisto Dykta
i oczywiście Antosza
O miejscu akcji można powiedzieć, że składa się z czterech ścian o jednolitym wyglądzie. W środku nieszczęsnego pomieszczenia, na stołku z wyciągniętą na wprost dłonią, króluje Pacjentka:
Pacjentka: Widzisz to stado nierobów, ludzkie pasożyty!
Pacjent: Przecież ty też nigdy nie pracowałaś. To ja musiałem ciebie utrzymywać.
Pacjentka: Mądrze powiedziane. Lubię mądrych ludzi. – Mimo wszystko żachnęła się nieco. – Ale to ja jestem twoją MUZĄ.
Pacjent: A wiesz, chociaż co to jest talent?
Pacjentka: Lubię ludzi utalentowanych, ale dlaczego pytasz?
Nie można było kontynuować tej przesmacznej dysputy, gdyż pojawił się Anarchisto Dykta.
Pacjent: Spójrz tylko na niego. Ten stary człowiek to wielki człowiek, malarz, który miał i nadal ma talent.
Anarchisto Dykta: Pięknie, pięknie powiedziane. Mój drogi, naprawdę możesz być natchnieniem poetów. Dlatego zostajesz.
Pacjent wskazuje palcem na swą Muzę. – A, to kto?
Pacjent: To moje natchnienie.
Anarchisto Dykta: Dobrze, niech zostanie, ale reszta won! – Zwraca się do Muzy. – Będziesz u mnie sprzątać.
Kobieta wychodzi, na jej miejsce wbiega Antosza.
Antosza: A ja, czy ja też mogę, jestem taki młody?
Anarchisto Dykta: Oczywiście! – Do dziś nie wiadomo, w jaki sposób Antosza wpłynął na decyzję Dykta. – Skoro załatwiliśmy już wszystkie przykre formalności, bierzmy się do roboty! Nie ma co ziewać, czas brać się do roboty!
Pacjent: Kiedy ja myślę.
Anarchisto Dykta: Lubię ludzi myślących.
Pacjent: Myślę…
Anarchisto Dykta: Tak?
Pacjent: Myślę, że nie jestem ani taki mądry jak ci się wydaje, ani tak utalentowany. Powiem więcej jestem wręcz głupi. Zresztą nie ja pierwszy doszedłem do tego wniosku, już wielcy filozofowie, chociażby…
Anarchisto Dykta: Dość! Nie mogę cię zwolnić z obowiązku bycia człowiekiem, ponieważ jak powiedziałeś jesteś głupi, a nawet nieutalentowany, co przyprawia mnie o dreszcze i rozstrój żołądka, lecz gdybym zwolnił cię z jakiegokolwiek obowiązku, to podważyłbym w ten sposób autorytet, mój autorytet. Nie sądzisz chyba, że nie zdawałem sobie z tego sprawy? – Zerknął na Pacjenta spod gęstych brwi. – Ponieważ to ja jestem wywyższony, dlatego ty musisz być poniżony. To naturalne. Cóż, pogodzę się jakoś z tym, że nie jesteś godnym materiałem na członka naszej wspólnoty. Ale mam na to sposób, znalazłem wyjście z tej jakże trudnej sytuacji. Staniesz przed plutonem egzekucyjnym i potwierdzisz tym samym moje naturalne okrucieństwo. Będziesz pierwszą, dostrzegalną, a po wszystkim i namacalną ofiarą mojej dyktatury. Co ty na to? E, nie zaprzeczaj, już znam odpowiedź. – Dykta chwyta w ramiona Pacjenta i mocno przyciska do piersi. – Jestem z ciebie taki dumny.
Pacjent najwyraźniej nie zgadza się, protestuje.
Anarchisto Dykta: Posłuchaj, idę ci na rękę. Tak stałbyś się jakimś okropnym oportunistą, nonkonformistą, anarchistą lub coś takiego, albo nie daj Boże, rewolucjonistą i zniszczyłbyś ten wspaniały układ pomiędzy mną a resztą świata. Ty wiesz jak długo nad tym pracowałem? Ile trudu kosztowało mnie pozbycie się wątpliwości? – Pacjent nie milknie, zaczyna nawet krzyczeć. – A widzisz, nie wiesz. I to mnie smuci, to rani. – Dykta ociera załzawione oczy. – Jest tylko jeden sposób, aby udowodnić, że to ja mam rację. Oczywiście ten, który zaproponowałem, a którego nie chcesz odrzucić. W takim razie, pomimo żalu, jaki będę odczuwał po stracie tak bliskiej mi osoby… A, co tam. Ciesz się. I niech cały świat się raduje! WYRAŻAM ZGODĘ na twoją egzekucję.
Potencjalny rewolucjonista wije się ze strachu, samowładczy dyktator pręży się dumnie. Tak skomponowany witrażyk nawiedza MUZA zamierzając się ogromną szczotką. Z hałasem wypędza kłótników-zalotników ze sceny.
Pacjentka: Oj, chłopaki, chłopaki! Tylko jedno wam w głowach! Chłopaki, chłopaki, chłopaki…
Zamiata podłogę, po czym wychodzi, scena pozostaje jeszcze przez długi czas pusta.
Kilka słów od autora
Dalsze losy trójki bohaterów są mi o tyle znane, o ile mogę się ich domyślać. Nigdy więcej ich nie spotkałem tak więc nie wiem czy Anarchisto Dykta poniósł jakąś karę, czy też został na przykład osadzony w potężnej wieży, z której nie ma ucieczki. Co do pozostałej dwójki, to jak sam zauważyłeś czytelniku, stali się wolnymi ludźmi, pełnymi poszanowania dla demokracji, liberalizmu i pluralizmu. I jako wolni skorzystali z tego najlepiej jak mogli, ubiezpieczając się w trzynastu filarach. Żyją teraz wśród tłumu im podobnych, przeklinając swoją codzienność, zapomniawszy o tym, że byli kiedyś w centrum uwagi, że byli bohaterami czyjejś historii.
Za to wiem, co dzieje się z Antoszą, tym grubaso-tłuściochem, któremu Kontrwywiad strzelił miedzy oczy, czyli po prostu w łeb. Skądinąd wiem, że przeżył zamach na swoje życie, doprowadzony do równowagi między ciałem a duchem, przez jak zawsze skromnie prezentującą się służbę zdrowia, która na tę okoliczność wynalazła specjalne lekarstwo, którego, cóż nieskromnie można rzec, żaden kanonik by się nie powstydził. Po prostu CUDEM, cudem okrzyknęli to zdarzenie ludzie małej wiary.
Saul Weil