O licnyk zaletak i jednej wadzie Świętego Mikołaja
Święty Mikołaj jest pikny! Mo piknom białom brode, piknom cyrwonom copke, pikne sanie i piknego renifera. Pikne jest tyz w nim to, ze nikogo cierpiącego na nadwage nie wpędzo w kompleksy, bo przecie sam jest grubasem straśnym. Charakter tyz mo ponad wselkom wątpliwość pikny – nifto chyba nimo wątpliwości co do jego niezmiernej dobroci. No i doje nom pikne prezenty! Nawet mniejso z tym, jakie te prezenty som: barzo niezwykłe cy barzo pospolite. Prezent to prezent! Haj!
Zauwozcie przy tym, jaki ten Mikołaj jest skromny. Mógłby z hukiem i wielkom pompom wpadać do kolejnyk chałup i krzyceć: Pozirojcie, ludzie! Pozirojcie! Święty Mikołaj przyseł! Podarki przyniósł! Widzicie, jaki dobry jestem?
Nie, Święty Mikołaj tak nie robi. On doje prezenty po cichutku, tak coby nifto nie widzioł i coby nifto nawet nie mioł okazji pokwolić go za takom hojność.
W reklamak telewizyjnyk tyz Mikołaj nie występuje, a przecie mógłby! I kieby doł sie namówić jednemu abo drugiemu koncernowi na reklamowanie jakikś produktów przez cały grudzień abo i cały listopad (bo przecie – krrrucafuks! – juz w listopadzie świątecne reklamy nos atakujom), to wyobrazocie se, kielo dutków mógłby na tym zarobić? Pewnie sam Bill Gates by pozazdrościł! Ale Mikołaj do zodnego reklamowania jakikś bzdetów nigdy namówić sie nie do. Za zodne dutki. I kozdy wie, ze te „Mikołaje”, co w reklamak sie pojawiajom, to nie som prowdziwe Mikołaje, ino jakieś podróby, jakieś wyroby mikołajopodobne.
Jeśli ftoś mi powie, ze nie Święty Mikołaj jest w Boze Narodzenie najwozniejsy – moge sie z tym zgodzić. Ale jeśli ftoś powie, ze bez Mikołaja święta równie pikne by były – z tym juz sie zgodzić nie moge. Bo Boze Narodzenie bez Świętego Mikołaja to jak świątecny śledź w oleju bez cebulki – wiadomo, nie cebulka jest w śledziu najwazniejso, ino sam śledź, ale kie cebulki zabraknie, to i śledź bedzie juz inacej smakowoł.
Na mój dusiu! Same zalety mo ten Mikołaj! Ale mo tyz niestety jednom wade – takom, ze on być moze … nie istnieje! A kie dowiedziołek sie, ze nieftórzy badace poddajom nawet w wątpliwość istnienie jego pierwowzoru, świętego biskupa z Myry, to pomyślołek se, ze to juz katastrofa kompletno! Więc Święty Mikołaj od samiućkiego pocątecku miołby istnieć ino w ludzkiej (w psiej tyz) wyobraźni? A te kiełbase jałowcowom, co zawse w Mikołajki i w Wigilie ląduje przed mojom budom, to od mojej gaździny, nie od Mikołaja? Ocywiście jeśli to som podarki od gaździny, to tyz miło, ale … gaździna mo cały rok na obdarowywanie mnie, Mikołaj – ino te dwa dni: sósty i dwudziesty cworty grudnia.

Krucafuks! Chętnie wynalozłbyk jakiś niezbity dowód na to, ze Święty Mikołaj istnieje, ze to on, nie fto inksy, w te dwa grudniowe dni prezenty nom doje i ze te prezenty som przywiezione z samiućkiego Bieguna Północnego, a nie z jakiegoś pobliskiego sklepu. Ale niestety… ani empirycnie, ani matematycnie, ani w zoden inksy sposób istnienia tego piknego świętego udowodnić nie jestem w stanie.
Moze jest jednak jakiesi wyjście? Moze nie trza dowodzić mikołajowego istnienia? Moze wystarcy ino coś zrobić, coby w niego uwierzyć? W końcu jeśli bede wierzył, ze on istnieje, to co mnie bedom obchodziły jakieś tam głupie dowody?
O, tak! To jest wyjście! Trza po prostu zrobić wysiłek, coby uwierzyć! No to zacynom …
Yyyp! Yyyp! Yyyyyyyp! Juz kapecke wierze.
Yyyp! Yyyp! Yyyyyyyp! Wierze coroz mocniej. No to jesce roz!
Yyyp! Yyyyyyyyyyyyyyyppp!!!
Yes! Yes! Yes! Udało sie! Wierze w Świętego Mikołaja! Wierze! Wierze! O, krucafuks! Jak fajnie jest w niego wierzyć! Kozdy, fto wierzy, potwierdzi, ze to jest fajne!
Teroz juz wytrwom w tej wierze z miesiąc, abo nawet jesce dłuzej. A co! Z takiej wiary przecie zodnej skody nimo, ino sam pozytek.
A z okazji nadchodzącyk Świąt zyce wom syćkiego najpikniejsego, duzo piknyk prezentów, no i tego, cobyście przynajmniej w casie tyk Świąt wierzyli w istnienie Mikołaja. Hau!
Ilustracje: summa/pinezka.pl (na bazie zdjęć z serwisu SXC.hu)