Mapy (z życia Doktora Podsiadka)
z życia Doktora Podsiadka
Doktor Podsiadek okupował swój niewielki gabinet z widokiem na parking już od miesiąca, ale dopiero tego dnia nadeszły zamówione przez niego segregatory. Wszystkie były jednolicie granatowe, cztery i pół centymetra szerokie, ponieważ takie właśnie zdaniem Doktora Podsiadka pasowały do wystroju nieprzyozdobionego jeszcze gabinetu oraz takie właśnie wypełniały półki regału na segregatory szczelnie, nie pozostawiając żadnych dziur w ścianie granatowych grzbietów.
Doktor Podsiadek spędził cały poranek rozpakowując swoje nowe segregatory i ustawiając je na półkach. Co półkę odstępował od regału krok do tyłu i chwilę przyglądał się swemu dziełu. Na jego twarzy malowało się ukontentowanie, ponieważ stworzył prawie dokładnie to, czego się spodziewał – profesjonalnie wyglądający regał z segregatorami.
Po segregatorach przyszła kolej na to, co hołubił najskryciej, czego najintensywniej oczekiwał i najbardziej się bał. Kiedy segregatory z purytańską dokładnością poustawiane na półkach wyglądały więcej niż fachowo, Doktor Podsiadek usiadł w wygodnym fotelu za opróżnionym ze wszystkiego prócz monitora komputerowego biurkiem i sięgnął do swojej skórzanej teczki wykładowcy. Z niej powoli i ostrożnie wyjął płaskie, kwadratowe zawiniątko opakowane w szary papier z nadrukiem firmy oprawiającej obrazy. Chwilę patrzył się na pakunek i dotykał dłońmi papieru, ciesząc się na spotkanie z historycznym momentem. Oto za chwilę po raz pierwszy w życiu powiesi na ścianie oprawioną w antyramę mapę.
Przeglądowo-topograficzne, tematyczne mapy od dawna były pasją Doktora Podsiadka, jednak żona – ta sama, która ostatnio odmówiła przepisywania referatów Doktora Podsiadka na maszynie i jedyna, jaką kiedykolwiek posiadał – zgłaszała zdecydowany sprzeciw wobec wieszania map w ich skromnych rozmiarów mieszkaniu. Tym bardziej, że Doktor Podsiadek, prawdziwie zafascynowany mapami tematycznymi, zdążył uzbierać już ich pokaźną kolekcję, która z pewnością pokryłaby większość powierzchni ścian mieszkania.
Osobiście był zdania, że najpiękniejszym egzemplarzem, jaki udało mu się zdobyć, była rozmiarów metr na metr mapa Polski w swoich najszerszych możliwych i nigdy nie zrealizowanych jednocześnie granicach: od Odry i Nysy po Morze Czarne i Rumunię, włączając Inflanty, Kurlandię, Żmudź oraz znaczne obszary Białorusi. Na tle mapy z zaznaczonym pobieżnie i symbolicznie uformowaniem terenu, widniały nazwy większych miast wypisane zabytkową czcionką i portrety najznamienitszych i najrdzenniejszych Polaków, takich jak Jagiełło, Kopernik, Mickiewicz, Chopin, Batory, Skłodowska-Curie.
Nie tę jednak mapę wybrał na pierwszy obiekt wiszący w swoim nowym gabinecie. Nie miał odwagi. Ta mapa Polski była zbyt cenna i Doktor Podsiadek nie potrafił pogodzić się z myślą o pozostawianiu jej na noc w pomieszczeniu, do którego dostęp miały służby sprzątające uczelnię. Prawdopodobnie wejście w posiadanie czterech ścian, które mógł zagospodarować według uznania i gustu było najpoważniejszym przyczynkiem do szczęścia, jakie wywołało w Doktorze Podsiadku posiadanie gabinetu. Czterech ścian wolnych od cenzury domowników i pracodawcy.
O szczęściu właśnie i o tym, jak długo musiał czekać na jego zrealizowanie, myślał Doktor Podsiadek siedząc za biurkiem i delikatnie gładząc papier z nadrukiem firmy oprawiającej obrazy. Wiedział, co znajduje się w środku i dlatego nie musiał tam zaglądać – wolał celebrować moment odpakowania zawartości, jak w dawnych czasach celebrował nowootrzymane od ojca kredki. Schylił się raz jeszcze w kierunku swojej skórzanej teczki wykładowcy i z jednej z jej przegródek wyjął młotek oraz dwa gwoździe: jeden do powieszenia zawartości pakunku spoczywającego na biurku, a drugi na zapas, jakby pierwszy się popsuł. Dopiero kiedy przyrządy leżały na biurku obok pakunku, odsłonił zawartość papieru i oczom jego po raz nie wiadomo który, ale zawsze równie ciepło przyjmowana, ukazała się oprawiona w antyramę przeglądowo-topograficzna, tematyczna mapa zatytułowana „Fromages de France”. Przedstawiała zarys Francji z kolorowo zaznaczonymi wypukłościami, większymi zbiornikami wodnymi i siecią dróg, na które naniesione zostały rysunki serów wyrabianych w poszczególnych rejonach kraju. Sery były dodatkowo podpisane.

Doktor Podsiadek westchnął z zadowolenia, wciąż wpatrując się w mapę podszedł z nią do ściany, przyłożył na samym środku po to, by po chwili wbić w nią gwóźdź. Już pierwszy z gwoździ gładko dał się umieścić w ścianie gabinetu, co Doktor Podsiadek odnotował z zadowoleniem. Nie chodziło mu tak bardzo o konieczność mocowania się z kolejnym gwoździem dla mapy, ani o kolejną konieczność gipsowania ściany w razie niepowodzenia pierwszego gwoździa. Doktor Podsiadek swój sukces odnośnie gwoździ potraktował jako obiecującą zaliczkę na poczet wbijania w ściany gabinetu kolejnych gwoździ. Map miał przecież dużo.
Zadowolony z efektu pracy tego poranka, raz jeszcze stanął na środku gabinetu, a włożywszy ręce w kieszenie spodni, okręcił się dookoła. Z aprobatą pokiwał głową, po czym udał się do Klubu Profesorskiego.
Ilustrowała: summa/pinezka.pl