Lwiątko – Szkoła i Mucha
Lwiątko – Szkoła
– Jak było w szkole, Lwiątko? – zapytała przymilnie Lwica, gdy Lwiątko walnęło
plecak na środku korytarzyka.
– Ok – niby powiedziało, ale bardziej odburknęło Lwiątko zrzucając adidaski.
– Zjesz coś teraz? – Lwica już wyobrażała sobie góry kanapek.
– Eh, zobaczę – Lwiątko starało się być miłe, więc wbiegło do kuchni porzucając plecak i adidaski.
– Coś sobie zrobisz – domyśliła się Lwica – w miseczce jest świeżo podpieczony boczek – podpowiadała.
– Może się nada na jajecznicę – Lwiątko już sięgnęło po patelnię – a gdzie są jajka?
– Nikt ich przenosił w inne miejsce od poprzedniej okazji – relacjonowała Lwica bez najmniejszej emocji.
– A wystarczy dla mnie? – Lwiątko pytało dalej.
– Rozstrzygnij sam. A może trzeba dokupić? – Lew niechętnie odwrócił głowę od komputera.
– O nie! Na pewno wystarczy! – zatriumfowało Lwiątko zanim otworzyło lodówkę.
Magiczny zapach rozszedł się po kuchni. Lwiątko rozsiadło się na krześle i z nabożeństwem zaspakajało głód.
– Więc jak w tej szkole? – podjął temat Lew.
– Wszystko ok – już mniej burkliwie stwierdziło Lwiątko po przełknięciu kolejnego kęsa.
– A dają w tej szkole jakieś stopnie? – okrążał, ale nie ponaglał Lew, bo Lwiątko ciągle bardziej jadło, niż rozmawiało.
– Jak są klasówki, to dają – dość cicho, bez wyraźnej chęci przyznało Lwiątko.
– Interesujące – z namysłem stwierdziła Lwica – wychodzi na to, że od początku roku nie miałeś ani jednej klasówki.
– No, tego bym nie powiedział – najswobodniej, jak umiało, zaprotestowało Lwiątko.
– Ale na to wychodzi – Lew poparł Lwicę.
– Na przykład dziś miałem klasówkę – z jakimś dziwnym odcieniem w głosie stwierdziło Lwiątko.
– No i jak poszło? – Lwica narzuciła sobie spokój.
– Tak sobie – Lwiątko było nad wyraz szczere.
– Czy to znaczy, że słabo? – upewniał się Lew.
– O słabo nie ma mowy – obruszyło się Lwiątko – nie najlepiej i tyle.
– To co się stało? – Lwica była spokojna, ale i zaniepokojona jednocześnie.
– Pomyliłem się w jednym zadaniu – przyznało już nie tak cicho. – Przez własną głupotę.
Lwiątko zerwało się z krzesła, rzuciło naczynia na kuchenny kontuar i skierowało się na górę.
W drodze do schodków potknęło się o adidaski, a ratując się od upadku wpadło na plecak. Zarzuciło go ramię i wbiegło po schodach.
– Jak myślisz – Lew zaryzykował pytanie, gdy na górze trzasnęły drzwi – daje sobie radę?
– Chyba tak – Lwica wolała być ostrożna – ale trzeba częściej rozmawiać.
– Ano trzeba – potwierdził Lew i wrócił do komputera.
Lwiątko – Mucha
– Lwiątko, nie machaj łapką nad gazetą tatusia – zamruczała Lwica.
– Chcę się bawić – odmruczało Lwiątko.
– Bo tatuś czyta – dodał Lew – baw się sam.
– Sam już się bawiłem.
– To baw się zabawką – Lew nie spojrzał nawet.
– Albo rób cokolwiek.
– Cokolwiek już robiłem – upierało się Lwiątko.
– Łap muchy.
– Tak, tak, wyłap wszystkie.
– Nie lubię łapać much. I nie umiem.
– To się naucz. Taki duży lew, jak ty, musi umieć łapać muchy.
– Uczyłem się wczoraj. Chcę się bawić z tatusiem.
– Tatuś musi odpocząć. Chyba widzisz.
– To ty baw się ze mną.
– Ja zmywam naczynia po obiedzie. Ktoś musi pozmywać. Przecież ty nie pozmywasz.
Lwiątko w duchu przyznało dziecięco uczciwie, że nie pozmywa. I dodało głośno:
– Chcę się bawić.
– Ty znowu swoje? Nie rozumiesz?
– Bo mi nudno. Tatuś nigdy nie bawi się ze mną.
– Tatuś pracuje – powiedział Lew, po czym odłożył gazetę i przymknął oczy.
Nad nosem Lwa przeleciała mucha, zawróciła, jak to mucha, i leciała z powrotem.
– Mogę złapać muchę? – zapytało grzecznie Lwiątko.
– Ależ, oczywiście, możesz – powiedziała znad garów Lwica.
Lwiątko machnęło łapką. Mucha odleciała.
A potem, gdy już się wszyscy uspokoili, stanowczo zakazano Lwiątku polowania na muchy.