Autonarratywa psychologiczna Zenona
Na pomysł napisania książki o samotności Zenon nie wpadł tak sobie z dnia na dzień. Właściwie na pomysł napisania książki nie wpadł w ogóle, a skrypt, który teraz wymagał już tylko dopisania pierwszego zdania i kilku stron podążającego za nim rozdziału, zrodził się jakby samoistnie. Samotność, której doświadczał już przynajmniej dziesięć lat i która tak bardzo mu doskwierała, powodowała permanentny dyskomfort psychiczny i musiała go w końcu doprowadzić do decyzji o podjęciu pewnego rodzaju terapii. Właśnie w starannie zapisanej autonarratywie widział zbawienie, którego nie mógł doświadczyć u żadnego psychologa, z prostego względu – zanim znalazł dobrego psychologa i zdążył się do niego przyzwyczaić, zmuszony był przenosić się w inne miejsce. Dlatego nigdy nie udało mu się dokończyć czy nawet podjąć na dobre żadnej terapii, do czego naprawdę starał się dążyć. Leczenie się przestało być proste, a świat pojmowalny.
Trudności ze znalezieniem psychologa wynikały po części z tego samego, z czego wynikała też i samotność Zenona, i właściwie z czego wynikało ostatnio wszystko, co Zenona. Przenoszenie się z miejsca na miejsce nie było przecież fanaberią, a życiową koniecznością, która, choć z początku była nawet zabawna i podatna na dorabianie pozytywnych teorii (np. że im więcej miejsc się odwiedzi, tym więcej ciekawych ludzi się pozna), od dłuższego już czasu zaczęła poważnie Zenonowi doskwierać.
Zenon, jak wielu, jeśli nie wszyscy, padł ofiarą nieodwracalnych przemian w zasadach kontraktowania do pracy, przez co zamiast ciepłej posadki w nigdy nieplajtującej firmie, jedyne, co udało mu się znaleźć, to wieczna tułaczka po całym kraju z kontraktu na kontrakt, czasem jedno-, czasem dwuletni. W związku z może powoli, ale jednak stanowczo rosnącymi kosztami zatrudnienia pracowników, przez co pracodawcy musieli odprowadzać do kasy państwa coraz to większe miesięczne opłaty na coraz to nieefektywniej funkcjonujące systemy zabezpieczeń pracowników, kwoty, które przekazywane były do kasy państwa i na pochodne fundusze, powoli zaczęły przewyższać same wypłaty dla pracowników i powodować kompletną nieopłacalność zatrudniania. W podobnych okolicznościach pracownicy przyjmowani byli do pracy na okres próbny, po którym podpisywano z nimi tymczasowy kontrakt, a po nim następny. Kontraktów można było podpisać tylko tyle, żeby przepracować maksimum dwa lata, po których pracownik przestawał być pracownikiem, a chcąc odzyskać swój uprzywilejowany status, musiał szukać nowego pracodawcy, Bóg wie, w którym tym razem zakątku kraju.
Pracy na rynku nie brakowało, jednak była poważnie rozproszona. Początkowy stres Zenona, że po wygaśnięciu kontraktu nie znajdzie następnego, został wkrótce zastąpiony beztroską wynikającą z pewności, że jakieś zatrudnienie jednak znajdzie, która to beztroska z kolei przerodziła się w wieczną tułaczkę i frustrację tułaczką. Miasta, mieszkania, przyjaciół zmuszony był zmieniać jak rękawiczki i choć starał się grać twardziela, każde następne rozstanie z otoczeniem przeżywał coraz gorzej. Po kilku latach podjął starania o dobrego psychologa, a po dwóch następnych, podczas których okazało się, że miejsca zamieszkania zmienia szybciej, niż pozwalałoby to na skuteczną kurację u psychologa – o znalezienie alternatywnej drogi uleczenia się. Samouleczenia się.
Na pomysł terapii przez autonarratywę wpadł sam, ale po skonsultowaniu kilku podręczników nowoczesnej psychologii. Kiedy metoda zaczęła przynosić pewne rezultaty, okazało się też przy okazji, że Zenon stworzył niezwykły kawałek literatury – zapis wszystkiego, co przychodziło mu do głowy, a bywało, że w związku z nabawioną się w międzyczasie poszerzoną percepcją były to rzeczy niebanalne. Jednak obrazem tym Zenon z nikim nie mógł się podzielić. Zenon był wszakże naprawdę samotny. Niezwykły kawałek literatury pozostawał niezwykły póki co wyłącznie dla niego.
I tutaj właśnie zupełnie nagle Zenon dotrał do sedna dyskomfortu życiowego, którego doświadczał: znaleźć kogoś, z kim mógłby się podzielić autonarratywą, a więc doświadczeniem samotności, oznaczało prawdopodobnie wyleczenie się z samotności i wszelkich dołączonych syndromów. Opublikowanie książki jego życia stało się więc sprawą życia i śmierci, bo miało być pomostem pomiędzy samotną duszą Zenona, która nie była w stanie znieść samotności, a światem i ludźmi, których obojga tak bardzo łaknął.
Zobacz też:
Zenon pisze pierwsze zdanie
Coming out Zenona